Rozdział 17

   Jadąc autem do domu patrzyłam na mijanych przechodniów, którzy z uśmiechem spacerowali po ulicach LA. Mieli taki dobry dzień. A ja?
   Ściskałam w dłoni chusteczkę, całą mokrą od łez, które co chwilę ścierałam z policzków. Nie mogłam przestać płakać. To było dla mnie zbyt bolesne, bym to wytrzymała bez wybuchu emocji. Zwłaszcza, że pierwszy raz złamano mi serce. Mówiono mi, że to okropne uczucie, ale nie sądziłam, że aż tak. Artur obiecał, iż nigdy mnie nie zrani. Co mam z tej obietnicy? Nic oprócz bólu i cierpienia. Jak mogłam mu zaufać?
   Jared wjechał na podjazd przed domem i zatrzymał auto. Wysiadł pierwszy by po chwili otworzyć mi drzwi i wziąć mnie za rękę. Pomógł mi wstać z fotela, zamknął drzwi i poprowadził mnie do wejścia. Weszliśmy do środka. Ja od razu skierowałam się do swojego pokoju, by tam pobyć w samotności ze swoimi myślami. Powoli wkroczyłam do pomieszczenia i zobaczyłam Charliego na moim łóżku. Westchnęłam i usiadłam obok niego, a ten podniósł się i chciał polizać moją twarz, lecz się nie dałam i poklepałam jego główkę. Wyczuł, że jestem smutna. Chciał mnie jakoś pocieszyć. Chyba od zawsze mnie rozumiał.
   Jared pojawił się w progu drzwi i przyglądał mi się. Na pewno wyglądałam fatalnie. I tak się czułam. Gdy zobaczyłam jak patrzy na mnie z wyraźną troską, zachciało mi się płakać jeszcze bardziej. Wstałam, gdy do mnie podszedł i wtuliłam się w niego mocno. Znowu czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Przypomniało mi się jak dawniej Jay tulił mnie, gdy czułam się zagrożona, bo śnił mi się okropny koszmar i bardzo się bałam. Mówił, że obroni mnie przed każdym złym człowiekiem. Może i nie obronił mnie przed Arturem, ale od początku przeczuwał w nim coś złego. Że też ja mu nie wierzyłam!
   - Będziesz dobrze, kicia - szeptał - On nie jest wart twoich łez.
   Miał rację, lecz nie dochodziło do mnie nic. Poddałam się. Nie chciałam udawać, że wszystko ze mną w porządku. Nie byłabym sobą.
   - On jest draniem - mówiłam łamiącym się głosem - Dlaczego on mi to zrobił?
   - Bo nie zasługuje na ciebie - gładził moje włosy - Jednak nie rozumiem jak można skrzywdzić tak wspaniałą dziewczynę.
   Spojrzałam na niego przez łzy.
   - Ty byś mnie nie skrzywdził? - zadałam tak bardzo oczywiste pytanie.
   - Nigdy - starł łzę z mojego policzka - Jak mógłbym to zrobić?
   Był wobec mnie taki szczery. Widziałam to po jego oczach. Żaden inny mężczyzna tak na mnie nie patrzył. Ze szczerą miłością. Jared zaskakiwał mnie coraz bardziej.
   Nawet nie zauważyłam kiedy przestałam płakać. Tak bardzo utonęłam w jego spojrzeniu, że nie myślałam już o tym co stało się ledwie godzinę wcześniej. Chciałam... chciałam wciąż widzieć te piękne, błękitne tęczówki.
   Uspokoił mi się oddech, lecz serce waliło jak oszalałe. Czyżby to na wskutek spojrzenia i dotyku Jareda? Sądzę... sądzę, iż tak. Jednak nie do końca to rozumiałam. Moich uczuć do niego. Od dawna nie byłam pewna co do nich.
   Nagle patrzył na mnie inaczej. Jakby z pożądaniem. Nie wiem czemu, ale przeczułam coś co nie powinno się wydarzyć w tym momencie.
   On chce więcej, odezwał się głosik, Chce ciebie.
   Pierwszy raz w życiu przyznałam mu rację. On mnie chciał. Bardzo.
   - Z góry przepraszam za to co za chwilę zrobię - odezwał się.
   - Co masz na myśli - poczułam jak serca wali o moją klatkę piersiową i nie zamierzało zwolnić tempa.
   Pogładził mój policzek i wykonał ruch, który przewidziałam przed chwilą. Delikatnie musnął moje wargi swoimi. Daję słowo, moje serce na tą krótką chwilę zamarło w bezruchu. Miliony motylków łaskotało mnie w brzuch. Przez ten moment poczułam szczęście, którego tak potrzebowałam. Przepełniło całe moje ciało. Chciałam by to trwało wiecznie.
   Jay spojrzał na mnie niepewnie, jakby bał się, że go odepchnę. Jednak nie miałam takiego zamiaru. Wręcz przeciwnie. Tym razem ja go pocałowałam. Odwzajemnił to, przytulając mnie mocniej. Jego dotyk dłoni na mojej skórze pleców sprawił mi niesamowitą radość i podniecenie. Ściągnął swoją koszulę, więc zrobiłam to samo. Objęłam go wokół szyi, a ten wciąż łapczywie wpijał się w moje usta. Uniósł mnie do góry, łapiąc za moje pośladki, po czym położył nas na łóżku. Teraz obcałowywał moją szyję i dekolt. Już wiem jak się czułam w tamtą pamiętną noc po moich urodzinach. Z nim było inaczej niż z Arturem. Pieścił mnie bardziej, lepiej. Każdy jego dotyk zostawiał niewidzialną smugę ognia, która rozpalała miejsce, w którym mnie dotykał. To było coś więcej niż tylko seks. Jego dłoń wędrowała po moim brzuchu, dając przyjemne doznanie. Wszystko we mnie wrzało, ale też krzyczało, że robię źle, jednak to tylko rozum. W tej chwili posłuchałam serca, które podpowiadało mi, żebym oddała się uczuciu. Byłam w tak potężnym stanie ekstazy, że nie myślałam racjonalnie. Chciałam tego i koniec. On też chciał. Nie czułam się z tym winna.
   - Kocham cię - szepnął, lekko dysząc.
   Ja nie potrafiłam nic powiedzieć. Po prostu za dużo naraz się działo. Tak dobrze się czułam w jego objęciach, że raczej nie musiałam nic mówić. Było oczywiste, że go kocham. Wiedział o tym.
   Nawet nie pamiętam kiedy zrzucił ze mnie wszystko. Czułam go wszędzie. Wodził dłońmi po moim ciele od góry do dołu. Całował moją szyję, lekko zagryzając skórę, przez co zrobił mi malinkę. Wszystko było tak perfekcyjne, tak podniecające, a ja pragnęłam więcej i więcej. Byłam pewna, że nie zapomnę tej nocy do końca życia. Ten dzień mnie zmienił...

Następnego dnia                                                   ***

   Nie umiałam zasnąć. Cały ten dzień był okropny a zarazem intrygujący. Nie mogłam przestać myśleć o Arturze, który w tym momencie był dla mnie totalnym dupkiem. A co z Jaredem? Annie miała rację. Jest we mnie zakochany. Byłam ciekawa od jak dawna to ukrywał. Czekał na odpowiedni moment. Niezbyt trafił. Przez niego zastanawiałam się co teraz. To na pewno nie złudzenie. Czułam zupełnie coś innego, coś wyjątkowego czego nigdy nie doznałam kochając się z Arturem. Może sama podświadomie pragnęłam z nim być? Nie ukrywam, kiedyś byłam w nim zakochana jako nastolatka. Ale to minęło... Znaczy tak sądziłam, dopóki TEGO nie zrobiliśmy właśnie poprzedniego wieczoru. Wciąż nie rozumiałam siebie. Nie przerwałam tego. Dlaczego? A może to chwila słabości? Nie... nie wiem. Byłam zagubiona.
   Teraz Jay leżał sobie obok mnie jakby nigdy nic. Obejmował mnie jedną ręką w pasie, mocno tuląc do siebie. Jego spokojny oddech czułam na szyi. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się co może mu siedzieć w głowie. Dla mnie był wielką zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać.
   Zmęczona ciągłym gapieniem się w sufit, postanowiłam wstać. Było po piątej rano i robiło się coraz jaśniej. Ostrożnie podniosłam rękę Jareda i położyłam na łóżku, uprzednio wstając z niego. Ubrałam moje majtki i koszulkę, po czym udałam się do łazienki. Tam widząc swój stan, pokręciłam głową z niedowierzania. Jakim cudem patrzył na mnie bez odruchu wymiotnego? Cały mój tusz do rzęs zmył się z oczu i stróżkami zaschnął na moich policzkach. Od razu zmyłam to wszystko zimną wodą. Udałam się do kuchni. Jak to robią kobiety ze złamanym sercem, wyciągnęłam kubełek lodów truskawkowych z zamrażarki i wielką łyżkę. Usiadłam w salonie i włączyłam laptop, który leżał na stoliku. W Polsce, gdy byłam smutna, lubiłam oglądać polskie kabarety. Zawsze poprawiały mi humor. I tym razem włączyłam jeden z wielu skeczy. Mimo, iż miałam okropny humor, śmiałam się z żartów. Działają na mnie odprężająco.
   Po jakiejś godzinie w salonie pojawił się Matt. Był ubrany już na wyjście, co mnie zdziwiło.
   - A ty co? - spytałam.
   - Jadę do studia, bo mam parę spraw, a potem do Annie pożegnać się - tłumaczył.
   No tak. Annie wyjeżdżała teraz do Mediolanu na sesję. Ciągle gdzieś ją zabierali. Jej kariera zaczęła rozkwitać. Niedawno była w Nowym Jorku i już kolejny wyjazd. Byłam ciekawa kiedy będzie miała na tyle czasu, by w końcu zająć się ślubem.
   - A ty?
   - Dołuję się - odpowiedziałam obojętnym głosem.
   - Złamane serducho?
   Pokiwałam smutno głową.
   - Oj, wiem jak to jest - podszedł bliżej i usiadł obok - Sam miewałem złamane serce. Okropne uczucie, ale wiedz, że po tym jest się silniejszym. i o wiele mądrzejszym na przyszłość.
   - Obyś miał rację - lizałam kolejną porcję lodów z łyżki.
   - Chyba kupię po drodze zapas lodów na tydzień - rzekł, patrząc do środka kubełka.
   - Sorka, ale one są boskie. Czemu lody smakują najlepiej po zerwaniu? - zaśmiałam się smutno.
   - Słodka ochłoda dla serca - poklepał moje kolano - Muszę jechać. Poradzisz sobie?
   - Jestem już duża.
   - Wiem - uśmiechnął się, po czym dał mi całusa w czoło i wyszedł z domu.
   Po kolejnych minutach zjawił się Jared. Widać było, że też bije się z myślami. Patrzył razem ze mną na skecze, choć pewnie nic nie rozumiał. Co chwilę kątem oka spoglądałam na niego. Chciałabym wiedzieć o czym tak rozmyśla. Czy o tym co zrobiliśmy? Może ma wyrzuty sumienia? Sama je mam. Czuję jakbym zdradziła Artura, choć zerwałam z nim. Może dlatego, że wciąż go kocham. Świadomość tego boli bardziej. Na ten moment nie chciałam się nim przejmować.
   Po dziesięciu minutach milczenia miałam dość. Chciałam się dowiedzieć jak długo ukrywał tak poważne uczucia do mnie.
   - Od kiedy? - spytałam.
   Spojrzał na mnie. Domyślił się o co mi chodzi. Przez chwilę myślał co mi odpowiedzieć.
   - Nie wiem... Chyba od zawsze - oznajmił - To chyba było od momentu, gdy dojrzałaś. Miałaś szesnaście lat, wyrosłaś na piękną dziewczynę. A że znałem cię praktycznie całe życie, od razu się w tobie zakochałem. Tak, miałem inne dziewczyny, ale żadna nie dorównywała tobie. Jesteś wyjątkowa, wiesz?
   - Nie rozumiem... Dlaczego nic nie mówiłeś?
   - Nie chciałem cię... wystraszyć? Nie, to głupio brzmi - podrapał się po głowie, chwilę myślał i kontynuował - Chciałem cię uchronić przed samym sobą. Bałem się, że jeśli nam nie wyjdzie bądź cię skrzywdzę, odwrócisz się ode mnie i już nigdy nie będzie tak samo.
   - Jeszcze sam mi mówiłeś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz. Ja w to wierzę.
   Znam go nie od dziś i wiem, że nie skrzywdziłby nikogo umyślnie. To człowiek, który myśli dwa razy zanim coś zrobi. Nigdy nie zranił moich uczuć i nigdy do tego nie dojdzie.
   - Przynajmniej nie tak jak Artur - stwierdziłam - I raczej byłoby wciąż tak samo. Nie mogłabym nagle odwrócić się od ciebie. Jesteś dla mnie ważny.
   - To znaczy, że dajemy sobie szansę? - spytał z nadzieją w oczach.
   - Nie... Nie wiem. Przynajmniej nie teraz - widząc jego zawiedzioną minę, szybko się tłumaczyłam - To się dzieje za szybko. Wczoraj wieczorem byłam świeżo po zerwaniu z Arturem, a kilka chwil później wyznajesz mi miłość i lądujemy razem w łóżku. Nie wiem już co czuję. Jestem na tą chwilę zagubiona. Rozdarta.
   Zrozumiał co mam na myśli, gdyż powiedział, że da mi tyle czasu ile będę potrzebowała. A przeczuwałam, że ten czas trochę potrwa.
   Nie wychodziłam w ogóle z domu. Całe popołudnie przeleżałam w swoim łóżku, słuchając smutnej muzyki. Nawet przez ten moment nie mogłam przestać myśleć o Arturze. Czemu tak trudno było mi zapomnieć o jego zdradzie? Szukałam odpowiedzi w piosenkach, ale bezskutecznie.
   Usłyszałam pukanie do moich drzwi. Cichym głosem powiedziałam "proszę" i do pokoju zajrzał Jared.
   - Hej, kicia. Masz gości - uśmiechnął się delikatnie.
   Otworzył szerzej drzwi, by wpuścić moich przyjaciół. Hayley i Steven powoli wkroczyli w głąb pomieszczenia, a Jay zamknął drzwi wychodząc. Dziewczyna usiadła obok mnie i mocno przytuliła. Steve do niej dołączył i przez kilka chwil milczeliśmy. Potrzebowałam tego. Jednak ciągłe pocieszanie mnie w niczym mi nie pomoże. Oderwałam się z ich uścisku i czekałam na pytania. Na pewno nie przyszli do mnie tylko pomilczeć.
   - Jak się czujesz? - spytała Hayley.
   - Jak śmieć - popatrzyłam na nią obojętnie - Ale jakoś daję rade.
   - Co on ci zrobił? - zagaił Steve.
   Zdziwiłam się, że jeszcze nic nie wiedzą. Sądziłam, że chociaż Steven już o wszystkim się dowiedział. W końcu to najlepszy przyjaciel Artura.
   - Nic ci nie powiedział?
   - Znaczy wiedzieliśmy, ze jesteś w totalnej rozsypce i zrozumieliśmy, że się pokłóciliście. Ale nie mówił nam nic - tłumaczyła.
   - Wyznał tylko, że "zachował się jak ostatni debil". Widząc cię zapłakaną, zamieniłbym słowo "debil" na coś innego - oznajmił.
   - Szkoda na niego słów - parsknęłam.
   - To co on zrobił?
   - Zdradził mnie - odpowiedziałam, a oni zamarli - Z Adrianną.
   - Żartujesz? - Hayley była w totalnym szoku.
   - Nie - zaprzeczyłam, opierając się o ścianę.
   - Zajebię gnoja - rozzłościł się Steven.
   - Ja też - dodała dziewczyna.
   - Nie, nie. Nie róbcie mu nic. Nie jest tego wart - uspokoiłam ich nerwy.
   Nie rozumieli, dlaczego nie chciałam się zemścić za zdradę. Nie jestem taka. Stracenie mnie, wyrzuty sumienia i nienawiść ze strony przyjaciół to wystarczająca kara dla niego. Po co mam się mścić, skoro zrobił to sobie sam? Wolałam już nie poruszać tej sprawy i iść dalej.
   Po godzinie zakochana para ruszyła do domu, a ja zeszłam do kuchni, by w końcu coś zjeść. Usiadłam przy stole z gotową kanapką i kubkiem kakałka. Chłopaki gdzieś pojechali, więc zostałam sama w domu. Charlie swoimi brązowymi ślepiami chciał wybłagać wieczorny spacer. Westchnęłam ciężko, zebrałam w sobie resztkę sił i ubrałam się na wyjście. Zapięłam psa na smycz i wyszliśmy na zewnątrz. Było ciemno, latarnie już dawno oświetlały ulicę, a lekki wiatr chłodził moją skórę. Cienki sweterek mało mi dał. Dotarłam na taras widokowy. Dawno nie odwiedzałam tego miejsca. Odpięłam psa, by jak zwykle mógł sobie swobodnie pobiegać. Ja za to usiadłam na barierkach i patrzyłam na panoramę. Ponad pół roku w tym mieście i już tyle się wydarzyło. Chciałam, żeby nie było źle. Niestety bez problemów się nie obyło. W tym momencie czekałam tylko na przyjazd mojego taty.
   - Wiedziałem, że cię tu znajdę.
   Ten głos... mogłabym rozpoznać go wszędzie. Odwróciłam się, by zobaczyć czy słuch mnie nie myli. Artur stał z lekkim uśmiechem i patrzył na mnie tym samym wzrokiem co zawsze. Jednak już mnie to nie ruszyło.
   - Co tu robisz - wróciłam wzrokiem na widok miasta.
   - Przychodzę tu z tego samego powodu co ty - usłyszałam jak powoli się zbliża - By pomyśleć o wszystkim.
   - Chyba nie tylko po to - szepnęłam do siebie.
   - Chciałem też z tobą porozmawiać - oparł się o barierkę obok mnie.
   - Nie ma o czym - zeszłam z barierek i zawołałam psa.
   - Charlotte...
   Odeszłam od niego na kilkanaście metrów i czekałam aż pies do mnie przybiegnie. Artur jednak nie odpuszczał i znowu do mnie podszedł.
   - Rozumiem, że jesteś na mnie wściekła, ale... - w tym momencie wymierzyłam do niego cios z otwartej dłoni.
   - Wściekła to mało powiedziane - wysyczałam, patrząc na niego wrogo - Zrozum, że nie mam ochoty z tobą gadać ani teraz ani jutro ani w ogóle. To co zrobiłeś było ciosem prosto w serce - czułam, zę za chwilę znowu wybuchnę płaczem - Myślisz, że od razu ci wybaczę.
   - Nie - spuścił wzrok.
   - Więc mnie zostaw - odwróciłam się na pięcie - Charlie! - zawołałam ponownie, tym razem skutecznie, gdyż przybiegł.
   - Proszę cię, nie próbuj na siłę o mnie zapomnieć...
   - Żegnam - wrzasnęłam i razem z psem szybkim chodem ruszyłam w stronę domu.
   Wołał mnie jeszcze kilka razy, le nie zwracałam na to uwagi. Łzy mimowolnie zdążyły popłynąć po moich policzkach. Miałam tylko nadzieję, że chłopacy jeszcze nie wrócili. Nie chciała, żeby mnie zobaczyli w takim stanie. Niestety los nie był dla mnie taki łaskawy. Weszłam do domu, wypuściłam psa ze smyczy, po czym trzasnęłam drzwiami, trochę za głośno. Jared to usłyszał.
   - O! Jesteś - wyłonił się z salonu, spojrzał na mnie i od razu uśmiech zszedł mu z twarzy - Co się stało?
   - Nie ważne - warknęłam.
   Pomknęłam w stronę pokoju, by zamknąć się tam na całą noc. Jednak Jay dogonił mnie, zanim zdążyłam wejść do środka i zagrodził mi drogę. Próbowałam się przedostać, ale był silniejszy ode mnie. Mocno mnie przytrzymał, a ja rozpłakałam się ponownie. Czułam się bezsilna. Nic mi nie pomagało, wszystko przypominało mi Artura. Tak bardzo chciałam zapomnieć o wczorajszym dniu. Albo chociaż cofnąć czas.
   Ale czy na pewno? Czy chciałam zapomnieć o całym dniu, włącznie z nocą spędzoną z Jaredem? Sama tego jeszcze nie wiedziałam. Jak na razie nie miałam powodu, by zapomnieć. Może i dobrze się stało, że w końcu wyznał mi miłość. Zdałam sobie sprawę, że sama mogę mieć te same uczucia do niego.
   Gładził moje włosy i szeptał do mnie dla pocieszenia, dla uciszenia.
   - Wiem, że to boli - mówił - Ale nie odcinaj się od nas. Chcemy ci pomóc - cmoknął moje czółko.
   - Przepraszam - wtuliłam się mocniej.
   Weszliśmy do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku, on obok mnie i usnęliśmy w swoich objęciach.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, wiem, wiem, wiem, wiem, zjebałam sprawę.
Opóźniłam dodanie rozdziału do maksimum i jest mi naprawdę przykro. Coraz trudniej jest mi zabrać się za pisanie. Nie wiem, może chwilowy brak weny?
Ta miniaturka... sorki za nią, jest beznadziejna, bo pisana na spontanie, dlatego tak niedopracowana. Chcę ją poprawić, ale to jak znajdę czas. Teraz muszę nadrobić stracony czas na pisanie.
Nie jest to rozdział idealny, nawet nie jest bardzo dobry... nawet nie dobry... Jest fatalny. Muszę znaleźć nowe inspiracje. Dawno nie czytałam książek, może dlatego...
Spróbuję następny rozdział dodać dokładnie za tydzień.
Przepraszam

See you soon

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13