Rozdział 18

Kilka tygodni później

   Próby zespołu odbywały się teraz codziennie. Dostawaliśmy coraz więcej propozycji grania koncertów w La, a nawet za miastem. Byliśmy podekscytowani, że nasz band zaczął być tak rozpoznawalny. Jeszcze trochę i mogliśmy szykować się na nagranie pierwszej płyty. Musieliśmy tylko zrobić burzę mózgów, by napisać nowe utwory. Niestety mieliśmy problem z Arturem. Nasz główny pisarz i gitarzysta był nieobecny na próbach od momentu mojego zerwania z nim. Znaczy na początku się pojawiał, ale z czasem znikał coraz częściej. Nawet ze Stevenem tracił kontakt. Denerwowało mnie to. Mi też było ciężko po rozstaniu, ale musiałam być odpowiedzialna i skupić się na zespole. W tym momencie Artur wykazywał brak profesjonalizmu. I luzu, jak przystało na naszą piątkę.
   W czasie przerwy zastanawiałam się gdzie teraz jest Artur i czemu tak trudno jest mu się zjawić na choć jedną próbę.
   - Co za debil - warknęłam.
   - Podzielam twoje zdanie - odezwał się Steven, majstrując coś przy perkusji - Ciekawe, kiedy nadarzy się okazja, by mu to powiedzieć - zaśmiał się.
   Przez chwilę powtarzałam w głowie jego słowa, dopóki nie doszedł do mnie ich sens. Popatrzyłam poważniej na chłopaka, by dowiedzieć się czegoś więcej.
   - Zaraz... To kiedy z nim ostatni raz rozmawiałeś? - spytałam.
   - Gdzieś z tydzień temu - oznajmił.
   - A widziałeś go w ogóle?
   - Nie.
   - Od?
   - Tygodnia.
   Myślałam, że się załamię. Co ten kretyn sobie wyobrażał? Olał nas po całości, nie dawał znaków życia, zachowywał się jak dziecko... Tak bardzo pomyliłam się co do niego.
   - Powtórka z rozrywki - pokręciła głową czarnowłosa.
   - Co? To znaczy, że zdarzało mu się już kiedyś coś takiego odwalać?
   Popatrzyli między sobą ze smętnymi minami, jakby nie umieli mi czegoś powiedzieć. Czekałam aż któreś z nich w końcu się odezwie. Czy to naprawdę coś złego dla mnie?
   Chad wziął na siebie cały ciężar i wyznał mi prawdę.
   - Raz - rzekł - Po zerwaniu z Adrianną.
   - No jasne - parsknęłam zdenerwowana.
   Mogłam się domyślić.
   Mogłaś słuchać Jareda, odezwał się głosik.
   Nie wtrącaj się, za każdym razem wkurzał mnie ten wewnętrzny głos.
   Otrząsnęłam się, by skupić się na rozmowie z przyjaciółmi.
   - Myśleliśmy, że dotrzyma obietnicy - powiedziała smutno Hayley.
   - Czyli? - westchnęłam, czując, że już nic mnie nie zaskoczy.
   - Daliśmy mu wyraźnie do zrozumienia, że jeśli znowu do tego dojdzie, wylatuje z zespołu - wytłumaczył Steve.
   Nie dziwię się. Dla nich zespół był wszystkim i nie godzili się, by ktoś miał w dupie resztę. Co z tego, że jest założycielem grupy? Jeśli nie ma szacunku do nas, niech nie liczy na łaskę.
   Skończyliśmy się nim przejmować i powróciliśmy do burzy mózgów. Potrzebowaliśmy nowych pomysłów na piosenki. Hayley wciąż proponowała, bym spróbowała napisać jakiś tekst. Niestety nie mam do tego talentu. Jednakże tak bardzo nalegali, że obiecałam pomyśleć nad ich prośbą.
   W drodze do domu zadzwonił do mnie tata. Oświadczył mi, że już wszystko załatwił i był w trakcie szukania mieszkania w LA. Byłam taka szczęśliwa. W końcu będziemy znowu razem jak rodzina. Dla mnie to tyle znaczyło, bo to w końcu ostatnia osoba z mojej rodziny, która szczerze mnie kochała. Nie licząc oczywiście braci. Oni są w rodzinie od początku i kochają mnie od zawsze. Tata zawsze powtarzał, że rodziną są ci, którzy nas rozumieją. To była jedna z jego życiowych prawd.
   Weszłam do domu w radosnym nastroju, po czym rozpoczęłam poszukiwanie Jareda. Chciałam podzielić się z nim dobrą wiadomością. Byłam pewna, że także się ucieszy. Znalazłam go w pokoiku muzycznym, siedzącego przy pianinie i pisaniu nut na kartce.
   - Cześć, Jay - uśmiechnęłam się, tuląc się do jego pleców.
   - Hej, kicia - odwrócił do mnie twarz, gdy już uwolniłam go z uścisku - Aleś dziś wesoła.
   - Bo mam powody - usiadłam obok niego na stołku - Tata dzwonił. Powiedział, że za dwa tygodnie przeprowadza się do LA. Nareszcie - cieszyłam się jak małe dziecko.
   - To świetnie - uśmiechnął się, ale niezbyt szczerze, co zauważyłam od razu.
   - Jay, co jest?
   W jednej chwili stał się przygnębiony. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Próbowałam odczytać jego myśli, lecz to oczywiście nie było możliwe. Patrzyłam na niego zaniepokojona.
   - Jared...
   - Wszystko jest w porządku - stwierdził, zamykając pianino.
   - Może i jesteś dobrym aktorem, ale mnie nie oszukasz - oznajmiłam - Mów.
   - Nie mogę.
   Zorientowałam się w czym rzecz. Chodziło o sprawę, której nie mógł mi powiedzieć. Dlatego nie ucieszył się na wieść o przyjeździe taty. To było naprawdę skomplikowane. Ale czemu?
   - Jay, ja tego nie rozumiem...
   - Zrozumiesz... w swoim czasie - popatrzył mi w oczy, od których przez chwilę się nie odrywał, po czym odwrócił głowę - Przepraszam.
   Wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w osłupieniu. Niczego nie rozumiałam. Byłam zła, że ukrywał przede mną być może ważne informacje, które prawdopodobnie dotyczą mnie. I po co im te kłamstwa? Te tajemnice? Nie można już bez nich żyć?
   Poszłam go poszukać. Nie chciałam tego tak zostawiać. Koniec sekretów. Nie dam się już oszukiwać. Nie byłam już małym dzieckiem i mam prawo wiedzieć o tym co się dzieje.
   - Jared! - weszłam na górę, przeczuwając, że właśnie przebywa w swoim pokoju.
   Wkroczyłam do niego, ale niestety moja intuicja tym razem mnie zawiodła. Nie było go tu. Po chwili pomyślałam, że być może udał się do ogrodu. Wyjrzałam przez balkon, by rozejrzeć się po placu. Zauważyłam go pod jednym z drzew, grającego na gitarze. Westchnęłam ciężko i udałam się do niego. Nie sądziłam, że ta sprawa aż tak go gnębi. Jednak wciąż nie rozumiałam, czemu nie chciał mi powiedzieć, chociażby zrzucić z siebie ciężar. Nie podobało mi się to, więc trzeba było jakoś zmusić go do gadania.
   Podeszłam do niego i usiadłam po turecku przed nim. Czekałam aż przerwie grę i zacznie mówić. Trwało to gdzieś pięć minut.
   - Nie dasz mi spokoju teraz? - to było zbyt oczywiście pytanie.
   - Znasz odpowiedź - nie okazywałam żadnych uczuć w tym momencie.
   - Proszę cię, Charlie - załamał się - Nie utrudniaj mi tego.
   - To mów - zaczynałam tracić cierpliwość.
   Jednak jego wzrok mówił mi, że nie potrafi mi tego wyznać. W tej chwili wpadłam na pewien pomysł. Skoro ja przy nim mogę stracić głowę, gdy tylko mnie dotknie, to za pewne działa to też w drugą stronę. Mogłabym spróbować... Chociaż nie byłam do końca pewna, czy to dobry pomysł. Przecież w ten sposób mogłabym przypadkowo dać mu złe znaki. Wciąż nie wiedziałam czego chcę.Więc czy dobrze zrobię, jeśli w ten sposób chcę go zmusić do mówienia? Nic innego nie przychodziło mi do głowy. A jeśli zorientuje się, że nie robię tego szczerze, co jest bardzo możliwe? Że chcę go wykiwać? Niby znam go doskonale, ale jednak ciągle go poznaję.
   Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu w jego cudowne, błękitne tęczówki.
   Niestety, muszę ci to bardziej utrudnić.
   - Jared - przybliżyłam się, a on przerwał grę - Mi nie powiesz? Mnie? - niby przypadkowo przejechałam dłonią po jego przedramieniu, żeby potem złapać go za twarz. Zauważyłam u niego ciarki w miejscu, w którym go dotknęłam - Widzę jak cię to dręczy - pogładziłam jego policzek, a on zamknął oczy i westchnął - Powiedz.
   Widziałam, zę rusza go to, ale twardo udawał, iż jest inaczej. Nawet pochlebiało mi to, że tak bardzo działa na niego mój dotyk. Zdobyłam dzięki temu cenną wiedzę, którą w przyszłości wykorzystam. Ale czułam, ze ta sytuacja źle się skończy dla mnie. Zachęcałam go, podpuszczałam, chciałam by uległ, a nie pomyślałam, że skończy by to się mogło tym samym co po ostatnim koncercie. Jednak nie przerywałam mojego planu.
   Jay odłożył gitarę na bok.
   - No powiedz. Będzie ci lżej - byłam coraz bliżej jego twarzy.
   - Och, Charlie - zaśmiał się, dotykając zewnętrznej strony mojego uda - Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, co robisz.
   Wyczuł mnie. Teraz to on przejął kontrolę nad grą. Jego dotyk lekko mnie sparaliżował, a jednocześnie podniecił, przyprawił o gęsią skórkę. Wiedziałam! Mogłam tego nie zaczynać...
   Nagle Jay wstał i wyciągnął ku mnie rękę. Chwyciłam ją bez namysłu i od razu pożałowałam tej decyzji. Gdy tylko pomógł mi wstać, objął mnie rękoma, po czym przywarł do drzewa, wpijając się w moje usta. Opuszkami palców łaskotał moją skórę brzucha i pleców. Znowu traciłam nad sobą kontrolę. Nie mogłam przerwać tego, co było dla mnie niemożliwie nie do przyjęcia. Działał na mnie w sposób nieokreślony. Jak to się działo, że przy nim wszystkie myśli znikały z mojej głowy?
   Jared zjechał z pocałunkami na moją szyję. Jeździł rękoma po całym moim ciele, delikatnie zagryzał miejsce, w które mnie całował. Chciałam krzyczeć, rozkazać mu, by przestał, ale nie mogłam. To było zbyt przyjemne. Moje ciało ogarnęła euforia. Pragnęło więcej. Jednak Jay oderwał się od moich ust, do których uprzednio powrócił. Teraz stykaliśmy się czołami, patrząc w siebie, lekko zmęczeni. On umiał nad sobą panować.
   - Nie graj ze mną w takie gierki, ok? - poprosił, chwytając moje policzki - I ta nic ci to nie da.
   Pokiwałam głową dla zrozumienia. Chyba wezmę tę radę do serca. Z nim lepiej się tak nie bawić, bo mogę bardziej pożałować. To, że się tylko całowaliśmy, było dopiero ostrzeżeniem. Doskonale wiedział w jakim jestem teraz stanie emocjonalnym. Nie miałam mu tego za złe. Sama tego chciałam. Oczywiście na jego korzyść... I moją też. Coraz bardziej przekonywałam się, że czuję do niego coś więcej.

Kilka dni później                                                         ***

   Szłam sobie spokojnie ulicą w centrum miasta w poszukiwaniu czegoś dobrego. Nie jadłam śniadania, więc głód mi trochę doskwierał. Chciałam kupić sobie jakąś drożdżówkę, bo za jakieś pół godziny miałam pojawić się na próbie. Steven już na poważnie rozważał wyrzucenie Artura z zespołu. Wciąż się nie pojawiał. Podobno to trwa dłużej niż w przypadku zerwania z Adrianną. Aż tak go to boli? A może teraz całe dnie spędza z tą suką? Za pewne chciałaby go omamić i sprawić, by nas olał. Lubiła się mścić. Jednego byłam pewna - Artur pożałuje, że ma nas w dupie.
   Weszłam do spożywczego i zaczęłam szukać coś do jedzenia. Jogurt nie, bułka nie... Zupka chińska? Ohyda. W końcu znalazłam drożdżówkę z marmoladą. Pychota. Podeszłam do kasy, by za nią zapłacić, po czym wyszłam i mogłam kierować się w stronę melinki. Wyczuwając nawet dobry dzień, maszerowałam przez miasto z uśmiechem na twarzy. Niestety, nie potrwało to długo. Zauważyłam Artura, który zmierzał w moim kierunku.
   Jednak dalej żyje, pomyślałam.
   Gdy mnie zobaczył, od razu podszedł. Ja nie zdążyłam uciec, gdyż złapał moją rękę i przytrzymał aż na niego spojrzałam. Zauważyłam w nim nadzieję. Nie ruszyło mnie to.
   - Charlie, ja przepra...
   - Skończ! - wrzasnęłam - Myślisz, że to ci pomoże?
   - Żałuję, że ci to zrobiłem, że zawiodłem zespół...
   - Im to powiedz - rzekł - Ciekawe czy uwierzą - wyrwałam rękę i ruszyłam przed siebie.
   - Charlie, proszę cię - szedł za mną - Wysłuchaj mnie.
   Stanęłam i popatrzyłam na niego, czekając na jego wyjaśnienia, które według mnie i tak nic nie zmienią.
   - Może myślisz, ze zdradziłem cię umyślnie, ale wcale tak nie jest - chciałam go wyśmiać, ale słuchałam dalej - Zrozum mnie. Nie czułaś nigdy, że jest ktoś w pobliżu, kto cię pociąga, choć wiesz, że nie możesz ulec?
   - Tak, doskonale wiem - stwierdziłam - Ale potrafię być wierna. Ani razu nie zdradziłam cię, choć w pobliżu był ktoś, do kogo czuję coś więcej, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli, bo nie chciałam ciebie skrzywdzić. Nie chciałam cię stracić. Jeśli tego nie rozumiesz, twoja strata.
   Spuścił wzrok. Wiedział, że nie ma żadnych szans na odzyskanie mojego zaufania. Musiał odpuścić i przestać kręcić.
   - Dla mnie przestałeś istnieć, wybacz - poszłam znowu przed siebie.
   Już mnie nie gonił. Zrozumiał, że to koniec. Dla mnie to było naprawdę bolesne, więc zrezygnowałam dzisiaj z pójścia na próbę. Zadzwoniłam do zespołu, oznajmiłam, że nie dam rady i pojechałam prosto do domu. Na szczęście zrozumieli mnie i nie mieli nic przeciwko. W końcu to pierwszy raz, kiedy opuszczam próbę.
   Gdy dotarłam do domu, zdążyłam wypuścić swoje nerwy na zewnątrz. Miałam nadzieję, że chłopaków nie ma. Znowu nasłuchałabym się, że będzie dobrze, że to minie. Szczerze to już miałam dość, że ciągle mnie pocieszano. To nikomu nie służyło.
   Udałam się do kuchni, by zrobić sobie porządne śniadanie. Drożdżówka mnie nie napchała. Byłam w trakcie smarowania kromki chleba, gdy usłyszałam zamykające się drzwi. Przypomniałam sobie, że miałam opuchnięte oczy, a Jay mógłby od razu to zauważyć. Rozpuściłam koka w celu częściowego zasłonięcia twarzy. Miałam nadzieję, że uda się ukryć mój stan. Jay wkroczył do pomieszczenia pełny optymizmu jak na niego przystało.
   - Hej, kicia - podszedł i cmoknął mnie w skroń.
   Jak na razie nic nie zauważył, więc miałam szansę, że nie nasłucham się kolejnych psychologicznych pocieszeń.
   - Hej - odezwałam się, co było błędem, gdyż łamał mi się głos.
   - Charlie? - odsłonił część moich włosów i przyjrzał się, ale krótko, bo odwróciłam głowę - Czemu płakałaś? Co się stało?
   - Nic - skłamałam.
   Nie uwierzył. Westchnął, po czym chwycił za moje nadgarstki, by mnie oderwać od zajęcia. Kazał mi spojrzeć na niego, ale nie chciałam. Nie umiałam powiedzieć mu w prost, że wszystko gra. Skłamać mu prosto w twarz? To nie w moim stylu.
   Przez to znowu się rozpłakałam, a Jay w końcu mnie przytulił i o nic więcej nie pytał. Domyślił się, co mogło się stać. No bo przez co innego mogłam być smutna od prawie miesiąca? To było zbyt oczywiste. Powinnam w końcu zapomnieć. Za długo się nad tym użalałam. Trzeba iść na przód. Z osobą, którą się kocha.
   Od kilku minut staliśmy w milczeniu. Dziękowałam mu w myślach za to. Nie miałam ochoty rozmawiać.Wystarczyła mi jego obecność. Pocałowałam go za to w policzek. Nie czekałam długo na odpowiedź. Popatrzył mi w oczy i czekał aż będzie mógł. Już byłam pewniejsza. Chciałam z nim być. Pokiwałam głową na tak, a ten uśmiechnął się i od razu poczułam delikatne muśnięcie na moich ustach. Przycisnął mnie do siebie mocniej, ja objęłam go rękoma wokół szyi. Miałam motylki w brzuchu. Było mi tak dobrze w jego objęciach. Już nie płakałam. Spojrzałam na niego szczęśliwa, aby po chwili ponownie poczuć jego wargi. Tym razem całował mnie mocniej i namiętniej. Tak, to było to. Na to czekałam dwadzieścia lat.

Następnego dnia                                                     ***

   Siedzieliśmy w trójkę w salonie, oglądając film. Jared obejmował mnie ręką, a ja opierałam głowę o jego ramię. Oficjalnie byliśmy w związku. Jak Matt się o tym dowiedział, stwierdził, iż to przewidział dużo wcześniej. Zaskoczył nas tym, bo nigdy nic nie wspominał. Wszyscy wokoło wierzyli w to, że w końcu będziemy razem. Byłam w szoku. Ja nigdy nie podejrzewałam, że Jay jest we mnie zakochany. Dopiero kilku miesięcy temu się zorientowałam. Ludzie mnie tak bardzo zaskakują.
   Ktoś zaczął dzwonić do drzwi. Matt westchnął i pofatygował się do nich, by otworzyć. Ja popatrzyłam na Jareda, a ten wzruszył ramionami. Myślałam. że może wiem kto przyszedł. Nagle słyszymy okrzyki radości. Odwracamy głowy w kierunku drzwi,a tamtędy wchodzi Annie. W końcu wróciła z Mediolanu. Wstałam i od razu podeszłam do niej i mocno wyściskałam. Stęskniłam się za tą gadułą.
   - Charlie moja kochana! - odwzajemniła uścisk - Nic się nie zmieniłaś - przyjrzała mi się.
   - Nie widziałyśmy się raptem miesiąc - odsunęłam się.
   - Wiem - zaśmiałam się.
   Dobry humor nigdy jej nie opuszczał. To dobrze. Matt przynajmniej nigdy się nie nudzi.
   Wzięłam ją do kuchni, gdy już przywitała się z Jayem. Musiałam z nią pogadać sam na sam. To od niej pierwszej usłyszałam podejrzenia o Jayu. Chciałam ją poinformować, że jesteśmy razem, ale nie miałam pomysłu jak jej to przekazać. Byłam pewna, że ucieszy się jak małe dziecko.
   Usiadła przy stole, a ja zaczęłam szykować dla nas kawę.
   - Jak było w Mediolanie? - spytałam, sypiąc kawę do kubków.
   - Przepięknie, ale trochę źle - stwierdziła - To przez tą sesję. Była okropna. Wcisnęli mnie w jakąś ciasną sukienkę w brzydkim kolorze granatu i kazali stać na dworze, gdy wiało strasznie i zimno mnie drażniło. Najgorsza sesja w życiu - wyżaliła się.
   - Ale przynajmniej zwiedziłaś miasto - zalałam kawę wrzącą wodą.
   - Tak, ale brakowało mi tam Matta. Chciałabym wziąć tam ślub z nim, ale to chyba niemożliwe - marzyła.
   - Czemu? - podałam jej kubek.
   - Matt nie chce. Woli gdzieś bliżej - wytłumaczyła - Maruda.
   - To weź z nim pogadaj jeszcze - usiadłam na przeciwko niej - To naprawdę fajny pomysł.
   - No ale on powiedział, że nie lubi wyjeżdżać i woli tutaj w mieście urządzić wesele.
   Nie lubi wyjeżdżać? Coś mi tu nie pasowało. On jest muzykiem, członkiem jednego z lepszych zespołów rockowych dwudziestego pierwszego wieku na świecie. Ktoś taki musi lubić wyjazdy za granicę. Nigdy jakoś nie narzekał na to, więc czemu powiedział to Annie? Będę musiała z nim pogadać.
   - Nie ogarniam go - oznajmiła - Ale i tak go kocham  uśmiechnęła się - A co tam u Artura?
   No tak, musiała w końcu o to spytać. Utkwiła wzrok na kawie zastanawiając się co jej powiedzieć. Zawsze jej mówiłam, że Artur jest wspaniały, że nigdy mnie nie skrzywdzi, że mu ufam. Nie chciałam od niej usłyszeć "A nie mówiłam?". Od nikogo...
   - Ej, Charlie - pomachała dłonią przed moją twarzą - Zawiesiłaś się. O co chodzi?
   - O nic... - zagryzłam lekko wargę - Tylko, że ... rozstałam się z Arturem.
   - Ojej, kochana. Tak mi przykro - złapała moją dłoń - To ty z nim zerwałaś czy na odwrót?
   - Ja z nim - spojrzałam na nią - Zdradził mnie.
   - Co za drań! - oburzyła się - Tacy faceci są guzik warci. Coś o tym wiem. Ale chyba jest już ok, co? Zapominasz o nim?
   - Powoli, ale zapominam - stwierdziłam.
   - To dobrze. Nie potrzebne jest rozpamiętywanie - wzięła łyk kawy.
   Po co rozpamiętywać? Czyli że popełniałam błąd wciąż rozmyślając o jego czynie? Ale to błąd spowodowany brakiem doświadczenia. Pierwszy raz byłam w związku i pierwszy raz złamano mi serce. To jakieś usprawiedliwienie, prawda?
   Jared i Matt dołączyli do nas po kilku minutach. Zastanawiałam się czemu nie przyszli wcześniej. Widocznie o czym rozmawiali. Każdy z nich podszedł do swojej dziewczyny. Gdy Jay złożył pocałunek na moich ustach, Annie spojrzała na mnie wielkimi oczami. Zaśmiałam się i wyjaśniłam całą sprawę. Była wręcz wniebowzięta, bo wszystko przewidziała. Cieszyła się moim szczęściem. Tego mi było trzeba.
   Gadaliśmy już od dobrej godziny. Annie wciąż opowiadała o swoich przeżyciach w Mediolanie. Przy okazji wdała się w kolejną dyskusję z Mattem o to, gdzie urządzą ślub. Mi natomiast zaczęło być niedobrze. Przyznam, że od paru dni co jakiś czas mnie mdliło. Sądziłam, że może zjadłam coś nieświeżego. Ale jeśli to dzieje się od pięciu, sześciu dni? Zaczęłam podejrzewać coś innego.
   Nagle tak mnie zemdliło, ze szybko pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do muszli klozetowej.
   Jak po udanej imprezie, pomyślałam, śmiejąc się.
   Jak podczas ciąży...
   Zamarłam. Czy to mogło być możliwe? Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Byłam pewna, że to jakieś zatrucie.
   Podeszłam do umywalki, by chlusnąć sobie w twarz wodą. Musiałam chwilę odetchnąć. Czułam jak dalej mnie mdli, ale było lepiej. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę drzwi. Zaskoczył mnie widok Annie w progu. Patrzyła na mnie wymownie, a ja oparłam się o umywalkę. Znowu coś jej do głowy wpadło. A jeśli coś wyczuje, to zazwyczaj się sprawdza. Jednak nie wierzyłam w to w ogóle.
   To zatrucie.
   - Charlie...
   - Nie - przerwałam jej i minęłam ją w drzwiach.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~``
Tadaa xD Jeden dzień spóźnienia. Tym razem jakoś dałam radę, ale dalej mam problem z wyjątkowością rozdziałów. Coś jakoś nie umiem napisać ciekawie ostatnio. Może to minie, to zawieszenie w wyobraźni. Kto wie...
2000 wyświetleń? Czy ja śnię? Skoro nie, to gdzie komentarze? No halo?
Wiem, że zawiodłam. Przepraszam :(
Myślę, że to ostatni tak nudny rozdział. Mam w planie w końcu coś... bolesnego dla bohaterki. Nie chodzi o Jareda.
Możliwe, że uda mi się podnieść z dołka...

See you soon

Komentarze

  1. Świetnie piszesz! Od 3 rano przecztałam wszystko na raz. Wciąga i to bardzo, a ostatnie rozdziały są świetne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciało ci się? xD Dziękuję za takie miłe słowa xD Rzadko je słyszę xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13