Rozdział 19

Kilka dni później

   Przeklęłam pod nosem i pobiegłam szybko do łazienki, gdzie ponownie zwymiotowałam. To zaczynało mi ciążyć. Zwróciłam już kolejny raz w tym tygodniu i nie podobało mi się to. Zastanawiałam się co jest tego powodem. Nie dopuszczałam jednak myśli o ciąży. Nie wierzyłam w tą możliwość. Wmawiałam sobie, ze to tylko zatrucie.
   Jared pukał do drzwi i próbował się do mnie dostać. Specjalnie zamknęłam drzwi, bo chciałam ukryć przed nim moje dolegliwości. Robiłam tak od tygodnia, choć nie było łatwo. Na przykład, gdy Jared miał na mnie wyraźną ochotę i w łóżku zaczynał się do mnie dobierać, ja musiałam dopilnować, by się ie rozpędził, gdyż miałam mdłości i źle się czułam, więc nie wytrzymałabym. Wykręcałam się, że niby nie byłam gotowa robić tego codziennie z nim, co było totalnym kitem. Wiedziałam, że nie wierzył w te brednie, bo wiadomo jak działa na mnie jego dotyk, ale i tak nic nie mówił. Strasznie się z tym czułam, ale nie chciałam go zamartwiać.
   - Charlie, co się dzieje? - wciąż pukał do drzwi - Otwórz.
   - Nic się nie dzieje - wstałam z podłogi, na której klęczałam.
   Ten jednak dalej swoje. Ja za to podeszłam do lustra, by ocenić swój stan. Blada jak kreda, oczy lekko przekrwione. Wyglądałam jak ćpun. Przemyłam twarz zimną wodą, po czym wytarłam się ręcznikiem. Czułam, że Jared będzie przerażony moim widokiem. Podeszłam do drzwi i otworzyłam, a Jay wbił od razu do środka spanikowany.
   - Charlie, mów w tej chwili co się stało - stanął przede mną.
   Już tego nie uniknę, pomyślałam.
   Musiałam mu wszystko powiedzieć. Nie powinnam była go okłamywać. To nie fair w stosunku do niego.
   - No zwymiotowałam - nie potrafiłam patrzeć mu w oczy w tej chwili - Gdzieś ósmy raz w tym tygodniu.
   Czułam jak przeszywa mnie gniewnym spojrzeniem. Popełniłam błąd. Nie daruje mi tego tak łatwo tym razem.
   - Dlaczego nic nie mówiłaś? - spytał zły - Chyba ustaliliśmy, że gadamy sobie wszystko, prawda?
   - Ja wiem - zagryzłam dolną wargę - Przepraszam.
   - Dlaczego wymiotujesz? - teraz nie miał zamiaru dać mi spokoju.
   - Nie wiem - rzekłam - Sądzę, że to zatrucie. Ale może to być coś poważniejszego.
   - Czyli?
   Popatrzyłam w końcu na niego i wzięłam głęboki oddech. Chyba nie miałam już szans uniknąć podejrzeń o ciąży. Wszystko by się zgadzało. Miesiąc wcześniej się kochaliśmy, bez zabezpieczeń niestety, a teraz miałam mdłości, wymioty, czasem zawroty głowy, a okres mi się spóźniał. Wpadka.
   - Podejrzewam... Ciążę - zamknęłam oczy, bo nie chciałam widzieć jego reakcji.
   Przez chwilę milczał jak grób. Był w szoku, to było pewne. Sama byłam, ale wiedziałam o tym wcześniej. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie teraz.
   - Dlaczego nic nie mówiłaś? - powtórzył swoje pytanie.
   - Bo się bałam - stwierdziłam - Bałam się twojej reakcji - wpatrywałam się w jego ciemne od złości tęczówki - Bałam się też, że okaże się to prawdą. Ja... - serce waliło mi jak szalone, a w oczach zbierały się łzy - Ja nie mogę... Nie mogę być w ciąży, rozumiesz?
   Wciąż milczał, co jeszcze bardziej mnie martwiło. Myślałam, że mnie zostawi, że nie będzie chciał mnie znać. Tak bardzo go kocham i nie pogodziłabym się z jego stratą. Poza tym nie byłam gotowa na dziecko. Miałam dopiero dwadzieścia lat. Nie czułam się na tyle dobra, by już teraz podołać zadaniu wychowywania dziecka. Jak na razie to było dla mnie jeszcze za wcześnie.
   - Przepraszam cię, Jared - poczułam łzę pod okiem - Ja nie chciałam...
   Nadal się nie odzywał, ale za to mocno mnie objął rękoma i przycisnął do siebie. Ulżyło mi. Sądziłam, ze jest zły i nie będzie mnie pocieszał, ale najwidoczniej się myliłam.
   - Już dobrze - szeptał mi do ucha spokojnie - To nie twoja wina. To w ogóle nie jest niczyja wina. To przypadek - tłumaczył, gładząc mnie po plecach.
   - Nie jesteś na mnie wściekły? - mruknęłam niewyraźnie.
   - Ja? Niby za co? Kicia, obydwoje mamy w tym udział, więc nie rozumiem czemu miałbym być zły na ciebie. Poza tym to jeszcze nie jest pewne - cmoknął mnie w skroń.
   Oparłam głowę o jego ramię i powoli opanowywałam nerwy. Ucieszyłam się, że nie zwala tego na mnie. Miał rację, to zasługa nas obojga. Nie tylko moja. Ale jak wiadomo, ja zawsze biorę na siebie winę.
   - Nie płacz już, ok? - odsunął głowę na kilka centymetrów, żeby na mnie spojrzeć - Pojedziemy do szpitala jutro i wszystkiego się dowiemy.
   Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Powinnam była od razu pojechać i się dowiedzieć, a nie zwlekać z tym do ostatniej chwili. Pokazałam tym moją niedojrzałość. Przynajmniej się czegoś nauczyłam.
   Nagle bardziej zabolał mnie brzuch, przez co prawie upadłam na podłogę. Na szczęście Jared przytrzymał mnie w pionie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju, gdzie ułożył moje ciało na łóżku. Byłam wykończona. Nie spałam całą noc przez te mdłości. Więc nie dość, że nie wyspana, to jeszcze chora. Na ten moment czułam się jak wrak człowieka. Jared usiadł obok mnie i patrzył w moją stronę zamyślony. Na bank jego myśli krążyły wokół ciąży. Bał się albo wręcz przeciwnie. Był już w takim wieku, że chciałby za pewne zostać ojcem. Ja byłam jeszcze za młoda.
   - Jay - zagaiłam - A co jeśli okaże się to prawdą?
   Uśmiechnął się lekko, po czym ułożył się obok mnie, jakby w ogóle nie usłyszał pytania. Objął mnie ręką, na której oparłam głowę. Wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym zaczął mówić.
   - Jeśli okaże się to prawdą, to nie pozostanie nam nic innego jak podjąć się temu wyzwaniu. Damy radę, Charlie - zapewnił - Razem nam się uda.
   - Jesteś tego taki pewny - myślałam na głos - Dlaczego?
   - Bo cię kocham - oznajmił - I mieć z tobą dziecko to dla mnie żaden strach. Już dawno sie na to przygotowałem.
   - Czyli chciałbyś ze mną dziecko? - poczułam radość w sercu.
   - Tak. Gdyby to było możliwe, chciałbym je już teraz. Ale to zależy tylko od ciebie.
   - Jestem pewna jednego - zaczęłam - Chcę mieć dziecko - widziałam jak cieszą mu się oczęta - Ale nie teraz. Nie czuję się jeszcze na tyle gotowa, by podjąć się wychowywaniu dziecka. Rozumiesz mnie?
   Pokiwał głową na znak, ze rozumie. Bardzo chciałam z nim dziecko, ale jeszcze nie teraz. Musiałam się dopiero ustatkować w życiu. Chciałam być tego pewna w stu procentach.

                                                                                 ***

   W nocy dostałam silnego bólu brzucha. Obudziłam moimi jękami wszystkich w domu. Od razu bez czekania do rana, Jay zawiózł mnie do szpitala. Przyjęto mnie od zaraz i zrobiono potrzebne badania. Zajęło im to około pół godziny, po czym położyli mnie w jednej z sal. Tam razem z Jaredem czekałam na wyniki. Ja byłam cała w nerwach, ale przynajmniej brzuch już mnie nie bolał. Podali mi środki przeciwbólowe i podpięli do kroplówki, gdyż groziło mi odwodnienie. Jared za to wykazywał niesamowity spokój. Jakby już był przyzwyczajony do takiej sytuacji. Patrzyłam na niego zaskoczona i myślałam nad tym. On wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie, trzymając mocno moją dłoń. To była jedyna oznaka, że jednak się denerwuje.
   - Denerwujesz się - zauważyłam.
   - Nie  - zaprzeczył.
   - Nie udawaj. Widzę - popatrzyłam na nasze dłonie, złączone ze sobą.
   Westchnął lekko.
   - Jesteś jedyną osobą, która wyczuwa u mnie panikę - zaśmiał się cicho.
   - Denerwujesz się tą możliwością ciąży?
   Uśmiechnął się lekko, po czym w końcu na mnie spojrzał.
   - Nie. Bardziej martwię się o ciebie - drugą dłonią gładził mój policzek - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
   Jeszcze nie raz coś mi się stanie, a on już martwił się na zapas. Jest jak mój ojciec. Wiecznie nadopiekuńczy. Przynajmniej wiem, że jestem dla niego ważna.
   Doktor Sheerer, który już mnie zna i zawsze się mną zajmuje, wkroczył do pomieszczenia. w ręku trzymał jakieś kartki, za pewne moje wyniki badań. Stanął przed łóżkiem i uśmiechnął się serdecznie w moją stronę.
   - Jak się czujesz? - podszedł do kroplówki.
   - O wiele lepiej niż godzinę temu - odpowiedziałam.
   - Czyli twój stan się polepsza - spojrzał do kartek - Tak jak myślałem.
   - Co mi dolega? - westchnęłam, choć byłam już pewna tego, co mi jest.
   - Wszystkie badania wskazują na jedno.
   - Ciąża? - na to słowo Jay ścisnął bardziej moją rękę.
   - Nie - zaprzeczył - Na szczęście nie musi się pani jeszcze martwić o kupowanie pieluch - zaśmiał się.
   Kamień spadł mi z serca. Na taką informację czekałam. Czyli jednak nie wpadka. Tak bardzo się cieszyłam, że nie musiałam jeszcze tego przeżywać przez następne dziewięć miesięcy. A więc co było powodem mojego złego samopoczucia? Doktor wytłumaczył, że to zwykłe zatrucie, czyli tak jak podejrzewałam od samego początku. Prawdopodobnie to przez naleśniki Jareda, które niedawno jadłam. W smaku były genialne, ale najwidoczniej nie zrobił ich idealnie. Coś w nich mi zaszkodziło. Sheerer przepisał mi lekarstwa i wypisał mnie ze szpitala, pod warunkiem, że będę odpoczywać cały dzień.
   Szłam z Jaredem do samochodu i ciągle się uśmiechałam. Była siódma rano, poniedziałek, a ja cieszyłam się jak małe dziecko. To rzadkość u mnie jak na początek tygodnia. Jared jednak nie okazywał tej radości jak ja. Niby się uśmiechał, ale ja widzę jego udawanie. Przez całą drogę powrotną milczeliśmy. Chyba go zabolała ta informacja. Miał tą nadzieję, ze może jednak zostanie ojcem. Ale nie byłam pewna co do tego. Mogłam się przecież mylić.
   Gdy dotarliśmy do domu, najpierw zjedliśmy razem śniadanie, a potem poszłam do swojego pokoju, by móc odespać noc. W końcu leżałam w szpitalu od trzeciej w nocy. Musiałam odpocząć. Tak dobrze mi się spało, że obudziłam się dopiero pod wieczór. Była godzina dwudziesta. Zeszłam na dół do salonu, gdzie zastałam Matta, oglądającego film. Podeszłam do niego na chwilę.
   - Cześć - przywitałam się.
   - O! W końcu wstała nasza śpiąca królewna - uśmiechnął się, a ja posłałam mu spojrzenie mordercy - Wyluzuj - zaśmiał się - Jak się czujesz?
   - Jakby mnie coś przeżuło i wypluło - usiadłam obok - Czyli jak po udanej imprezie.
   - Jeśli nie masz kaca, to nie zaliczaj imprezy do udanych - stwierdził.
   - Chyba jak nie urwie ci się film - poprawiłam.
   - A to swoją drogą. Takiego mistrza urwanego filmu jak ty, to jeszcze nie widziałem - poklepał mnie po plecach.
   - No cóż, nie mam tak mocnej głowy jak ty - oznajmiłam.
   Matt od zawsze miał dużą odporność na alkohol. Nie ważne ile by wypił, nigdy nie miał kaca. No może raz czy dwa się zdarzyło. To w sumie w jego przypadku powiedzenie "impreza bez kaca, imprezą straconą" nie sprawdza się. Ja niestety mam kaca po każdej domówce. Słabiutka główka.
   - Lata praktyki.
   Pokręciłam głową. On jest naprawdę dziwny.
   Ciekawiło mnie gdzie może znajdować się Jared. Jego brat wyjaśnił mi, że przez cały dzień był czymś przygnębiony i nie wychodził z pokoiku muzycznego, po czym poszedł do siebie. Mogłam się domyślić. Skierowałam się do jego pokoju, gdyż postanowiłam z nim pogadać. Stając u progu, zobaczyłam jak Jay siedzi z gitarą na udach, patrzy na swoje teksty i skupia się niczym detektyw. Uśmiechnęłam się na ten widok. Kocham oglądać go przy pracy twórczej. Wtedy bije od niego niesamowita energia i czuć, że ma wiele pomysłów w głowie, które jak najszybciej spisuje na kartkę. Uwielbia ten stan, gdy wypełnia go muzyka. Dzięki temu powstają przepiękne utwory.
   Byłam ciekawa, kiedy skapnie się, że go obserwuję. Długo to nie trwało. Po krótkiej chwili uniósł wzrok znad tekstu i ujrzał moją osobę. Od razu rozjaśniły mu się tęczówki.
   - Jak się czujesz? - spytał, biorąc gitarę tak jak trzeba i układał palce na strunach.
   - Ja? Doskonale - weszłam do środka - Bardziej martwisz mnie ty.
   Spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Czemu?
   - Coś nie za bardzo ucieszyła cię wiadomość o braku ciąży - usiadłam obok niego, przyglądając się tekstom - Dlaczego?
   Westchnął, po czym wziął ode mnie kartki, bym nie mogła przeczytać zawartości. Nigdy nie pozwalał czytać swoich tekstów przed dopracowaniem i próbnym nagraniem.
   - Dobrze wiesz, czemu - wyznał, brzdąkając jakąś melodię.
   Czyli liczył na dziecko. Ale doskonale wiedział, że jeszcze nie byłam gotowa, dlatego też milczał.
   - Ucieszyłbyś się, gdybym faktycznie zaszła w ciążę - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
   - Fajnie by było - zaśmiał się smutno.
   Chwila ciszy.
   - Syn? - chciałam wiedzieć, jaka płeć by go zadowalała.
   - Może - przerwał grę - Ale chyba bardziej chciałbym córkę - popatrzył na mnie - Wiesz, taka moja mała księżniczka. Taka jak ty dziesięć lat temu.
   To było słodkie. Wolał mieć córkę. Rzadko trafiają się tacy mężczyźni. Zazwyczaj chcą syna, z którym dzieliliby zainteresowania. A tu proszę, Jay chce córeczkę tatusia.
   Na tą myśl lekko się zaśmiałam. Jay za to odłożył instrument, po czym przybliżył się do mnie, objął ręką w pasie i połączył swoje usta z moimi. Całował mnie z czułością, ale tak delikatnie jakby nie chciał mnie skrzywdzić. Uwielbiałam to. Czułam wtedy niesamowity prąd, przepływający przez moje ciało, tak nagły, że nigdy nie wiem kiedy nastąpi.
   - Jay - przerwałam na chwilę tą przyjemną czynność, by spojrzeć mu w oczy - Dlaczego akurat jak ja?
   - Nie zadawaj zbędnych pytań - splątał nasze dłonie ze sobą - Bo wiesz czemu - chciał wrócić do pocałunków, lecz jeszcze na chwilę się nie dałam.
   - A ja chcę, żebyś mi to powiedział - przyznałam.
   Popatrzył na mnie błagalnie. Liczył, że znowu zaszalejemy w łóżku. Ale pomyślałam, że pozwolę mu na to, gdy odpowie. Musiał zapracować na nagrodę.
   - Bo cię kocham - wyszczerzył ząbki.
   - Postaraj się.
   - Bo lepiej, żeby córka miała urodę po matce, a nie po ojcu?
   - A czemu nie po tobie? - zaśmiałam się.
   - A chcesz, żeby twoja córka wyglądała jak chłopak? - wytłumaczył pytaniem.
   - Rozumiem, ale ty też nie masz takiej urody, której nie chciałoby się mieć. Nie jest aż tak męska.
   - No dzięki - udał obrażonego.
   Rozbawiało mnie, kiedy to niby jest na mnie zły, a tak naprawdę ma ochotę się śmiać i dalej ze mną gada. Prawda była taka, że nie potrafił się na mnie gniewać, a jak już to na bardzo krótko. Wszystko mi wybacza. Czy ja będę w stanie jemu wybaczać? Tego nikt nie wie, ale na razie się tym nie przejmowałam.
   - No dobrze, zaliczam odpowiedź.
   Na te słowa ponownie zaświeciły mi się oczy i od razu z chęcią wrócił do moich ust. Może i miałam odpoczywać, ale dla niego zawsze mogę zrobić wyjątek. Położyłam się na plecach, a Jay już nachylony nade mną, oparł ręce tuż obok mojej głowy i patrzył na mnie z pożądaniem. Swoją dłoń wsadził pod moją bluzkę, wywołując u mnie dreszcze. Delikatnie dotykał opuszkami palców moją skórę, by rozpalić mnie od środka. Ja owinęłam ręce wokół jego szyi i pociągnęłam go do siebie, bo nie lubiłam, gdy tak mnie torturował przed seksem. Zawsze pieścił mnie ile wlezie, bym go błagała o więcej. Ma to swoje plusy i minusy. Nieziemskie uczucie, ale trzeba pocierpieć, by je dostać. Wie dobrze, kiedy mi je dać. Czasem to aż przerażało.
   Zaczął mnie całować łapczywie, ściągając przy tym moją koszulkę. Ja także pozbyłam się jego górnego ubrania. Zjechał nieco niżej, przez moją szyję i dekolt aż do brzucha, zagryzając co chwila lekko moją skórę. Wiedział czego mi trzeba. Znał mój każdy słaby punkt na ciele. Byłam pewna, że to wykorzysta właśnie teraz.

A dopiero co martwiliśmy się, że zostaniemy rodzicami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak tak, zawaliłam z tym rozdziałem. Możecie hejtować.
Musiałam mieć jakiś zapełniacz czasu, bo od następnego rozdziału zacznie się trochę ciężki temat. Muszę mieć więcej czasu, by go dopracować.
Dziękuję za ponad 2200 wyświetleń. Skoro tyle razy byliście tutaj przez ostatnie cztery miesiące, to ja się pytam... GDZIE KOMENTARZE?!
Zawiadamiam, że w mej główce buduje się kolejna historia. Więc możecie się spodziewać ode mnie nowego bloga, nowego opowiadania, tak więc śledźcie mnie na bieżąco. Będę was informować o wszystkim.

See you soon

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13