Prolog

   23.06.2013r.

   Ósma rano. Siedzę w poczekalni w szpitalu. Mam mieć badanie, na którym nie mam zamiaru być. To wszystko przez moją chorobę. "Musi pani robić badania co dwa lata", powiedział lekarz. Do tej pory się na to godziłam, lecz nie tego dnia.
   Co chwilę spoglądam na telefon i czekam na ten jeden jedyny sygnał, który będzie moim wybawieniem. Moją mamę pochłonęło czytanie jakiś plotkarskich gazet, mając mnie kompletnie w dupie, jak przez całe życie. Nie licząca się z moim zdaniem i uczuciami, wredna "kobieta". Główny powód mojej dawno skończonej depresji, która nie powróci jeśli w końcu zobaczę ten znak w komórce...
   Coraz bardziej się denerwuję. Serce bije mi jak oszalałe. Tupię nerwowo nogą.
   Gdzie wy jesteście?, pomyślałam.
   I jak na życzenie dostaję sygnał. Wychodzę pod pretekstem, że dzwoni moja przyjaciółka i bezproblemowo zabieram swój czarny plecak z naszywkami. Mama niczego nie zauważa ani nie słyszy. Wychodzę z poczekalni, idę krótkim korytarzem i zmierzam ku tylnemu wyjściu. Przed budynkiem stoi czarna furgonetka, której drzwi otwierają się wraz z moim przybyciem. Szybko wskakuję do środka, po czym zamykają się drzwi i rusza. Siadam i wzdycham z ulgi.
   - Gdzie wyście byli? - pytam, patrząc na niebieskookiego bruneta, który siedział obok.
   - Korki - odpowiada, przeglądając coś w telefonie.
   - Ugh... - jęknęłam - Dobra, mamy jakieś 5 minut zanim moja mama się skapnie, że zwiałam.
   - Będziemy już wtedy daleko - odzywa się brat bruneta, kierując autem.
   - To dobrze - uśmiecham się - Wciąż nie wiem jak się Wam odwdzięczyć za to - patrzę na chłopaka obok.
   - Nie musisz. Dla siostrzyczki wszystko - całuje mój policzek - Ale jesteś tego pewna?
   - W życiu nie byłam bardziej pewna.
   Jedziemy bardzo szybko by mieć z głowy jeszcze jedną rzecz przed wylotem do Los Angeles. Mianowicie zmierzamy do mojego domu na obrzeżach Katowic. Tam pakuję większość swoich ciuchów i inne najpotrzebniejsze rzeczy, nie zapominając o mojej gitarze. Biorę też zdjęcie w ramce. Przedstawia ono mnie i moją starszą siostrę, która nie żyje. Uśmiecham się, po czym wybiegam razem z Jaredem i wsiadamy z powrotem do furgonetki.

   Jestem Charlie i właśnie zmieniam swoje życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13