Life on the Road: Prolog

   Nowy Jork
   
   Z niewielkiego mieszkania na Manhattanie wybiegła mała dziewczynka, na oko sześcioletnia, o blond włosach, spiętych w warkoczyk. Jej jasnoniebieskie oczka cieszyły się na widok taty, który wrócił po całym dniu swojej pracy. Skakała radosna tuż przy jego pięknym, masywnym harleyu, czekając aż zsiądzie z niego. Mężczyzna uśmiechnięty od ucha do ucha, wziął na ręce swoją "małą księżniczkę" jak to miał w zwyczaju ją nazywać, po czym skierował się w stronę domu. Mała bawiła się jego długimi, czarnymi włosami, które lekko się kręciły. Weszli do domu, gdzie dało się poczuć rodzinne ciepło, jakie zawsze tu panowało. Mężczyzna postawił córkę na ziemię, by móc ściągnąć swoją skórzaną kurtkę i stare glany. Mimo swojego wieku, wciąż uwielbiał te buty. Blondyneczka zaczęła ciągnąć tatę w stronę kuchni, gdzie przebywała w tym momencie jej mama, zielonooka kobieta, bardzo wysoka, ale nie wyższa od swego męża. Długie, czarne włosy zazwyczaj spinała w wysokiego koka. Zakładała też różnorakie bandany na głowę. Wyglądała w ten sposób bardzo kobieco, zwłaszcza gdy usta podkreślała czerwoną szminką, a oczy cieniowała na czarno. To świetnie kontrastowało z jej bladą karnacją. Urodą powalała niejednego faceta.
   Mężczyzna podszedł do swojej ukochanej.
   - Cześć, Liz - pocałował ją w usta.
   - Cześć, James - uśmiechnęła się i powróciła do krojenia sałaty. - I jak było? - spytała.
   - Bez komentarza - westchnął, opierając się o blat. - Nie da się z nimi dogadać.
   Dziewczynka słuchała rozmowy rodziców, jednak nie rozumiała z niej niczego. W sumie nawet jej to nie ciekawiło. Po główce za to chodziła jej inna myśl. Czekała tylko aż rodzice skończą konwersację.
   - Za dużo wymagań?
   - Wymagań? To nie wymagania. - denerwował się sytuacją, jak sądziła mała, w pracy. - Raczej zachcianki. Zaczynają przesadzać. Z nimi trzeba inaczej...
   - James, tylko uważaj, dobrze? - prosiła, patrząc na niego z troską. - Rozumiem, że się denerwujesz - zaczęła szeptać. - Ale musisz myśleć racjonalnie. Od tego zależy życie...
   - Wiem, kochanie, wiem - przerwał jej. - Jestem ostrożny.
   Zamilkli. Mała uznała, że zakończyli, więc mogła w końcu coś powiedzieć. Podeszła do taty nadal uśmiechnięta.
   - Tatko - często go tak nazywała. - Poczytasz mi dziś na dobranoc? - pytała, patrząc słodkimi oczkami w jego stronę.
   - Pewnie, Izzy - puścił jej oczko.
   - Isabelle, jak pójdziesz teraz do pokoju i wyszykujesz się na kąpiel, to obydwoje ci poczytamy na dobranoc - zaproponowała Liz - Co ty na to?
   - Tak - ucieszyła się i skakała jak kangurek.
   Dla niej to niepowtarzalna okazja. Odwróciła się i biegła w stronę schodów, jednak trafiła po drodze na swojego siedemnastoletniego brata, który podniósł ją i okręcił wokół własnej osi. Obydwoje mieli blond włosy, lecz jego były ciemniejsze, a oczy bardziej szare niż niebieskie. Zawsze ubrany był w koszulkę rockowego zespołu i w spodnie z łańcuchami przy pasku. Odziedziczył po ojcu uwielbienie do mocnych brzmień, a także talent do grania na instrumentach.
   Mała głośno się śmiała, a chłopak mocno ją przytulił, cmokając w policzek.
   - A gdzie to Izzy się tak spieszy? - podniósł jedną brew do góry, czym zawsze zadziwiał dziewczynkę.
   - Idę się wykąpać - tłumaczyła - A tata i mama potem poczytają mi bajkę.
   - Znowu bajka? A nie chciałabyś posłuchać jak gram na gitarze? - próbował zmienić jej plany.
   - A co zagrasz, Chris? - była ciekawa.
   - Coś fajnego - zaczął iść po schodach na górę.
   Chłopak mimo iż buntowniczy, to kochał Izzy. Zawsze marzył o rodzeństwie, więc jak sześć lat temu dowiedział się, że mama jest w ciąży, ucieszył się. Może i liczył na brata, ale siostra też mu pasowała. Mógł wpajać do jej małej główki dobrą muzykę. Jak na razie szło idealnie, bo mała uwielbiała z nim słuchać najlepszych zespołów, jakie znał. Czuł, że powoli wdaje się w ojca.
   Weszli do pokoju Chrisa, którego ściany były pozaklejane górą plakatów z zespołami. Przy biurku, na którym zawsze był bałagan jak po przejściu tornada, stała dębowa gitara akustyczna. Chłopak chwycił ją w ręce i usiadł na łóżku po drugiej stronie pokoju. Izzy wskoczyła na nie i siedząc po turecku, czekała na ten mały koncert w wykonaniu jej brata. Chris ułożył palce na odpowiednich progach i delikatnie zaczął szarpać za struny. Dziewczynka momentalnie wpadła w trans. Patrzyła i słuchała uważnie każdego dźwięku, wydobywającego się z gitary. Gdy Chris dołączył wokal, Izzy była w niebie. Piosenka Metalliki bardzo jej się spodobała. Chłopak był dumny, że jego siostrę tak bardzo hipnotyzuje muzyka. Może kiedyś będzie z niej artystka.
   Po dwudziestej, gdy Izzy była już po kąpaniu i szykowała się do spania, Chris pożegnał się z nią, ponieważ był umówiony na wyjście w miasto z kumplami. Życzył jej słodkich snów i wyszedł. Tatko w końcu znalazł czas i mógł jej poczytać bajeczkę. Małą była wniebowzięta. Gdy on czytał, to zawsze zmieniał głos na inny, śmieszniejszy, by było wiadomo kto teraz mówi w bajce. Uwielbiała czytanie w jego wykonaniu. W trakcie tego zajęcia, żona Jamesa wkroczyła do pokoju Izzy z telefonem, mówiąc że to do niego. Przeprosił córkę na moment i wziął komórkę w rękę, po czym wyszedł. Mała nie wiedziała co się dzieje. Mama była dziwnie przerażona, a tata nagle nerwowo rozmawiał z kimś przez telefon. Po chwili rozłączył się i oznajmił, że musi jechać. Obydwoje zeszli na dół, zostawiając w niewiedzy Izzy. Dziewczynka wyskoczyła z łóżka i podbiegła do okna, skąd zobaczyła jak tatuś wsiada na harleya i rusza przed siebie.
   -  Przecież dopiero jutro miał jechać do pracy - mówiła - Pomylił się?
   Wróciła do łózka i postanowiła zasnąć. Jednak po godzinie usłyszała czyjś płacz. Podążyła za odgłosem i zobaczyła swoja mamę w łazience, jak zapłakana opiera się o umywalkę. Dziewczynka patrzyła na nią zdziwiona i podeszła do niej powoli. Liz zauważyła ją i momentalnie otarła łzy. Uklękła przed córką.
   - Mamusiu, co się dzieje?
   - Słuchaj mnie teraz uważnie - mówiła łamiącym się głosem - Wiem, że możesz tego nie zrozumieć, nikt cię nie będzie za to winił... ale musisz to wiedzieć - wzięła głęboki oddech.
   Izzy czekała aż mama będzie miała na tyle siły, by wydusić z siebie najstraszniejsze słowa jakich nigdy nie chciała wypowiedzieć.
   - Twój braciszek... nie żyje.


I jak? Ciekawi?

Komentarze

  1. O Boże to straszne ! Już sue boję reakcji tej małej :(
    Ale cierpliwie czekam na next :)

    A nikt tu nie zagląda ? Taki szok , bo twoje opowiadania są bardzo ciekawe i wciągają ! A nikt o tym nawet może nie wiedzieć :( Smutne , ale prawdziwe :(
    Ją będę wytrwale czekać na next ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zapraszam serdecznie http://zycie-w-trasie.blogspot.com/

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13