Rozdział 3

Następnego dnia

   Obudziłam się o dziesiątej rano z bólem głowy. Kac morderca nie ma serca. Trochę za dużo popiliśmy. Ale było warto. W końcu to impreza w gronie najbliższych. Działo się...
   Po chwili zauważyłam, że nie jestem w swoim pokoju, tylko Jareda. Podniosłam się gwałtownie i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nikogo nie było, oprócz mnie. Najdziwniejsze jest to, że nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Urwany film, no tak. Pamiętałam wszystko do momentu gry w karty. Potem nic. Przeraziłam się, gdyż nie wiem co mogłam zrobić. A to, że byłam w łóżku Jareda mnie nie uspokajało.
   Ciekawe co odwaliłam, pomyślałam.
   Ciężko wstałam, ból głowy się nasilił, ale jakoś dotarłam do łazienki.
   Koniec z piciem.
   Ogarnęłam twarz na tyle ile potrafiłam, po czym powolnym krokiem zeszłam na dół do kuchni. Po drodze napotkałam niezły syf, brud i nie wiem co jeszcze. Wyglądało to tak, jakby z trzystu ludzi tu imprezowało. A byli tylko ja, bracia, Annie i Dominic. Chyba, ze ktoś jeszcze przyszedł, a ja nie pamiętałam. No trudno. Minęłam salon i weszłam do kuchni gdzie jak zwykle przebywał rozpromieniony Matt. Wyglądał jakby w ogóle nie pił.
   - Jak ty to robisz, że nigdy nie masz kaca? - jęknęłam, siadając przy stole.
   - Mocna głowa - uśmiechnął się.
   - Napij się kiedyś z Polakiem. Ciekawe, czy nadal będziesz to samo gadał - oparłam głowę o swoją rękę - Wody...
   Jako że Matt jest takim kochanym braciszkiem, nalał dla mnie wody do szklanki i dał tabletkę na ból głowy, po czym usiadł obok. Połknęłam lek i wypiłam całą zawartość szklanki. Odczekałam chwilę i oparłam głowę na stole, zasłaniając się rękoma. Łeb mi pulsował choćby chciał wybuchnąć. Wczoraj wypiłam o jedno piwo za dużo. Chyba, że piłam jeszcze Jack'a Danielsa... Wtedy bym się nie zdziwiła braku pamięci.
   Usłyszałam, że ktoś wchodzi. Stwierdziłam, że to Jared. Nie myliłam się.
   - Co tam, Charlie? - poczułam jego rękę na głowie.
   - Źle... - mruknęłam, po czym podniosłam się.
   - Kacyk - zaśmiał się.
   - Cicho - wszystko było dla mnie za głośne - Co się działo na tej imprezie?
   - No... - odezwali się jednocześnie.
   - Co ja zrobiłam? - załamałam się.
   - Nic... nic złego - tłumaczył Jay - Dobrze się bawiłaś... ściągając mi koszulkę.
   - O kurwa - znowu położyłam głowę - Matt? - spojrzałam na niego półżywa.
   - Ostatni raz Cię widziałem, jak szłaś z Jaredem na górę - wziął łyk kawy, którą sobie zrobił.
   Spojrzałam na młodszego, a ten od razu wytłumaczył, że musiał mnie zanieść, bo już się przewracałam. Ale zdziwiło mnie, że byłam w jego pokoju. okazało się, że w moim nocowali Dominic i Chris, ich gitarzysta. Nie pamiętam, żeby przyszedł. Czyli to już musiało się stać przed utratą świadomości.
   - Czy ty cokolwiek pamiętasz?
   - Pamiętam pierwsze kilka godzin - ciężko myślałam, ale czułam się już nieco lepiej - A potem nic.
   - A to nie wiesz, że się całowałaś z moim bratem? - śmiał się Matt.
   - O czym ja jeszcze nie wiem, a powinnam? - spojrzałam na nich wzrokiem mordercy.
   - Byliśmy pijani - bronił się - Nie wiedzieliśmy co robimy.
   Ależ mi wytłumaczenie, przeszło mi przez myśl.
   - Więcej z wami nie piję - stwierdziłam zrezygnowana.
   No czegoś takiego to się w życiu nie spodziewałam. Imprezy z nimi bywają dziwniejsze niż można sobie wyobrazić. Na spokojnie mogą przebić Project X. Ale wciąż twierdzę, że było warto. Choć to co zrobiłam jest nie na miejscu. No cóż...
   Pół godziny później zabraliśmy się za sprzątanie tego bałaganu, a była tego masa. Butelki, kubki, papierki, kawałki tortu...stanik? Chyba nie mój. Wzięłam na siebie sprzątanie ogrodu. Chciałam wyjść na świeże powietrze. W basenie zauważyłam, że woda jest nieczysta. Za pewne po tym, jak wskoczyliśmy do niego, umazani ciastem od stóp do głów. Zostawiłam to, ponieważ nie umiałam czyścić basenu. Zbierałam śmieci z trawnika. Uwinęłam się z tym szybciutko i poszłam do środka z pełnym workiem. Tam zastałam czystość. Chłopaki poradzili sobie lepiej niż ja. Widać mają wprawę w tym. Postanowiłam zanieść worek na zewnątrz przed dom. Wyszłam w kierunku koszy przed bramą. Nagle zauważyłam jakiegoś faceta, który niby patrzył gdzie indziej, a jednak spoglądał na mnie. Byłam ciekawa o co chodzi. Wyglądał jak jakiś detektyw, ale kto to wie. Podeszłam do furtki by dowiedzieć się więcej.
   - Kim pan jest? - spytałam grzecznie.
   Popatrzył na mnie i szybko odszedł. To było bardzo dziwne. Kto normalny tak robi?
   Zobaczyłam, że wchodzi do czarnego auta, a po chwili znowu wraca. Podchodzi do mnie i się przedstawił.
   - Dzień Dobry, Charlie - odezwał się po polsku, przez co się zlękłam - Jestem prywatnym detektywem.
   Detektyw. Czyli intuicja mnie nie zawiodła. Coś tak czułam, że to nie byle kto.
   - Detektyw?
   - Tak. Twoja rodzina zleciła mi obserwowanie ciebie, ale chyba już się zorientowałaś.
   No tak, kiepski z niego detektyw, skoro domyśliłam się tego.
   Chwila... Rodzina?
   No to już mnie totalnie zaskoczyło. Jak oni śmieli nasłać na mnie detektywa? To moja sprawa co robię. Jestem dorosła, podjęłam decyzję, trochę prywatności mi się należy.
   Chciał porozmawiać, ale ja nie byłam w ogóle chętna. powiedziała, żeby się pośpieszył. Wytłumaczył, że mama chciała dowiedzieć się, dlaczego uciekłam i czy nic mi nie jest. Ale to nie jej sprawa, nie miałam zamiaru się tłumaczyć z tego co zrobiłam.
   - Nagle zaczęła się mną interesować, tak? - zaczęłam się denerwować - Po tylu latach?
   - A więc to o nich chodzi? O rodziców? - domyślił się w końcu.
   - Tylko przez matkę! Do ojca nic nie mam. Zawsze był dla mnie dobry, ale nie mogłam już dłużej zostać z matką pod jednym dachem i do tego w tym samym kraju. Zniszczyła moje dzieciństwo, życie. Uciekłam i to najlepsze co zrobiłam - krzyczałam, a detektyw patrzył zdumiony na moją reakcję - Mój tata zawsze powtarzał, żebym spełniała marzenia. Chciał, żebym zmieniła swoje życie, bo po tym co matka odwala od czasu śmierci mojej siostry, przechodzi ludzkie pojęcie. Dał mi wolną rękę co do moich zamiarów. Więc to zrobiłam. A mama niech się już nie wtrąca w moje życie.
   Zatkało go. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Miałam ochotę skopać mu tyłek, żeby w końcu zostawił mnie w spokoju. Żaden obcy facet nie będzie się mieszał w tą sprawę.
   - Do widzenia - rzekłam, po czym wróciłam do domu.
   W przedpokoju stał Jared. Znowu ta zatroskana mina. Stanęłam kilka metrów od niego i patrzyłam. Chyba wszystko widział.
   - Wszystko w porządku? - spytał - Co to był za koleś?
   - Znaleźli mnie - zbierało mi się na płacz.
   - Charlie...
   - Nie ważne - poszłam na górę do swojego pokoju.

Następnego dnia                                                           ***   

   Po dłuższej analizie wszystkiego stwierdziłam, iż potrzebuję przemiany. Chciałam pożegnać się z przeszłością raz na zawsze, więc postanowiłam zmienić trochę swój wygląd. Pojechałam z Jaredem do fryzjera. Miałam tego dnia wolne, a moje włosy potrzebowały podcięcia. Sięgały mi już prawie do połowy pleców. Nie lubię mieć tak długich.
   W czasie drogi rozmawialiśmy o imprezie. Wczoraj nie miałam na to siły, a chciałam wiedzieć co się działo.
   - Jay... Myśmy serio... - bałam się pytać.
   - Tak - uśmiechnął się rozbawiony.
   - Jak do tego doszło?
   - Wygłupialiśmy się - nie odrywał wzroku od drogi - Byłaś wstawiona, tak samo ja. Matt zaczął nas nagrywać, więc robiliśmy głupie rzeczy, aż się pocałowaliśmy.
   - O jeny... - walnęłam się w czoło - Ale mi głupio.
   - To nic takiego - zaśmiał się uroczo.
   - Może dla ciebie - mruknęłam - A jak długo?
   - No... - myślał chwilę - Trochę to trwało.
   - Super - powiedziałam sarkastycznie.
   Jay przewrócił oczami, po czym zatrzymał auto na czerwonym świetle. Zaczął mi tłumaczy, że na imprezach robi się wiele głupstw i to co myśmy zrobili było tak naprawdę niczym. Zwykły wygłup po pijaku. Gorzej by było, gdybyśmy przespali się ze sobą. To wtedy byłby większy problem. Na szczęście byliśmy na tyle mądrzy.
   - Takiej imprezy jeszcze nigdy nie przeżyłam - zaśmiałam się.
   - Połowy nie pamiętasz.
   - I co? - spojrzałam na niego - Było mega - zaśmialiśmy się - A powiedz... Dobrze się mnie całowało?
   - Zajebiście. Jesteś dobra.
   - Dziękuję - udałam zachwyt - Ciebie nie skomplementuję, bo nie pamiętam.
   - Może i dobrze - powiedział to bardzo podejrzanie, ruszając samochodem, gdy zapaliło się zielone światło.
   Czemu dobrze, że akurat tego nie pamiętam? Przecież powinnam, prawda? Coś ukrywał, ale na razie chyba nie chciałam wiedzieć, gdyż siedziałam cicho.
   Dojechaliśmy do salonu fryzjerskiego na rogu Wilshire i La Cienega. Podeszłam do wysokiej pani za ladą i wytłumaczyłam co chcę. Zaprowadziła mnie do fotela, na którym usiadłam, a Jay czekał na czarnej kanapie pod oknem. Na przeciwko okien były lustra i krzesła. Od razu druga pani w ładnych, dużych okularach zajęła się moimi włosami. Najpierw podcięła. Miałam teraz włosy sięgające lekko za ramiona plus grzyweczka na bok, nieco pocieniowana. Zmieniłam także kolorek. Nie od dziś wiadomo, że jestem hardcorowa, więc każdy domyśliłby się, że w końcu przefarbuję włosy na ciemnokrwistą czerwień. Idealnie podkreślały mi oczy, które przez to wyglądały na bardziej niebieskie. A skóra na bardziej jasną. Po wszystkim zapłaciłam i poszłam do Jaya, który wyszedł ze salonu kilkanaście minut wcześniej. Pewnie miał dość siedzenia. Zobaczyłam go przy aucie, przeglądającego coś w telefonie. Stanęłam przed nim, a ten podniósł wzrok z nad ekraniku i spojrzał na mnie oszołomiony.
   - I jak? - czekałam na jego opinię.
   - Tak... inaczej - odpowiedział.
   - To źle - zmartwiłam się.
   - Nie, skąd - spojrzał w moje oczy - Wręcz przeciwnie. Wyglądasz niesamowicie.
   - Dzięki - przytuliłam go - To co teraz? Do domu?
   - Nie. Idziemy zrobić sobie tatuaże.
   - Że co? - zagiął mnie tym.
   - No chodź, będzie fajnie - złapał moją dłoń i prowadził mnie ulicą.
   - Ale tak teraz? - trochę się bałam - Ja bym wolała z tym przeczekać jeszcze...
   - Od dawna mówisz, że chcesz. Boisz się? - stanął i spojrzał na mnie.
   - Trochę.
   - Nie ma czego.
   Uwierzyłam mu. Dałam się na to namówić. Po dziesięciu minutach dotarliśmy do salonu tatuażu, w którym często przebywał Matt, gdy chciał coś nowego na skórze, więc jest sprawdzony. Wchodząc tam, zaczęłam się denerwować. Jared widząc moją przerażoną minę, objął mnie ręką i ciągnął głębiej do środka. Pomieszczenie było odjechane. Czerwone, niebieskie i czarne ściany, na których poprzyczepiali pełno małych rysuneczków, wzorów, symboli i znaków. W niektórych miejscach były nawet plakaty, kilka luster i automat z kawą. Podeszliśmy do szklanej lady, za którą stał wytatuowany od stóp do głów mężczyzna po trzydziestce Powiedzieliśmy jaki chcę tatuaż. To cytat z piosenki. "I feel my heart start beating to my favourite song". Poproszono mnie na fotel, gdzie młoda dziewczyna o czarno-różowych włosach, także wytatuowana, ale tylko na rękach i z mnóstwem kolczyków na uszach, miała mnie obsłużyć. Usiadłam, prawą rękę położyłam na małym stoliczku, gdzie były farbki i igła elektryczna do tatuażu. Wzór musiał zostać umieszczony na mojej skórze. Zrobili to specjalnym papierem i markerem, który z łatwością się zmywa. Cytat już był na ręce, więc dziewczyna mogła zacząć. Gdy poczułam pierwsze ukłucie, trochę odskoczyłam. Jared, który siedział obok, złapał moją lewą dłoń i uspokajał. Czułam każdy ruch, każde ukłucie. Bolało, ale nie na tyle, żeby cierpieć. W pewnym momencie poleciała mi łezka. To u mnie normalne, gdy czuję jakiś ból. Nawet tego nie kontroluję.
   - Co ty, płaczesz? - spojrzał na mnie zdziwiony Jay.
   - Jedna łezka, wielkie mi halo - uśmiechnęłam się.
   - No wiesz, jeśli Cię boli bardzo, to powiedz - starł łezkę z mojego policzka.
   - To normalne, że boli - odezwała się różowo włosa - Dziewczyna okazuję odwagę, wytrzymując to. Inni boją się nawet spróbować.
   Miała rację. Wykazałam małą odwagę. Mimo iż bolało, to jednak chciałam wytrzymać do końca, bo wiedziałam, że warto.
   Po pół godzinie było gotowe. Idealne. Piękne. Byłam zadowolona z efektu. Dziewczyna, Jenna, zakryła malunek przeźroczystą folią, dała mi maść, którą miałam wsmarowywać w tatuaż co pięć godzin przez około tydzień aż się zagoi. Podziękowałam i zachwycona razem z Jaredem wyszłam z salonu. Zmierzaliśmy do samochodu.
   - No i jak? Było strasznie? - spytał.
   - Na początku - uśmiechnęłam się - Ale potem miałam to w dupie i trzymałam do końca.
   - I słusznie - objął mnie ręką.
   - Dzięki, że mnie tu wziąłeś - spojrzałam w jego oczka - Jestem ciekawa reakcji Matta.
   Ruszyliśmy autem prosto do domu. Wróciliśmy o szesnastej lekko zmęczeni. Nie dziwota, miałam jechać tylko do fryzjera, a wróciłam dodatkowo z tatuażem. Ale cieszyłam się z tego, że nie stchórzyłam. Teraz wiedziałam jak to jest i będę gotowa na następny.
   Wieczorem wciąż czekałam na Matta. Nie było go od jakiejś dwunastej. Siedziałam w salonie na kremowej kanapie i jadłam lody z kubka. Truskawkowe, moje ulubione. Jared był zajęty pewnymi sprawami, więc mu nie przeszkadzałam i byłam sama. Znaczy przebywał w pokoiku muzycznym, gdyż tam zazwyczaj wszystko robił. Ja oglądałam film z Jackiem Blackiem, Szkoła Rocka. Zajebista komedia, w którym szalony gitarzysta został wywalony z zespołu i szukając zajęcia, trafił do szkoły jako zastępca nauczyciela w szkole podstawowej. Na początku tego żałuje, ale później odkrywa muzyczne talenty w każdym z uczniów. Robi z nich kapele i idzie z nimi na konkurs. Uwielbiam takie dziwne filmy. Ogólnie kocham filmy muzyczne. Są zazwyczaj oryginalne.
   W momencie gdy kończyłam lody, usłyszałam zamykające się drzwi wejściowe, a potem Matta wołającego, że już jest. Uśmiechnęłam się, bo nie mogłam się doczekać jego reakcji na mój widok. Usłyszałam za sobą, że wchodzi do salonu. Nawet się nie odwróciłam.
   - Em... Kim jesteś? - spytał zdezorientowany.
   - Nie poznajesz mnie? - odwróciłam się i udawałam, że jestem oburzona.
   - Wow, Charlie - zachwycił się.
   - Foch - wstałam rozbawiona i podeszłam do niego.
   - Wyglądasz zajebiście.
   - Dzięki, ale i tak się obrażam - zostałam przytulona przez niego.
   - Masz nawet tatuaż? - przyjrzał się malowidłu - Jared Cię namówił?
   - Tak - zaśmiałam się - To była szybka decyzja.
   - No to fajnie. Następnym razem ja cię wezmę - postanowił.
   - Jak chcesz - uśmiechnęłam się lekko - Idę posmarować to tą maścią.
   Poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Bardzo podobał mi się kolor moich włosów. Ta ciemna czerwień jest zarąbista. Nie wiedziałam, że tak mi to pasuje. Kiedyś bałam się zmienić na stałe kolor, ale teraz jestem pewna, że zostawię ten kolor chyba na całe życie.
   Wzięłam do ręki tubkę, odkręciłam i wycisnęłam małą ilość maści na lewą dłoń, po czym wsmarowałam w tatuaż. Przyłożyłam kilka kwadratowych wacików i owinęłam bandażem, gdyż tak mi zlecono. Musiałam wytrzymać tydzień. Ale co to dla mnie?
   Zeszłam na dół i oznajmiłam, że wychodzę na spacer z psem. Zapięłam smycz Charlie'mu i ruszyłam na zewnątrz. Był już wieczór, a Słońce powoli zachodziło, więc czułam lekko chłodny wiatr. Nie wzięłam żadnego swetra, szłam w koszulce zespołu Metallica i w krótkich szarych leginsach. Nieco za letnio jak na tą porę dnia i roku. Idąc w stronę tarasu widokowego, zadzwonił mój telefon. To był Artur, więc odebrałam.
   - Co tam? - spytałam.
   - Spoko - odpowiedział - Gdzie teraz jesteś?
   - Idę na wzgórza, tam gdzie zawsze, z psem. A co?
   - Zaraz do ciebie przyjadę - oznajmił.
   - Masz jakąś sprawę? - uśmiechnęłam się pod nosem.
   - Może nawet dwie.
   - To będę czekać.
   Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Zastanawiałam się co takiego ode mnie chciał. Nie widziałam go od kilku dni i nie wiem co robił przez ten czas.
   Doszłam na miejsce, wypuściłam psa, by pobiegał, po czym usiadłam na barierkach. Patrzyłam na piękny zachód Słońca i aż żałowałam, że nie miałam przy sobie aparatu. Tak więc posłużyłam się komórką. Cyknęłam kilka zdjęć, które wyszły bosko. Parę minut później przyjechał Artur na czarnym rowerze. Uśmiechnął się na mój widok i podszedł.
   - Nie widzę cię kilka dni, a ty tak się zmieniłaś - usiadł obok mnie.
   - Najwyższy czas - stwierdziłam.
   - Jak tam na urodzinach? - zaciekawił się.
   Opowiedziałam mu wszystko co pamiętałam i wszystko o czym się dowiedziałam, nie licząc pocałunku z Jaredem, bo wciąż było mi z tego powodu wstyd. Powiedziałam także co dostałam, na co ten zaczął mi zazdrościć. Śmiałam się z niego, bo robił głupie miny z tej zazdrości.
   - Dobra, co ode mnie chciałeś? - spytałam, opanowując śmiech.
   - Jest taka sprawa... Jutro gramy w fajnym klubie, a Adrianna ma chore gardło i nie może zaśpiewać, więc... - spojrzał na mnie błagalnie - Czy zgodziłabyś się ją zastąpić?
   - Ja? - byłam w szoku.
   - Tak - potwierdził - Nie znamy lepszej wokalistki od ciebie. Idealnie pasujesz do nas.
   - Ale ja nie dam rady - byłam trochę przerażona myślą, że miałabym wystąpić.
   - Dasz radę - przybliżył się i chwycił moją dłoń - Już z nami śpiewałaś i wyszło ci genialnie.
   - Prawie zemdlałam, choć nikogo nie było na sali oprócz nas. Co dopiero mam sobie poradzić z tłumem słuchaczy pod sceną? Nie jestem gotowa.
   - Jesteś - zapewniał - Nie uciekaj przed marzeniem, bo strach cię obleciał.
   - Artur, ja...
   - Zgódź się - przerwał mi - Jak nie teraz to kiedy? Kiedy się odważysz?
   Patrzyłam na niego chwilę, po czym w końcu uległam jego błagającym oczom. Zsiedliśmy z barierek, a on mnie przytulił z radości i dziękował. Przez chwilę staliśmy w swoich objęciach i oglądaliśmy jak nasza dzienna gwiazda chowa się za horyzontem. Opierałam głowę o jego ramię, a ten mocniej objął mnie rękoma. Czułam się przy nim bezpiecznie. Zrobiło mi się nagle ciepło.
   - Artur... - odsunęłam się na kilkanaście centymetrów, by na niego spojrzeć.
   - Tak? - wzrok skupił na moich oczach.
   - Ja... - wyczułam, że jest coraz bliżej mojej twarzy - Muszę już iść.
   - Nie możesz jeszcze chwilkę zostać? - dzieliły nas milimetry.
   - Nie - szepnęłam, odwracając głowę w bok. Spanikowałam. Wyrwałam się z jego objęcia.
   - No dobra - było słychać rozczarowanie w jego głosie.
   - Przepraszam - wzięłam do ręki smycz i zawołałam psa, który przybiegł od razu.
   - Napiszę ci, o której masz jutro przyjść - podszedł do rowera.
   - Ok - uśmiechnęłam sie niepewnie.
   - Charlie, ja cię przepraszam za ta sytuację...
   - Nic nie zaszło - przerwałam mu - Niech tak zostanie.
   Obydwoje wymieniliśmy się uśmiechami, po czym Artur zaproponował, ze mnie odprowadzi. Myślałam, że będzie między nami niezręczna cisza, ale się myliłam. Gadaliśmy jakby nigdy nic. Szybko zapomnieliśmy o tej sytuacji. Po powrocie do domu ponownie myślałam o zamiarze Artura. Dlaczego chciał to zrobić? Przecież krótko się znamy. Wiem, że czas nie ma znaczenia, ale on był dla mnie przyjacielem, nikim więcej. A poza tym nie szukałam teraz związku na stałe. Chciałam skupić się na celu mojej podróży, a nie na randkowaniu... i jego oczach...
  


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak to większość prosi, to ja też. Komentujcie, potrzebuję opinii. Nie bójcie się hejtować, to pouczające słowa xD 
Jak chcecie to dawajcie w komentarzach liki do waszych blogów, chętnie poczytam.
Następny rozdział za... kilka dni.

See you soon

p.s. Nie wkurzac mnie dziś, nie byłam na koncercie i nadal się nie otrząsnęłam.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13