Rozdział 11

   Zostałam z Mattem w salonie. Sytuacja była dość dziwna dla nas. O czym oni rozmawiali? Zastanawiałam się nad tym. Może tata chciał spytać czy nic złego się nie działo ze mną. Ja zazwyczaj nie mówiłam, gdy były jakieś złe sytuacje. Bo po co gadać? Po co wspominać? A może chciał porozmawiać o powodach niepojawienia się kilka lat wcześniej by mnie zabrać? Jedno jest pewne - nie wiem.
   Stwierdziłam, że skoro zostałam sam na sam z Mattem, mogłam z nim w końcu pogadać o Margaret. Ale musiałam zacząć delikatnie.
   - Jak tam wczorajszy dzień? - spytałam, patrząc na niego.
   - Dobry - stwierdził - Było śmiesznie.
   - Albo jesteś dobrym kłamcą albo faktycznie zapomniałeś - zastanawiałam się.
   - O czym? O rocznicy śmierci Margaret?
   - Czyli pamiętasz - spuściłam wzrok.
   - Nigdy nie zapomnę - uśmiechnął się smutno.
   - Jak to było między wami? Jak to się zaczęło?
   - No cóż - zaczął - Zainteresowałem się nią odkąd przekroczyła próg klasy. Wyglądała może i zwyczajnie, ale dla mnie wyjątkowo - uśmiechnął się - Kasztanowe loki i jej piękne zielone oczy. A jej uśmiech powalał mnie na kolana. Zagadałem do niej po tygodniu i od razu coś zaiskrzyło. Chciałem ją poznać. Była moim ideałem. Przez kilka lat byliśmy tylko przyjaciółmi. Gdy miałem piętnaście lat, w końcu wyznałem jej co do niej czuję. Okazało się, że ona czuje to samo. Wiem, byliśmy bardzo młodzi, ale... czułem, że to ta jedyna.
   - Piękne - zachwyciłam się - Nie widziałeś świata poza nią.
   - Poza wami obiema - spojrzał na mnie.
   - Serio?
   - Lubiliśmy się tobą opiekować, gdy Jared akurat nie mógł - przewrócił oczami ze śmiechem - Uwielbiał z tobą przebywać. Byłaś dla nas wszystkich takim małym dobrym duszkiem. Naszą siostrzyczką - poczochrał moje włosy.
   - A Margaret kim dla ciebie była? - poprawiłam fryzurkę.
   - Wszystkim.
   Miłość niczym z filmu dla nastolatków, ale widać, nie wszystko bywa w nich fałszem. Matt naprawdę ją kochał. Wyobrażam sobie co czuł po jej śmierci. Musiał się pozbierać i iść na przód. Teraz ma Annie.
   - Tęsknisz za nią? - spytałam.
   - Zawsze - potwierdził - Jesteś do niej niezwykle podobna, więc tak jakby mam jej cząstkę w tobie. Mam ciebie. Widzę ją w tobie. Czuję dzięki temu, że wciąż tutaj jest.
   Aż mi łza poleciała. Mając mnie przy sobie, miał też Margaret. Nigdy tak o tym nie myślałam. Nie sądziłam, że jestem aż tak do niej podobna. Ale skoro dla Matta coś to znaczy, to jest mi z tego powodu miło.
   Zbliżyłam się do niego i przytuliłam. Odwzajemnił gest, całując mnie w skroń.
   - Kocham cię - ścisnął mnie bardziej.
   - I z tej miłości chcesz mnie udusić? - śmiałam się, łapiąc oddech.
   - Przepraszam - rozluźnił uścisk.
   - Też cię kocham - cmoknęłam jego policzek.
   Po chwili przypomniałam sobie o tacie i Jay'u. Już długo byli na tarasie. Razem z Mattem poszliśmy do nich, by sprawdzić czy wszystko ok. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, obaj siedzieli przy niskim wiklinowym stole, rozmawiając jak zwykli kumple. Spojrzeli w naszą stronę, uśmiechając się. Usiedliśmy z nimi na ich prośbę. Przysiadłam na fotelu z tego samego materiału co stolik. Przede mną usiadł Matt. Po prawej był Jay, po lewej tata siedzący na przeciwko mojego młodszego braciszka. Rozmawialiśmy ze sobą bardzo długo, śmialiśmy się, dokuczaliśmy sobie. Znowu poczułam się jak w rodzinie. Najważniejsi mężczyźni mojego życia byli tu ze mną. Wszyscy.
   - Fantastycznie jest znowu was widzieć, chłopcy - przyznał tata - Cieszy mnie, że tak bardzo wspieracie Charlie, że jej pomagacie.
   - Dla nas znaczy to wiele - stwierdził Jay - Ona jest dla nas siostrą. Nie zostawilibyśmy jej na lodzie.
   - No ja myślę - zaśmiał się - Bo jak nie...
   - Tato - pokręciłam głową rozbawiona.
   - No co? Chcę mieć pewność, że gdy mnie zabraknie, oni będą wciąż z tobą.
   - Zapewniam pana, że zostaniemy z nią - odezwał się Matt.
   - Nie ma takiej drugiej czerwonowłosej laski jak ona - rzekł Jay.
   - Jakbyś powiedział co innego, dostałbyś od niej w łeb - śmiał się.
   - Słodka i miła, a pięścią by zabiła - spojrzał na mnie niebieskimi tęczówkami.
   - To dla mnie komplement - stwierdziłam radośnie.
   Po długiej rozmowie wróciliśmy do środka by zjeść kolację, po czym obejrzeć film. Zrobiliśmy dwie miski popcornu. Usiadłam obok taty na kanapie, Matt na fotelu, a Jared akurat załączał film. Wybraliśmy Avatar. Już widziałam, ale to tak piękny film, że mogłam go wiele razy. Jay usiadł obok mnie, biorąc jedną miskę na kolana. Wzięłam garść popcornu w dłoń i chrupałam. Jared po jakimś czasie zaczął się ze mną drażnić, rzucając we mnie przekąską. Nie dałam mu satysfakcji z tego i sama celowałam w niego popcornem. W pewnym momencie tak głośno się zaśmialiśmy, że reszta się wkurzyła i nas uciszyła. Odłożyliśmy miskę na stolik i ponownie skupiliśmy się na filmie. Był późny wieczór, więc zaczęłam być senna. Oparłam głowę o ramię Jaya, a ten mnie objął. Przez te kilka dni zapomniałam o problemie z nim. Mimo to wciąż zastanawiałam się czy to co mówiła Annie może być prawdą. A jeśli jest prawdą, to co mam zrobić? Pogadać z nim czy przemilczeć? Znowu miałam mętlik w głowie.
   Nim się zorientowałam, ktoś mnie niósł na rękach. Musiałam zasnąć podczas filmu. Otworzyłam lekko oczy, by zobaczyć kto mnie niesie. To Jared. Udawałam, że wciąż śpię, żeby zobaczyć co zrobi. Usłyszałam otwierające się drzwi za pewne do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Poczułam jak obok mnie ugina się materac. Usiadł. Przez chwilę nie wiedziałam co robi, ale czułam, że patrzył na mnie. Nagle pogładził mój policzek, po czym pocałował w czoło.
   - Dobranoc - szepnął cicho, prawie niesłyszalnie, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
   Wstał i wyszedł. Ja otworzyłam oczy z niedowierzania. On to zrobił tak czule... Coraz bardziej przekonuję się, że Annie może mieć rację.

Następnego dnia                                                       ***

   Wstałam gdzieś o siódmej w pełni wyspana. Poszłam do łazienki, by ogarnąć twarz, po czym zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Jareda i mojego ojca. Robili razem śniadanie. Przysiadłam przy stole i od razu dostałam pyszne kanapki z sałatą i pomidorem. Jared nasypał dla psa karmę. Charlie zjadł to wszystko za jednym razem. Nienażarty pies.
   - A Matt gdzie? - spytałam, jedząc kolejną kanapkę.
   - Jeszcze śpi - odpowiedział Jay, wycierając blat z okruszków.
   - Poszedł spać najpóźniej - wytłumaczył mój ojciec, siadając na przeciwko mnie.
   - Mam ochotę go obudzić - stwierdziłam - Tak z hukiem.
   - A wiesz, że ja też? - uśmiechnął się złośliwie Jay.
   Podszedł do szafki za mną. Mijając mnie, dotknął moich włosów. No chwilę przestałam jeść, by opanować emocje, które nie wiem czemu chciały ze mnie uciec. Gdy już było dobrze, kontynuowałam jedzenie.
   - Może wylejcie na niego wiadro wody - zaproponował tata.
   - Żart stary i nudny z czasów wojny, co? - zaśmiałam się.
   - Ale skuteczny - przyznał.
   - Pomysł z wiadrem jest dobry, ale może nie napełniajmy go wodą - myślał Jay.
   - To czym? - spojrzałam w jego stronę.
   Jared i tata spojrzeli się na siebie i uśmiechnęli tajemniczo. Mieli szatański plan. Plan, na który się zgodziłam. Poszłam na górę przed pokój Matta i czekałam aż przyjdą z napełnionym wiadrem. Trochę to trwało i bałam się, że Matt zdąży się obudzić. Ale na szczęście to się nie stało. Przybyli z wiadrem pełnym... No wyglądało to jak woda. Brudna woda. Nie wnikałam z skład tej cieczy. Czułam, że to śmierdzi, więc było ok. Otworzyliśmy delikatnie drzwi, po czym wychyliłam głowę by sprawdzić czy śpi. Jak zabity. Idealnie. Poczułam na przedramieniu dłoń Jareda. Przeleciał mnie lekki dreszcz, gdy jego ciepły oddech musnął skórę mojej szyi. Chciał się tylko wychylić, ale to mógł być tylko pretekst by mnie dotknąć. Przez Annie zaczęłam mieć paranoje. Szybko się otrząsnęłam i skupiłam na zadaniu. Po cichutko weszliśmy do pokoju. Ja miałam za zadanie nagrać tą epicką pobudkę. Stanęłam jakieś trzy metry od jego łóżka i włączyłam kamerkę w telefonie. Tata odliczał, po czym razem z Jaredem wylał całą zawartość wiadra na Matta. Ten gwałtownie się obudził z krzykiem. Nie wiedział co właśnie się stało. Tak się rzucał po łóżku, że z niego spadł. My natomiast bardzo głośno się śmialiśmy.Wciąż to nagrywałam, podchodząc do niego.
   - Co jest, kurwa? - powiedział, zasłaniając twarz rękoma.
   - Wstawaj śpiochu - krzyknęłam, śmiejąc się najgłośniej.
   - I ty Brutusie przeciwko mnie? - jęknął, patrząc na mnie - Po co to nagrywasz?
   - Dla potomnych - wytłumaczyłam.
   - A wy co się lampicie? - zwrócił się do nich, a ja pokazałam ich w obiektywie.
   - Bo to śmieszne - rzekł Jay.
   - Bardzo - powiedział z ironia, rzucając w jego stronę poduszką, po czym powąchał swoje dłonie - Ej, to woda, tak?
   - Jasne, pomarz sobie - Jay powoli się opanowywał.
   - Pojebało was - stwierdził, następnie wstał i wyszedł z pokoju, a ja wyłączyłam kamerę.
   Po tej całej akcji Matt się obraził na nas, ale nie na długo. Sam zaczął się z tego śmiać.
   Przed południem wyszłam na spacer z psem. Było nawet ciepło tego dnia. Pomyślałam, że przejdę się z nim tym razem na miasto. Chciałam kupić nową kostkę do gitary, gdyż ostatnią złamałam zbyt ostrym graniem na telecasterze. No cóż, bywa i tak.
   Idąc w stronę sklepu muzycznego, napotkałam Chada.
   - Chad - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciela.
   - Cześć Charlie - odwzajemnił gest.
   - Gdzie to się podziewałeś, co? - spytałam, po czym ruszyliśmy razem w kierunku sklepu.
   - Ja... - przedłużył to słowo - Ja pojechałem do mojej dziewczyny.
   - Co? - zrobiła  wielkie oczy - Dlaczego ja nic nie wiem o tym, że masz dziewczynę?
   - Od roku - dodał.
   - Od roku? - byłam w szoku.
   - Tak wyszła no - zaśmiał się - Wyjechała na studia do Nowego Jorku. Pojechałem do niej, bo nie widzieliśmy się kilka miesięcy.
   - Ojej - zrobiło mi się smutno - Tęskniłeś pewnie, co?
   - Bardzo - westchnął - Ale cieszę się, że spełnia swoje marzenia. To jest warte tej rozłąki.
   Nie sądziłam, że Chad jest takim romantykiem. Widziałam, że kocha swoja dziewczynę, skoro puścił ją na drugi koniec kraju. I bardzo jej ufał. Związek na odległość jest bardzo niepewny.
   Idąc nadal ulicą, Chad opowiadał o czasie spędzonym ze swoją dziewczyną, Isabel, która jak się okazuje studiuje aktorstwo. Musi być uzdolniona, skoro dostała się na taką uczelnię. Chłopak zdradził, że ma zamiar się jej oświadczyć, ale jeszcze nie wie kiedy. To takie słodkie.
   Doszliśmy do sklepu muzycznego, w którym ogólnie pracuje Chad. Zapięłam psa przed budynkiem i razem z chłopakiem wkroczyliśmy do środka. W salonie było pełno instrumentów od gitar przez trąbki po skrzypce. Nie brakowało też dodatków do nich. Mnie interesowały kostki do gitary, które były na ladzie, za którą stał starszy mężczyzna z bródką niczym James Hetfield. Wyglądał jak prawdziwy muzyk. Przywitałam się z sprzedawcą, tak samo Chad, bo to w końcu jego kolega z pracy. Wybrałam czarną kostkę i do tego zapas trzech białych i jednej czerwonej. Wyszliśmy ze sklepu, odpięłam psa i razem ruszyliśmy do domu. Chad trochę mnie odprowadził, by przy La Cienega opuścić mnie, żegnając się do następnego dnia. Ja pomknęłam do domu, robiąc się głodna. Będąc już na miejscu, zrobiłam sobie placki ziemniaczane. Jedząc je w kuchni, zawitał do mnie Jay z uśmiechem jak u dziecka. Popatrzyłam na niego jak na dziwaka.
   - A tobie co tak wesoło? - gryzłam kawałek jedzenia.
   - Bo coś dla ciebie mam - poruszył śmiesznie brwiami - I nie mów z pełnymi ustami.
   - Mam - przełknęłam - się bać?
   - Nie.
   - To co to jest? - odłożyłam widelec.
   - Taa daa - wyjął zza pleców album.
   Wzięłam go do ręki i przyjrzałam się. Otworzyłam album i ujrzałam zdjęcie. Stare zdjęcie sprzed kilkunastu lat. Przedstawiało mnie na kolanach Jaya, który siedział na kanapie obok Matta i Margaret. To było w naszym starym domu. Prawie się popłakałam, widząc to zdjęcie.
   - Skąd je masz? - popatrzyłam na niego zaszklonymi oczami.
   - Znaleźliśmy te zdjęcia u rodziców - podszedł do mnie, stanął obok nachylając się by spojrzeć na nie - Sam byłem w szoku.
   - Wszystkie? - przewracałam szybko kartki, żeby zobaczyć ile ich jest.
   - Nie wiem czy wszystkie, ale było ich dużo - wytłumaczył, po czym popatrzył na mnie - Płaczesz?
   - Bo to piękne - wytarłam łezkę.
   - Chodź z tym do salonu, obejrzymy wszystkie - cmoknął mój policzek, złapał moja dłoń i pociągnął w stronę salonu.
   Usiedliśmy razem na kanapie i podziwialiśmy resztę zdjęć. Nie wierzyłam, że są jeszcze jakieś stare zdjęcia z tamtych czasów. Myślałam, że wszystkie już posiadam. A tu proszę, taka niespodzianka.
   Każde zdjęcie wywoływało u mnie uśmiech i wzruszenie. To takie piękne wspomnienia z dzieciństwa. Z czasów, gdy wszystko było dobrze.
   - Pamiętasz to? - wskazał na Matta, grającego w piłkę nożną - Był kiedyś dobry.
   - Tak - uśmiechnęłam się - Choć czasem zbytnio szpanował.
   - Margaret patrzyła, to wiesz - zaśmiał się.
   - To wszystko wyjaśnia - miałam ubaw - A to? Jakie piękne.
   Zdjęcie przedstawiało moją siostrę na ławce w czasie zachodu słońca. Wyglądała pięknie z lekko rozwianymi lokami. Była jak dorosła, ale tez zachowywała się jak zwykła nastolatka. Na zdjęciach zawsze wyglądała fantastycznie.
   - Matt je robił - rzekł - Ich pierwsza randka.
   - Była śliczna - szepnęłam.
   - Bardzo ja przypominasz - założył mi kosmyk włosów za ucho - Gdyby nie włosy i wiek, bralibyśmy was za bliźniaczki.
   - Co? - zaśmiałam się - Nie. Ona była... ładniejsza ode mnie.
   - Ale ty też jesteś piękną dziewczyną - objął mnie ręką.
   - Serio? - obróciłam głowę, co było błędem, gdyż byłam niebezpiecznie blisko jego twarzy.
   - Pewnie - patrzył mi w oczy - Mnie się podobasz - stwierdził.
   Nie wiedziałam jak to odebrać. Podobam mu się w sensie, że po prostu jestem dla niego ładna czy dlatego, że mnie kocha? To było dwuznaczne i skąd miałam wiedzieć o co konkretnie mu chodziło w tym momencie. Czemu on tak na mnie działa?
   Chwila patrzenia sobie w oczy z lekka się przedłużyła z kilku sekund na kilka dłuższych chwil. Nawet nie zauważyłam, że się uśmiecham. To trwało zdecydowanie za długo. Otrząsnęłam się i odwróciłam wzrok. Przewróciłam następną stronę w albumie. Kolejne zdjęcia Margaret wywoływały u mnie łzy, a serce kuło mnie niemiłosiernie. Zamknęłam album, gdyż nie miałam siły oglądać go dalej i odłożyłam go na stolik. Jared przytulił mnie mocno, pocieszając. Tak bardzo za nią tęskniłam. A te zdjęcia nie pomagały, choć nigdy ich nie wyrzucę. To cenna pamiątka, bo jedyna.
   - Nie płacz już, proszę - pocałował mnie w skroń - Margaret nie chciałaby byś przez nią płakała - szeptał do mnie, ale miałam chwilę słabości, którą nie tak łatwo opanować - No już. Nie lubię, gdy cierpisz.
   - Przepraszam no - wycierałam łzy chusteczką - Wspomnienia i w ogóle.
   - Rozumiem cię - pogładził mój policzek - Już dobrze - znów cmoknął mój policzek.
   Odwróciłam do niego twarz, by popatrzeć na niego, a on zaskoczył mnie szybkim całusem w usta. Serce na tą krótką chwilę zamarło, a w głowie miałam totalna ciszę.
   Co się stało?, pomyślałam.
   Z całej tej dziwnej sytuacji zaczęłam się śmiać. I nie tylko ja. Jay także miał lekki ubaw, ale czy szczery? To jedna z takich chwil, gdy nie wiesz czy się śmiać czy płakać, więc robisz wszystko naraz. Opanowałam się i udałam, że wszystko gra.
   - A właśnie - przypomniałam sobie o pewnej rzeczy - O czym gadałeś wczoraj z tatą?
   Widać było po jego minie, że to nie była zwykła pogawędka. Musieli rozmawiać o czymś ważnym. I z jakiegoś powodu nie chcieli mi tego powiedzieć.
   - Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział, odwracając wzrok ode mnie.
   Bardzo nie lubiłam, gdy coś przede mną ukrywali. Co tym razem chcieli utajnić przede mną?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorka za taki nudny rozdział, ale musiałam się pospieszyć, bo chcę już dojść do końca części. Myślę, że jeszcze dwa rozdziały i kończę część pierwszą. W drugiej będzie lepiej, obiecuję.

See you soon

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13