Rozdział 10

   Serce waliło mi jak szalone. Widok mojego ojca spowodował, że nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Patrzyłam na niego myśląc, że to sen, że jak go przytulę, on zniknie. Wyglądał jak zawsze. Ubrany w jesienną kurtkę, w której na pewno było mu gorąco, wytarte jeansy i zwykłe adidasy. To był tata, którego zapamiętałam.
   - Cześć córeczko - uśmiechnął się do mnie.
   W jego oczach widziałam radość z tego, że w końcu mnie widzi. Z utęsknieniem czekał na tą chwilę. Tak samo ja. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam tatę mocno. Odwzajemnił uścisk, szepcząc mi jak bardzo za mną tęsknił. Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo mi go brakowało. Nie umiałam wypuścić go z objęcia. Jednak w końcu mnie puścił. Zamknęłam drzwi i ugościłam go w domu. Jego walizkę zostawiłam w przedpokoju. Pewnie przyjechał prosto z lotniska. Zaprowadziłam tatę do salonu, by mógł usiąść. Poszłam do kuchni postawić wodę na kawę, po czym wróciłam i usiadłam obok ojca.
   - Wciąż nie wierzę, że tu przyjechałeś - mój humor był o wiele lepszy.
   - Musiałem - stwierdził - Nie wytrzymałbym sam w wigilię. A wiedziałem, że nie będziesz chciała świętować. Dlatego tu jestem.
   - Jak to sam? - zmrużyłam oczy.
   - Matka się wyprowadziła, gdy złożyłem pozew rozwodowy kilka miesięcy temu - mówił.
   Zatkało mnie. Ale nareszcie. Po tylu latach koszmaru, upokorzeń ze strony mojej matki w końcu odważył się jej to powiedzieć. Ucieszyłam się na tę wiadomość. Uwolnimy się od niej.
   Przyniosłam gorące kawy i postawiłam na stoliczku.
   - Co się działo u ciebie przez te pół roku? - spytał, biorąc łyk napoju.
   Opowiedziałam mu wszystko co się wydarzyło w ciągu tych sześciu miesięcy. Jak znalazłam pracę, którą i tak rzuciłam, jak poznałam Artura i resztę, jak do nich dołączyłam, jak pokonałam lęk przed sceną, z czego był dumny i wiele wiele innych. Cały czas słuchał z uwagą każdego mojego słowa. Pytał o wszystko co przychodziło mu do głowy. Śmiał się razem ze mną. Zawsze tak było, że bardzo interesowało go moje życie. Lubił mnie słuchać, gdy miałam jakiś problem to mi pomagał. Mogłam na niego liczyć.
   Po opowiedzeniu wszystkiego, przyszła kolej na tatę. Najpierw opowiedział co się stało po mojej ucieczce. Mama oszalała z wściekłości. Tata natomiast odetchnął z ulgą. Jednak nigdy nie powiedział, gdzie mogłam uciec. Zgłosiła to na policję, ale oni nie mogli nic więcej zrobić niż tylko znaleźć moje aktualne miejsce zamieszkania. W końcu jestem pełnoletnia i nie mogli mnie zmusić do powrotu. Miesiąc później po ucichnięciu sprawy tata w końcu nie wytrzymał,gdy matka zrobiła kolejną awanturę o mnie i złożył pozew rozwodowy. Mama nawet się nie sprzeciwiła. Coś w jej stylu. Wyprowadziła się do mojej babci.
   Sprawa jeszcze się toczyła. Mieli problem z rozdzieleniem majątku. Tata ma nadzieje, że po sylwestrze w końcu cały proces się zakończy. Trzymałam za to kciuki.
   Postanowiliśmy wyjść na miasto. Tata chciał zobaczyć swoje kochane LA. Tutaj się urodził. Przechadzaliśmy się przez centrum miasta. Mijaliśmy co chwila Mikołajów, którzy zbierali pieniądze dla potrzebujących. Za pewne połowa z nich to oszuści. Wszędzie leciały świąteczne piosenki, ludzie życzyli sobie wesołych świąt. Mnie to denerwowało, ale tata od zawsze uwielbiał taką atmosferę. Nagle zaczął mnie ciągnąć w nieznane mi jeszcze tereny LA. Skręciliśmy w małą uliczkę, bardzo kolorową, gdyż było na niej pełno małych lampek. Skądś kojarzyłam to miejsce. Jakby... z dzieciństwa. Gdy zobaczyłam wielki napis "Ben's Ice Creams", a na nim rysunek loda z buźką, przypomniałam sobie to miejsce. Lodziarnia, w której bardzo często przebywaliśmy całą rodziną. Pełno różnych smaków, zabaw i gier i miła pani, sprzedająca te lody.
   Weszliśmy do środka i uśmiechnęłam się. Nic się nie zmieniło. Wszystko było kolorowe jak zawsze. Stoły, krzesła, drzwi, podłoga, ściany, lampy i lada. przy której usiedliśmy.
   - Nie wierzę, że to wciąż istnieje - powiedziałam zachwycona.
   - Nie mogło być inaczej - uśmiechnął się do mnie tata - Ja tu chadzałem za młodu.
   - Wiem.
   - W czym mogę... - usłyszałam obok siebie za ladą, więc spojrzeliśmy w tym kierunku - O mamuniu - starsza, czarnowłosa kobieta była w lekkim szoku.
   Poznałam ją. To Eva. Pracowała tu odkąd pamiętam. Przemiła kobieta. Żona właściciela tej lodziarni. Ciekawe, że poznała nas od razu.
   - Robert, kochany - podeszła do nas i podała dłoń mojemu ojcu - Jak ja cię dawno nie widziałam.
   - Witaj, Eva - uścisnął jej dłoń.
   - A to pewnie mała Charlotte - uśmiechnęła się do mnie miło - Choć kolor włosów się nie zgadza.
   - To jak mnie pani poznała? - spytałam ciekawa.
   - Po twoich ładnych oczach - wytłumaczyła.
   Faktycznie. Wielu ludzi zawsze poznaje mnie po oczach. To znaczy, że jakiego koloru bym nie miała to i tak się nie ukryję.
   - A gdzie twój mąż? - spytał.
   - Ben już po tamtej stronie świata - powiedziała smutno.
   - O Boże, tak mi przykro - był w wyraźnym szoku - Moje najszczersze kondolencje.
   - Dziękuję, Robercie.
   Benjamin, właściciel lodziarni, też był fantastycznym człowiekiem. Zawsze miał jakieś ciekawe opowieści z dawnych lat. Miał syna w moim wieku, ale nie wiem co się z nim teraz dzieje. Gadaliśmy kilka razy i to wszystko.Pan Ben zawsze był hojny. Dawał mi dokładki lodów, gdy już mi się kończyły. Lubiłam go. Był dla mnie jak dziadek.
   Zamówiliśmy sobie puchary lodowe. Ja tradycyjnie wzięłam czekoladowo-truskawkowe z polewą. Mój tata natomiast preferował waniliowe z bananami. Do tego pani Eva dodała pyszne koktajle lodowe na koszt firmy. Bardzo nas to ucieszyło. To naprawdę miła kobieta.

Następnego dnia                                                        ***

   To ten dzień, pomyślałam.
   Zły humor miałam od razu po obudzeniu się. Wstałam leniwie z łóżka i podążyłam do łazienki. Spoglądając w lustro stwierdziłam, że dziś na pewno nie będę dobrze wyglądać. Przemyłam twarz wodą i wróciłam do siebie. Tam ubrałam czarne rurki i czarną koszulkę, następnie posprzątałam na biurku, bo już dawno miałam to zrobić. Chciałam także wyłączyć telefon, lecz zobaczyłam sms od Matta.
   "Mamy dla ciebie prezent. Ale to jak wrócimy to ci powiemy"
   Mówiłam, że nie chcę żadnych prezentów, ale oni chyba tego nie uznają. Pokręciłam głową, odpisując że nie potrzebuję niczego, ale niech im będzie. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie zastałam mojego ojca, robiącego śniadanie. Był bardzo radosny. Zdziwiło mnie to troszeczkę. Usiadłam przy stole, uprzednio witając się z tatą i przyglądałam się jego poczynaniom.
   - Czemu to ty robisz śniadanie? Jesteś moim gościem - zauważyłam.
   - Bo jesteś moją córką - stwierdził - To może być ostatni raz jak ci robię śniadanie - śmiał się.
   - Nawet tak nie żartuj - przetarłam oczy - Nie dziś.
   - Dobrze, dobrze - podał mi talerz z kanapkami.
   - W ogóle jak to jest, że masz dobry humor nawet w rocznicę śmierci Margaret? - byłam ciekawa.
   - Nie można wciąż rozpaczać - westchnął - Charlie, wiem że to trudne dla ciebie, ale trzeba wspominać ją dobrze i nie być ciągle pogrążonym w smutku. Jak twoja matka.
   Miał rację. Nie powinnam była się dołować, tylko radować, bo Margaret była niesamowitą osobą. W tym momencie chciałam sprawić, by był to wyjątkowy dzień.
   Zebraliśmy się i wyszliśmy na miasto, by następnie pójść na grób Margaret. Pochowano ją właśnie w LA. Co pewien czas tutaj przylatywałam, by odwiedzić nie tylko chłopaków, ale i móc zobaczyć jej grób. Przychodziłam tu i mówiłam do niej jak do żywej. To mi pomagało.Wygadywałam się i było mi lepiej. I tym razem tak zrobiłam. Przynieśliśmy dla niej świeże kwiatki, gerberki. Bardzo je uwielbiała. Usiedliśmy na ławeczce na przeciwko i rozmawialiśmy całą "trójką". Bardzo dużo się śmialiśmy. Wspominaliśmy o wszystkich dobrych chwilach. Dowiedziałam się także czegoś nowego.
   - Pamiętam jak byłaś pierwszy raz zakochana - mówił do niej.
   - Właśnie, w kim? - spytałam.
   - Matt... - przerwał na chwilę,po czym kontynuował - Jej pierwsza miłość.
   - Matt? - zaskoczył mnie.
   - Tak - uśmiechnął się - Pamiętam jak byli w siebie wpatrzeni jak w obrazek. Byli jak papużki nierozłączki. Wszędzie razem. Trochę jak ty z Jaredem. Bali się nam powiedzieć, że są razem. Ale ja wiedziałem o nich od początku. Zawsze życzyłem im najlepiej.
   Wiedziałam, że romansowali ze sobą, ale nie wiedziałam, ze byli razem. Sądziłam, że było już za późno dla nich. Najwidoczniej nie widziałam zbyt dobrze tego.
   - Jak zareagował Matt, gdy się dowiedział o jej śmierci? - spojrzałam na tatę.
   - Muszę mówić? - westchnął ciężko.
   - Rozumiem - spuściłam głowę.
   Wiem jak mógł się czuć Matt. Taki wesoły człowiek jak on... Musiał naprawdę cierpieć. Może dlatego, gdy mówiłam o Margaret, on milczał. Był bardzo zamyślony. Dopiero teraz nabrało to sensu. Wciąż za nią tęskni jak ja. Dlaczego nic nie powiedział?
   Wracając spacerem do domu, zadzwonił mój telefon.
   - Cześć Matt - odebrałam.
   - Cześć młoda - było słychać, że jest szczęśliwy - Co tam u ciebie?
   - Świetnie.Wracam z cmentarza. Czemu dzwonisz?
   - By Jared cię nie męczył telefonami - stwierdził - Co chwilę chce do ciebie dzwonić. Zmartwiony tatuś - zaśmiał się.
   Oj tak. Jared zasypywał mnie telefonami. Poprzedniego dnia dzwonił dziesięć razy. No ale co mogę? Troskliwy jest wobec mnie.
   - Co chcesz? On taki jest - uśmiechnęłam się, a mój tata wciąż się przysłuchiwał.
   - Aż dziw, że to mój brat - nigdy nie tracił humoru - Ucieszysz się na naszą niespodziankę.
   - Ja też mam małą niespodziankę - przyznałam - Ale zobaczycie jak wrócicie.
   - Skoro tak twierdzisz. Chyba nie rozwaliłaś domu? - nagle spoważniał.
   - Spokojnie, jest cały - zapewniłam.
   - To dobrze - uspokoił się - Kończę, bo jak Jared wyczai, że z tobą gadam,nie da ci spokoju.
   - Rozumiem - śmiałam się - To paa.
   - Bye - rozłączył się.
   Kocham go normalnie. Zawsze umie mnie rozśmieszyć. Pomyślałam, że spytam się o jego miłość do Margaret. Byłam bardzo ciekawa tego, co do siebie czuli. To w końcu była moja siostra. Chciałam wiedzieć o niej nieco więcej. Mimo iż miałam jedenaście lat, gdy zmarła to jednak mało o niej wiedziałam. Tata zawsze opowiadał o Margaret jak była mała. Uwielbiałam te historie. Zdawałam sobie sprawę, że byłyśmy do siebie podobne. Miała praktycznie te same marzenia co ja. Niesamowite.
   W domu siedziałam z moim ojcem w salonie, popijając gorące kakałko. Rozmawialiśmy oczywiście o Margaret. Tego dnia jej temat nie schodził nam z ust. Opowiadał kolejną historyjkę z jej życia.
   Tydzień po przeprowadzce do LA, Margaret poszła do nowej szkoły. Trafiła do klasy, gdzie był Matt. Przez kilka dni podobno tylko na siebie spoglądali. Po dwóch tygodniach już razem wracali do domu, gdyż był naszym sąsiadem. Wtedy obydwie poznałyśmy Jareda. Ja nie zbyt to pamiętałam. Wiedziałam tylko, że znamy się od dzieciństwa. Wracając... I tak przez wiele dni spędzaliśmy wspólnie czas. Margaret bardzo dużo opowiadała o Matthew. Codziennie chciała do braci.Rodzice jej pozwalali pod warunkiem, że zabierze także mnie. No niestety, nie mogła mnie zostawić samej w domu. Rodzice wtedy pracowali. Ale jej to w sumie nie przeszkadzało. Gdyby nie ona, nie poznałabym za pewnie braci i nie mieszkałabym teraz z nimi. Jestem jej za to wdzięczna.
   Wieczorem szykowałam się do spania. Stałam w pokoju przed moim nowym, wielkim lustrem w drewnianej ramie. Ostatnio schudłam w nogach. Może to przez te długie spacerki z psem. Co by to nie było, dobrze, że tak to na mnie działało.
   Nie wiem czemu, ale przypomniała mi się dawna rozmowa z Jaredem o powodach pomocy przy mojej ucieczce. Powiedział wtedy, że mój tata mu zaufał i prosił go o to. Chciałam poznać wersję mojego taty. Skoro tu jest to chyba świetna okazja.
   Akurat wszedł do mojego pokoju z kubkiem herbaty dla mnie. Odwróciłam się i uśmiechnęłam, idąc do łóżka, po czym usiadłam na nim po turecku.
   - Miły dzień - stwierdziłam, biorąc od taty kubek.
   - Prawda - uśmiechnął się.
   - Tato... - myślałam jak zacząć temat - Rozmawiałam kiedyś z Jaredemo tym...
   - O tym dlaczego pozwoliłem ci uciec? - dokończył za mnie.
   Domyślił się. Dobrze mnie znał jednak i wiedział o czym myślę.
   - Tak - spuściłam wzrok na kubek - Jak to w ogóle było, że...
- ...że chciałem, by Jared mi pomógł? To długa historia - przysiadł obok - Ale mamy czas - zaśmiał się.
   - To mów - popatrzyłam na niego.
   - Jak pierwszy raz zobaczyłem Jareda, od razu wyczułem, że nie jest on zwyczajnym chłopakiem, mającym w dupie wszystko i wszystkich. Widać było, że można mu zaufać. Gdy widziałem jak każdego dnia spędzaliście całą czwórką czas mimo różnicy wieku między tobą i nimi wiedziałem, że to będzie znajomość na całe życie. Margaret oczywiście romansowała z Mattem, a Jared, jak pewnie pamiętasz, uczył cię gry na gitarze. Tak było każdego dnia. Jared czasem się tobą opiekował, pomagał,uczył, zabierał na spacery. Jest między wami pięć lat różnicy, a jednak już wtedy świetnie się dogadywaliście - uśmiechnęłam się na te słowa - Po śmierci Margaret wyczułem co się stanie. Znam w końcu twoją matkę od piaskownicy - westchnął - Wiem jak reaguje. Przed wyprowadzką rozmawiałem z Jaredem. Powiedział mi wtedy, że będzie tęsknić za tobą. Ja poprosiłem go o tą przysługę. Powiedział, że zrobi co w jego mocy, żeby cię wziąć od matki. A dlaczego o to poprosiłem? Nie mógłbym kazać ci zostać w domu i znosić obelgi matki i jej poczynania. Po tym jak widziałem, jak cię biła, zrozumiałem, że musisz zacząć nowe życie. Dlatego dałem ci wolną rękę i mogłaś wyjechać. Wiem, mogłem zadziałać, co robiłem wiele razy, ale do niej nic nie docierało. Wyjechałaś, bo tego bardzo chciałaś, a ja tylko cieszyłem się, że moja córka w końcu dorosła. Obiecałem sobie, że jak tylko rozwiodę się z twoją matką, przyjadę do ciebie.
   - A wiesz, czemu po mnie nie przyjechał kilka lat wcześniej?
   - Nie wiem - rzekł - Na pewno miał powody.
   - Nie jesteś na niego zły?
   - Nie - stwierdził - Zaufałem mu, nie zawiódł mnie. W końcu pomógł ci uciec pół roku temu, prawda?
   - Prawda - uśmiechnęłam się.
   Niesamowite, że zaufał mu od razu. Byłam ciekawa czy Arturowi zaufa tak samo.
   Tata zrobił dla mnie wiele. To, że matka mnie biła... to było raz i dzięki mojemu tacie, ta sytuacja nie powtórzyła się już w ogóle. Mogliśmy uciec razem już wcześniej, ale tata wciąż miał nadzieje, że mama skończy ten cały cyrk. Na pewno wciąż ją kochał i dlatego tak ciężko było mu ją zostawić. Rozumiałam go. Ale już jest wszystko dobrze, prawda?

Następnego dnia                                                   ***

   Rozmawiałam z Arturem przez telefon. Opowiadał jak spędzał czas zabierając siostrę na sanki, grając z nią kolędy, bawiąc się. Był naprawdę szczęśliwy. Cieszyłam się, ze w końcu mógł spędzić święta z rodziną.
   - A co u ciebie? - spytał, zmieniając temat.
   - Spokojnie - uśmiechnęłam się do siebie, stojąc na balkonie - Nie mogę się doczekać aż wrócisz.
   - Wrócę przed sylwestrem - zapewnił.
   - Nie chcesz zostać z rodziną do sylwestra - zdziwiłam się.
   - Jeszcze kiedyś spędzę z nimi wiele razy sylwestra. A ten chciałbym uczcić z tobą - stwierdził.
   - Ojej - wzruszyłam się - Jak mi miło. To będę czekać - zaśmiałam się - A właśnie, poznasz kogoś jak wrócisz.
   - Mam się bać?
   - Nie - zaprzeczyłam - To ktoś dla mnie bardzo ważny.
   - To nie mogę się doczekać - ucieszył się, choć słyszałam w tym nutkę strachu - Muszę kończyć, bo zabraknie mi kasy za chwileczkę.
   - No dobrze - zasmuciłam się - Bye, misiek.
   - Do zobaczenia, skarbie - rozłączył się.
   Minęło kilka dni, a ja tęskniłam tak jakbym nie widziała do rok. Bardzo się do niego przywiązałam. Taka rozłąka była dla mnie trudna. Znaliśmy się krótko, chodziliśmy jeszcze krócej, nie rozumiem czemu tak jest. To chyba właśnie jest miłość.
   Zeszłam z balkonu i poszłam do salonu. Tata wciąż tam siedział i oglądał film "Intruz". Lekko się wkurzyłam.
   - Tato, weź - jęknęłam - Ja to dopiero czytam.
   - Nie marudź - zaśmiał się, spoglądając w moją stronę - Chodź tu, obejrzysz i nie będziesz musiała czytać.
   - Nie, bo w filmach ucinają połowę historii, z czego połowę zmieniając - tłumaczyłam - Ja tak nie lubię.
   - Jak chcesz. Nie wiesz co tracisz - powrócił wzrokiem do ekranu.
   - Nic nie tracę... - spojrzałam na ekran i zdziwiłam się - Inaczej wyobrażałam sobie Melanie - przyjrzałam się postaci - Filmy psują mi wyobraźnię - stwierdziłam.
   Nie lubię oglądać filmu na podstawie książki przed zapoznaniem się z historią. Nie umiem tak. Muszę najpierw przeczytać, by mieć pełen obraz powieści. Poza tym kocham czytać. Uwielbiam powieści science fiction i przygodowe, połączone z romansem. Czyli musi być akcja i miłość przede wszystkim, inaczej książka mnie nie zaciekawi. "Najlepszą częścią każdej opowieści jest miłość"*. Prawdziwe słowa.
   Mimo jednak moich sprzeciwów, usiadłam obok taty i oglądałam razem z nim. Patrząc na tych aktorów, stwierdziłam iż nie przypominali w ogóle postaci z książki. Nie oglądałam zbyt długo, gdyż usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się i podążyłam do przedpokoju, by otworzyć. Gdy tylko przekręciłam zamek, drzwi same się otwarły i do środka wparowali...
   - Niespodzianka! - zawołali równo i mnie mocno przytulili.
   - Matt! Jared! - nie mogłam uwierzyć, odwzajemniając uścisk.
   - To my - powiedział entuzjastycznie Jared, po czym obaj mnie puścili.
   - Mieliście wrócić za trzy dni - wciąż się uśmiechałam - Czemu nic nie gadaliście? - walnęłam obu w ramię.
   - Stęskniliśmy się za tobą - stwierdził Matt - No chyba, że ty jeszcze nie, to możemy wrócić.
   - Chyba nie - zaśmiałam się - Ja już was nie puszczę - przytuliłam ich znowu.
   Po tej jakże radosnej dla nas chwili, weszliśmy do salonu. Chłopacy na widok mojego ojca zamarli w bezruchu. Tata wstał z kanapy i podszedł bliżej. Nie wiem czemu, ale nagle poczułam, ze coś jest nie tak. Tata patrzył na Jareda z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam czego oczekiwać. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund, lecz dla mnie to były wieki. O co chodzi?
   Tata po chwili uśmiechnął się, chłopacy też i zaczęli się między sobą witać. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam przez moment, że tata może jednak był zły na Jareda, ale jak zobaczyłam jak się radośnie witają, wszystkie wątpliwości zniknęły. Chłopacy poszli się rozpakować, po czym wrócili i usiedliśmy razem w salonie. Tata po dłuższej chwili zabrał Jareda na taras, za pewne porozmawiać. Zastanawiałam się tylko czemu.

*słowa Stephenie Meyer

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13