Rozdział 23

Tydzień później 

   - Może lepiej zostań w domu - nalegał, jak zwykle bezskutecznie, Jay.
   - Mówiłam ci, że to nic poważnego - powtarzałam to jak mantrę, wychodząc na taras, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
   Od rana moja głowa pulsowała od bólu, czego przyczyna nie była mi znana. Gdy to powiedziałam zatroskanemu tatuśkowi, ten dał mi aspirynę i kazał leżeć w łóżku, lecz jakoś męczyło mnie nic nie robienie. Tabletka nie pomogła, a tego dnia chłopaki mieli koncert, więc musiałam jakoś się pozbyć bólu. Jared zamiast jechać i się przygotować, zamartwiał się moim stanem i próbował namówić na zostanie w domu. A że ja uparta, postanowiłam być na tym koncercie mimo wszystko. Oczywiście on musiał być temu przeciwny.
   - A jeśli zemdlejesz? - poszedł za mną - Nie wybaczę sobie, jeśli coś co się stanie.
   - Jared - westchnęłam, odwracając się do niego - To tylko ból głowy. Przejdzie mi, jak zawsze.
   - Skąd ta pewność? - podszedł bliżej i złapał moje dłonie - Ostatnio jak się źle czułaś, trafiłaś do szpitala.
   - O którym razie mowa? - zaśmiałam się cicho, nie mogąc tego powstrzymać.
   - O wszystkich - zmarszczył czoło - I nie śmiej się ze mnie - powiedział niby zły, ale widziałam cień uśmiechu na jego ustach.
   Wyszczerzyłam ząbki w szerokim uśmiechu, po czym stanęłam na palcach stóp, by dosięgnąć jego ust i złożyć na nich krótki, słodki pocałunek. Pomyślałam, że może tym go przekonam. I jak zwykle miałam rację. Odpuścił mi, a następnie przybliżył mnie do siebie jeszcze bardziej, ponieważ nie chciał zostać mi dłużny. Ponownie połączyliśmy usta w namiętnym pocałunku, jakbyśmy nie robili tego od dawna, a całujemy się przecież co chwilę. Nigdy nie zrozumiem tego, że po każdym razie zakochuję się w nim od nowa, choć sądziłam, że kochać go już bardziej się nie da. Miłość jest dziwna, ale jakże piękna.
   Oderwałam się od niego, by móc powrócić z nim do środka. Wyjście na powietrze nic mi nie dało. Ból głowy wciąż nie dawał mi normalnie funkcjonować. Co więcej, zaczęło mi się w niej kręcić tak bardzo, że musiałam się podtrzymać Jaya. Ten wziął mnie na ręce i szybko zaniósł do mojego pokoju, gdzie trafiłam na łóżko, a Jay kazał mi leżeć.
   - Masz leżeć tutaj, dopóki ci się nie polepszy, zrozumiano? - patrzył na mnie poważnie.
   - Zgoda, ale ty w tym momencie jedziesz na próbę przed koncertem - okrywałam się kołdrą.
   - Słusznie - skrzywił się - Chłopaki pewnie już się wściekają.
   - To jedź, ale już - poganiałam go.
   - Dobra - uśmiechnął się - Odpoczywaj - cmoknął moje czoło.
   - Przyjadę o osiemnastej - puściłam mu oczko.
   - Jeśli poczujesz się lepiej...
   - Jedź już, tatuśku - położyłam się.
   Zaśmiał się słodko, pogładził mój policzek dłonią, po czym pożegnał się i wyszedł pospiesznie. Ja za to postanowiłam się przespać. Miałam trzy godziny czasu, a nic lepszego do roboty nie miałam. Zamknęłam oczy i od razu zapadłam w sen. W niespokojny sen. Ponownie śnił mi się ten las, znowu ta sama trumna i pełno krwi wokół. Jednak tym razem nie został mi on przerwany. Pojawiła się tam moja matka, która przyglądała się temu z wielkim rozbawieniem. Wtedy się obudziłam i zalałam łzami. Nienawidzę tego snu. Gdy próbuję zapomnieć o śmierci ojca, ten obrazek staje mi przed oczami. Chyba wciąż się nie pogodziłam z tym.
   Wycierając łzy, w moim telefonie załączył się budzik, który miał mnie obudzić godzinę przed osiemnastą. Wyłączyłam alarm czując, że mój stan nie jest lepszy. Można było rzec, że gorszy. Ból nasilił się przez mój płacz. Ale nie chciałam rezygnować z koncertu. To miał być ich pierwszy występ promujący nową płytę. Nie mogłam sobie tego odpuścić.
   Wstałam i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam ciuchy na przebranie. Czarne rurki i koszulka The Rolling Stones, a na to skórzana kurtka, którą zamierzałam włożyć przed wyjściem, gdyż wisiała w przedpokoju. Włosy upięłam w wysokiego koka, a z przodu uniosłam grzywkę i zakręciłam w czubek w stylu pin-up girl*, a na dodatek zawiązałam sobie czarną bandamkę na głowie. Zupełnie jak z lat 50. Podkreśliłam jeszcze usta czerwoną szminką i lekko zacieniowałam oczy. W efekcie wyglądałam, jak na moje oko, dość seksownie.
   Powalę Jareda na kolana, pomyślałam.
   Uśmiechnęłam się lekko. Zeszłam na dół do kuchni, by wziąć kolejną tego dnia tabletkę przeciwbólową. Pomyślałam, że tym razem może pomóc. Jednak poczułam jeszcze gorszy ból. Nie rozumiałam co się dzieje, ale nadal nie chciałam zostawać.
   Zobaczyłam, że jest już godzina 17.35. Wiedziałam, że nie przyjdę na umówioną godzinę. Wzięłam z wieszaka swoją kurtkę i wyszłam z domu. Postanowiłam przejść się do klubu, w którym mieli wystąpić. Długi spacerek po mieście dobrze mi zrobi. Słońce powoli chowało się za horyzont. Okolica, w której mieszkamy, zazwyczaj jest niesamowicie spokojna, bo daleka od centrum. Dlatego droga piechotą do miasta zajmuje mi godzinę. Ale się tym nie przejmuję. Lubię tak się przemieszczać.
   Gdy byłam w połowie drogi, zadzwonił do mnie Jay, akurat gdy byłam już na obrzeżach centrum LA. Wiedziałam, że w końcu zacznie wydzwaniać. Odebrałam połączenie.
   - Co jest, kotek? - odezwałam się pierwsza.
   - Jak się czujesz? - spytał od razu.
   - Dobrze - skłamałam, gdyż czułam się fatalnie, lecz wciąż nie dawałam tego po sobie poznać - Za jakieś pół godzinki będę.
   - Miałaś być o osiemnastej - zauważył.
   - Postanowiłam się przejść do miasta - wytłumaczyłam - Mam za dużo energii, więc muszę to wykorzystać.
   - A brzmisz jakbyś miała zasnąć.
   Zamarłam. Zaczął się domyślać. A tak się starałam, by niczego się nie dowiedział. Ale może nie wszystko stracone.
   - Wydaje ci się - zaśmiałam się dla niepoznaki - Na koncercie to ja będę skakać najwyżej i krzyczeć najgłośniej. Zobaczysz!
   - Wierzę - wyczułam, że się uśmiecha i w końcu odpuszcza.
   - Za niedługo będę. Przygotowuj się dalej - poradziłam mu, a ten westchnął.
   - Czekam na ciebie - szepnął, po czym pożegnał się i rozłączył.
   Schowałam telefon do kieszeni spodni i skupiłam się na drodze. Po pewnym czasie zaczęłam czuć się nieco gorzej. Moje nogi były jak z waty i męczyłam się, idąc szybko przed siebie. Gdy poczułam zawroty głowy, musiałam podeprzeć się o ścianę jakiegoś sklepu, by nie upaść. Popatrzyłam na swoją dłoń. Trzęsła się jak galareta. Było ze mną źle, ale mimo to nie chciałam zawracać. Pragnęłam być na tym koncercie za wszelką cenę.
   Ruszyłam znowu przed siebie, ale nie zaszłam daleko, gdyż znowu zabrakło mi sił. Oparłam się o budynek i zsunęłam się po ścianie na ziemię. Ignorowałam fakt, że ludzie się na mnie gapią. Czułam się troszkę jak na kacu. Głowa bolała niemiłosiernie, ciało odmówiło posłuszeństwa. Jednak myślałam tylko o tym, by dotrzeć na występ chłopaków. Nie przyjmowałam do siebie niczego innego.
   Schowałam twarz w dłonie i próbowałam uspokoić oddech, który zaczął mi się przyspieszać. Ostatnio czułam się tak rok temu, jeszcze przed moją ucieczką. Wtedy były podejrzenia, że mam padaczkę i prawdopodobny guz w mózgu. Olałam to, bo uważałam, że przesadzają. Zwłaszcza matka, która już panikowała, że umrę. Dobre sobie. Nie ma takiej siły, która usunęłabym mnie z tego świata.
   - Charlie? - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
   Podniosłam wzrok na osobę, która klęczała przede mną. To był Artur. Jego najmniej się spodziewałam teraz. Patrzyłam na niego zaszokowana, a on na mnie zaniepokojony.
   - Co tu robisz? Co się stało? - pytał.
   - Odpoczywam - próbowałam zażartować, ale mi nie wyszło.
   - Na ziemi? - spojrzał na mnie znacząco - Wstawaj - złapał moje ręce i ostrożnie pomógł mi wstać. Gdy już byłam na nogach, zaczął mnie o wszystko wypytywać - Gdzie zmierzałaś?
   - Na koncert chłopaków - mówiłam leniwie, trzymając się go mocno.
   - W takim stanie? - przyjrzał mi się.
   - Źle wyglądam? - podniosłam brew ku górze.
   - Nie no, ogólnie seksownie - stwierdził - Ale jesteś strasznie blada i masz zaczerwienione oczy. Brałaś coś? - spoważniał.
   - Nie, a skąd! - zaprzeczyłam, czując się obrażona - Źle się czuję i tyle.
   - To czemu nie zostałaś w domu?
   Teraz się o mnie martwi?, parsknęłam.
   - Chcę być na tym koncercie - oznajmiłam.
   Artur jednak wciąż nalegał, bym wróciła do domu, bo wyglądałam jak milion nieszczęść. Każda kobieta chciałaby to usłyszeć... Ja nadal zostawałam przy swoim i prosiłam, co samą mnie zaskoczyło, by poszedł tam ze mną w razie, gdybym miała po drodze zemdleć. Bez zawahania się zgodził, gdyż wiedział, że mnie nie przekona. Objął mnie ręką w pasie i powoli zmierzaliśmy do miejsca, w którym miał odbyć się koncert. Pierwszy raz od dłuższego czasu, w głębi duszy cieszyłam się, że Artur był przy mnie. Pojawił się w odpowiedniej chwili, za co byłam mu wdzięczna. Powoli przestawałam być zła na niego, co nie znaczyło, że nie pamiętam co mi zrobił. Zdrady się nie wybacza.
   Dotarliśmy na miejsce po dwudziestu minutach. Gdy weszliśmy do wielkiego klubu, początkowo nie chciano nas wpuścić za kulisy, mimo że miałam przepustkę, którą dostałam od Jareda. Na szczęście w pobliżu kręcił się Chris, ich gitarzysta i wszystko wyjaśnił prawie dwumetrowemu ochroniarzowi. Weszliśmy za kulisy i zaczęliśmy szukać braci. Znalazłam Jareda, siedzącego w ich garderobie, gdzie szykował się mentalnie do pierwszego występu tej trasy. Gdy ujrzał mnie w progu drzwi, od razu wstał i podszedł do mnie, patrząc to na mnie, to na Artura, na którego widok chyba niezbyt się ucieszył. Zatrzymał wzrok na mnie. Zobaczyłam w nich mieszane uczucia.
   - Jak ty wyglądasz? - kręcił głową, dotykając moich policzków - Mówiłaś, że dobrze się czujesz.
   - Bo czułam się dobrze - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.
   Jay westchnął tylko i przytulił mnie, cmokając moje czoło. Za dobrze mnie zna, by gniewać się za jeden mały wygłup. Wie, jak bardzo jestem uparta, więc mi odpuścił już na starcie. Jednak czułam, że to jeszcze nie wszystko.
   - Chodź, położysz się na kanapie - zaczął mnie prowadzić w stronę sofy - A Artur co tu robi? - spytał mnie szeptem.
   - Spotkałam go po drodze - odpowiedziałam, siadając - Pomógł mi tu przyjść.
   - To prawda - odezwał się Artur - Zobaczyłem ją, siedzącą na ziemi, więc musiałem podejść i jej pomóc.
   Z tego by wynikało, że wyglądałam jak pijana dziewczyna ze złamanym sercem. Dopiero teraz pojęłam swoją głupotę.
   - Charlie - załamał się Jay - Czy ty zawsze musisz...
   - Daruj sobie - przerwałam mu, czując że zaraz zacznę krzyczeć - Chciałam tu być, to jestem. A to, że nagle poczułam się źle, to nie moja wina.
   Nie patrzył na mnie, lecz gdzieś przed siebie i myślał nad czymś bardzo głęboko. Chyba trochę przesadziłam. Mogłam go posłuchać, a tymczasem czułam jakbym umierała. Na dodatek bezczelnie mu przerwałam, czego nigdy mu nie robiłam. Żałowałam tego cholernie.
   - Dzięki, że ją tu przyprowadziłeś - zwrócił się do Artura.
   - Drobnostka - popatrzył najpierw na mojego chłopaka, potem na mnie - Byłbym gnojkiem, gdybym jej nie pomógł.
   Spuściłam wzrok.
   - Ja będę już spadał. Jestem umówiony i zaraz się spóźnię.
   Kiwnęłam głową i lekko uśmiechnęłam się w jego stronę. W ten sposób bezgłośnie podziękowałam mu za pomoc. Pożegnał się tym samym i wyszedł, zostawiając nas milczących. Jeszcze nigdy cisza między nami nie była aż tak krępująca jak w tej chwili. Był na mnie zły. Dało się to wyczuć. Zbierało mi się na płacz, który po chwili ogarnął całe moje ciało. Pierwsza łezka wypłynęła z oka, lecz szybko starłam ją dłonią. W tym samym momencie Jared na mnie spojrzał chłodnym wzrokiem, lecz szybko złagodniał, za pewne widząc mnie ze łzami. Usiadł obok mnie i przytulił, wzdychając ciężko.
   - Nie płacz, nie teraz - szeptał mi do ucha - Przepraszam.
   - To ja przepraszam - załamał mi się głos.
   Gładził mnie po włosach, gdy nagle do pokoju wbił Matt, oznajmiając, że na godzinę zaczynają. Jednak widząc mnie, stracił cały zapał na dziś i od razu zaczął wypytywać co się stało. Jared odpowiadał na każde jego pytanie, gdyż nie miałam siły powtarzać znowu tego samego. Męczyło mnie to.
   Chłopacy kilka minut przed występem zostawili mnie w garderobie, bym odpoczywała i wyraźnie zakazali mi wychodzić, póki mi się nie polepszy. Leżałam na kanapie i czułam mdłości. Nie próbowałam się nawet ruszać, bo na to też zabrakło mi sił. Byłam zła na siebie, że akurat dziś musiałam się rozchorować. W dniu ważnym dla chłopaków. Tak bardzo chciałam ich zobaczyć, pośpiewać razem z nimi, poskakać z tłumem pod sceną. Dawno nie widziałam ich grających razem. Czemu wszystko było przeciwko mnie?
   Próbowałam zasnąć, ale ból głowy i hałasy fanów nie dawały mi się na tym skupić. Zżerała mnie ciekawość, co się tam dzieje. Zebrałam w sobie wszystkie siły, jakie mi jeszcze zostały i powoli, ostrożnie wstałam z kanapy na nogi. Mimo nasilenia się bólu, nie zrezygnowałam. Leniwie podeszłam do drzwi, otworzyłam je i wyszłam na korytarz, prowadzący prosto na tył sceny. Podpierając się ręką ściany, kierowałam kroki w stronę występu. Po chwili stałam za sceną, gdzie ciągle poruszali się roadie**, którzy kontrolowali przebieg koncertu. Poszłam na bok sceny, by zobaczyć chłopaków. Byli w swoim żywiole. Jared był tak skupiony na śpiewie i kontakcie z publicznością, że nie zauważył mnie. Zawsze sprawia wrażenie, jakby śpiewał do każdego z osobna. Przez to fanom wydaje się, że zostali zauważeni, co jest w sumie prawdą. Jay lubi zapamiętywać niektórych, bo okazali się ciekawi. Taki jego zwyczaj.
   W końcu w pewnym momencie spojrzał na mnie, uśmiechnięty od ucha do ucha. Jednak widziałam, że znowu zaczyna być na mnie zły, bo wyszłam z garderoby. Nie przejęłam się, w tym momencie cieszyłam się, widząc ich na scenie. Nie zwracałam już nawet uwagi na mój stan. Lekko kołysałam się w miejscu, rozkoszując się dźwiękami nowych utworów zespołu. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o piosenki, to wznieśli się na wyższy poziom profesjonalizmu. Brzmieli już jak wieloletni, doświadczony zespół, choć razem grali dopiero cztery lata. Jedno spotkanie na studiach i od razu między nimi zaiskrzyło. Gdyby nie to, zostaliby kimś innym. Na przykład Jared zostałby fotografem. Jak ja. Jestem z zawodu fotografem, lecz to tylko na wypadek, gdyby moja kariera muzyczna nie wypaliła. Myślę, że Jared tez chciał tak zrobić, ale nie zdążył, gdyż ich kariera ruszyła dość szybko i nie ukończyli studiów. Ale to im nie szkodzi.
   Są naprawdę dobrym zespołem.
   Puściłam do Jaya oczko, na co trochę jakby się rozluźnił. Uspokoiłam go w ten sposób. Jednak sama już nie zachowywałam spokoju. Walczyłam z potrzebą wymiotowania i ochotą położenia się z powrotem na kanapę w garderobie. Nie miałam zamiaru się poddać. Nie teraz.
   Popatrzyłam na grupkę skaczących ludzi niedaleko mnie. Świetnie się bawili. Nagle obok nich pojawił się Artur, który widząc mnie, uśmiechnął się i zaczął iść w moim kierunku. Myślałam, że nie będzie go na koncercie. Najwidoczniej się myliłam.
   Był już przy mnie, gdy chłopaki zaczęli grać kolejny utwór.
   - Jak się czujesz? - spytał, będąc blisko mojego ucha, bym usłyszała.
   - Lepiej.
   Jestem naprawdę świetną aktorką.
   - To dobrze - uśmiechnął się słodko.
   - A ty nie byłeś przypadkiem umówiony? - zauważyłam.
   - Byłem - potwierdził - Ale ten ktoś zmienił plany.
   - Przykro mi.
   Spojrzałam mu w oczy, co było ogromnym błędem. Momentalnie powróciły wszystkie wspomnienia. Te chwile na spacerach, w domu, na wzgórzach, na koncertach... Te pocałunki. Wszystko krążyło mi w głowie, która bolała teraz ze zdwojoną siłą, a ja skupiałam się jedynie, żeby przypadkiem nie rzucić się na Artura. Miałam ochotę go przytulić, ale powstrzymywałam się z całych sił.
   Nie teraz. Nie wybaczę mu tego. Musi poczekać.
   Jednak wszystkie te postanowienia wyparowały wraz z tym, jak jego oczy wdarły się do mojego umysłu. Tak tęskniłam za ich widokiem...
   Zanim to przemyślałam, już byłam w jego ramionach, czując dziwną ulgę w sercu. Cała złość znikła w tej jednej, krótkiej chwili, która wydawała się być wiecznością. Co się ze mną działo?
   Odsunęłam się, by zobaczyć jak w oczach Arturach tańczą radosne iskierki. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Dałam mu nadzieję, przynajmniej na przyjaźń. W sumie też zaczynałam liczyć na to, że zostaniemy przyjaciółmi. W końcu jedno złe wspomnienie nie przekreśli tak fajnej znajomości. Mamy zadatki na dobrych kumpli.
   Stojąc tak z Arturem zapomniałam, że Jared na pewno wszystko widzi. Jednak zanim zdążyłam odsunąć się od chłopaka, obraz zaczął zamazywać mi się przed oczami. Głosy ludzi się tłumiły, a moje ciało przestało mnie słuchać. Opadłam na podłogę, trzymając ręce Artura, który coś do mnie mówił, lecz nie rozumiałam go. Straciłam słuch, straciłam świadomość, straciłam widok błękitu jego oczu...



*Pin-up girl - określenie używane wobec trendu wywodzącego się z głównie z lat 40 i 50. Ich charakterystyczną cechą są mocne czarne kreski nad górnymi powiekami, długie rzęsy (często sztuczne), mocno pomalowane na czerwono usta oraz "zarumienione" policzki. Charakterystyczne fryzury to głównie loki podpięte po bokach, grzywki - koniecznie podwinięte lub w formie dużych loków.
taki nowocześniejszy przykład xD
**roadie - bardziej profesjonalne określenie technicznego.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto jest! Ostatni rozdział drugiej części Open Up Your Eyes.
Trochę długo zajęło mi zabranie się za niego. Za dużo spraw na głowie.
Teraz poczekacie sobie około dwóch tygodni na następny, gdyż teraz skupię się na drugim blogu. Jeśli jeszcze nie odwiedziliście, szybko to zróbcie.
Proszę ślicznie o komentarze.

See you soon.

Komentarze

  1. Jak mogłaś skończyć w takim momencie! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13