Rozdział 13

Sylwester

   Z samego rana pojechałam do Artura, gdyż miałam go potem nie widzieć aż do wieczora. Chciałam z nim chwilkę pogadać, bo od czasu mojego zasłabnięcia, nie widziałam go w ogóle. Nie wypuścili mnie wtedy ze szpitala i zostałam na całą noc. Potem spałam cały dzień, gdyż szpitalne łóżka były strasznie niewygodne i nie zasnęłam ani razu. Tak więc dopiero teraz się z nim spotkałam.
   Leżeliśmy razem w łóżku na brzuchu, głowami obróconymi do siebie. Patrzeliśmy sobie w oczy. Artur miał rękę pod moją bluzką i opuszkami palców miział moje plecy. Cały czas się do mnie uśmiechał. Ja dłonią gładziłam jego policzek. To jedna z takich chwil, gdzie nie musieliśmy się odzywać. Wystarczyła nam nasza obecność.
   - Tęskniłam za tym - westchnęłam.
   - Ja też - zbliżył twarz, by mnie pocałować.
   - Czemu z tobą jest tak dobrze?
   - Bo cię kocham - szepnął.
   Słysząc te słowa coś w moim sercu zakuło. Artur pierwszy raz powiedział mi, że mnie kocha. JA sama nie byłam pewna uczuć do niego. To chyba źle, bo gdy się kogoś kocha, wie się o tym od razu. Skoro on już wiedział, to co blokowało mnie? Przecież było mi z nim tak dobrze, sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Co jest nie tak?
   Kochasz kogoś innego, zaśmiał się znów ten głosik.
   Kochać można wielu ludzi, więc to logiczne, że kocham też innych.
   Ale tylko jedną osobę kocha się do bólu.
   Coraz bardziej wkurzał mnie ten głos. Nie dlatego, że był, a dlatego, że mówił prawdę. Uświadamiał mnie i to było denerwujące.
   Mimo tych wątpliwości, uśmiechnęłam się do chłopaka.
   - Też cię kocham - wyznałam.
   Patrzył na mnie podejrzliwie, wyczuł mnie. Wiedział, że coś leży mi na sercu, ale nie odzywał się i nie pytał. Dziękowałam mu za to. Byłam ciekawa jak szybko pożałuję tych słów. I czy w ogóle.
   - Cześć, gołąbeczki!
   Steven wbił do pokoju. Widać było, że poranna kawa zaczęła działać. Był bardzo pobudzony.
   - Czego chcesz, Steve? - spytał chłopak.
   - Pojednać się tu z moimi ulubionymi ludźmi - podszedł do łóżka i całą sobą wyłożył się na nas szczęśliwy.
   - Steven, schudnij - jęknęłam.
   - Pojebało cię - zaśmiał się Artur.
   - Uwielbiam was - cmoknął mój policzek, a potem Artura, przez co popatrzeliśmy na niego jak na dziwaka, co nie było nowością.
   - Dobra, zejdź już - poprosiłam.
   Wstał ze śmiechem i wyszedł, zostawiając nas w osłupieniu. Co ten człowiek ćpa?
   - Podziwiam cię, że z nim wytrzymujesz tutaj - obróciłam się na plecy.
   - Można przywyknąć - stwierdził, nachylając się nade mną - Co robimy?
   - Nie wiem - sprawdziłam godzinę w komórce - Muszę jechać do chłopaków i im pomóc, bo w końcu impreza wieczorem.
   - Nie zostaniesz dłużej? - zaczął całować moją szyję.
   - Nie mogę. Zobaczymy się wieczorem. Będziesz mnie miał na całą noc - odsunęłam chłopaka i podniosłam się z łóżka.
   - Niech już będzie wieczór - zaśmiał się.
   - Już masz ochotę, już - pokręciłam głową, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni.
   - Na ciebie zawsze - puścił do mnie oczko.
   Podszedł do mnie i objął rękoma w pasie. W pieszczotach jest naprawdę dobry. Wprawiał moje ciało w stan ekstazy. Moje wszystkie wątpliwości znikły, gdy tylko wpił się w moje usta. Chciałam, żeby to trwało i trwało, no ale musiałam przerwać. Pożegnałam się z chłopakami i taksówką wróciłam do domu. Gdy otworzyłam drzwi i weszłam do środka, zostałam złapana w pasie przez Matta i przerzucona przez jego ramię. Zdziwiłam się, ale tez mnie to rozbawiło. Kierował się na zewnątrz.
   - Co jest? - spytałam.
   - Jedziesz ze mną do sklepu, bo trzeba kupić prowiant na sylwester - podszedł do samochodu.
   - A Jared?
   - Jest w studiu - postawił mnie na ziemi i otworzył drzwi auta, bym weszła.
   - Po co? - wsiadłam i zamknęłam drzwi, a Matt usiadł za kierownicą.
   - Powiedział, że ma coś do załatwienia. Mamy po niego podjechać jak kupimy wszystko.
   - No dobra - westchnęłam - To ruszajmy.
   Pojechaliśmy prosto do marketu. Tam wzięliśmy wózek i rozpoczęliśmy zakupy. Najpierw kubeczki i talerzyki jednorazowe. Potem przekąski takie jak popcorn czy czekoladki z alkoholem. Jeśli chodzi o jakieś ciasto to Matt chciał sam upiec, więc wziął składniki potrzebne do pieczenia. Nadeszła pora na napoje. Kilka butelek szampana, coli, soku i piwo. Trochę tego było.
   - Wyczuwam jutro zabójczego kaca - zaśmiałam się, idąc z Mattem w stronę kasy.
   - Ty się tym razem oszczędź, ok? - poprosił - Chyba nie chcesz znowu urwanego filmu.
   - Postaram się - westchnęłam.
  Dotarliśmy do kasy, wyłożyliśmy wszystko na taśmę i czekaliśmy aż zakupy zostaną skasowane. Przyglądałam się temu i kręciłam głową. Takiej ilości jedzenia i picia nie widziałam od czasu studniówki.
   - I kto to wszystko zje? - spytałam rozbawiona.
   - Zjeść damy radę - stwierdził - Gorzej będzie z tym co wróci.
   No tak...
   Zapakowaliśmy rzeczy do auta i ruszyliśmy do studia po Jareda. Nie wiem czemu nie pojechał swoim autem. Wtedy mógłby wrócić sam.
   Podjechaliśmy pod studio, po czym wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Już wiele razy tutaj byłam. Chłopacy często mówili, że też inne zespoły nagrywają właśnie tu. Chciałabym choć raz zobaczyć jeden z nich.
   Podążyliśmy korytarzem do schodów, weszliśmy na górę, kolejnym korytarzem do końca i otworzyliśmy drzwi po lewej. W środku przy konsolecie siedział Chris, ich gitarzysta, a Jay nagrywał wokal. Śpiewał nową piosenkę. Najwidoczniej chciał ją już wykonać póki miał wenę. Stałam i przyglądałam się ich pracy. Matt przywitał się z Chrisem i usiadł obok niego. Zawsze fascynowała mnie praca w studiu nagraniowym. Tyle przycisków, tyle sprzętu... Dzięki temu można stworzyć coś niesamowitego.
   - Jared, może byś przedłużył ostatnią sylabę w trzecim wersie? - zaproponował Chris.
   - Nie lepiej w czwartym?  -spytał niebieskooki.
   - Zobaczmy więc - coś przycisnął, przekręcił - Śpiewaj.
   Jay zaśpiewał tak jak proponował, a efekt był całkiem ciekawy. Gdy on śpiewał, często miałam gęsią skórkę. Uwielbiałam go słuchać. Posiada niezwykły talent. Jego głos jest łagodny, ale i bardzo męski. Zazdrościłam mu czułości w śpiewie.
   Przerwał śpiew, by dowiedzieć się czy pasuje. Nadal nie byli przekonani, na co się załamał.
   - Nie mam już pomysłu - westchnął, ściągając słuchawki.
   - Może zostawmy to na razie w spokoju i wrócimy do niej za kilka dni - proponował Christopher.
   - A może nie przedłużaj tylko jednej sylaby - powiedziałam, a chłopaki spojrzeli na mnie zamyśleni.
   - Dobrze kombinujesz - stwierdził Matt.
   - Pokaż nam o co chodzi. Chodź tu - Jay wskazał, bym weszła do środka.
   Niepewnie otworzyłam drzwi i podeszłam do niego. Dał mi słuchawki, a przed sobą miałam tekst i mikrofon. Nie zbyt chciałam nagrywać swój głos, bo nie miałam ochoty go słyszeć. Nie podobał mi się. może i śpiewałam normalnie na scenie, ale ogólnie nie słyszałam jak brzmię. Według wszystkich mam talent, ja nadal nie jestem co do tego przekonana.
   Usłyszałam w słuchawkach delikatną fortepianową melodię połączoną z gitarą akustyczną. Spojrzałam w tekst i improwizowałam ze śpiewem.
   - I'm trying to be better. I'm trying to be something more. Do everything you expect of me. I try - to słowo pociągnęłam delikatnie, jakby głośnym szeptem - I'm trying to be better. I'm trying to be something more. Do everything you expect of me. I try, I try, I try - znów wyciągnęłam sylabę - But it does not work - i ponownie, po czym przerwałam.
   Chłopacy zaczęli klaskać, a ja się zarumieniłam.
   - Pięknie - uśmiechnął się do mnie Jay i mnie objął.
   - Myślę, że to jest to - odezwał się Chris - Zajebiste.
   Ucieszyłam się, że im się spodobało. Rzadko miewałam dobre pomysły. Pisanie piosenek nie jest moja mocną stroną.
   Jay chciał, żebym wystąpiła z nim w tym utworze, na co nie byłam zbyt chętna. Dał mi jednak czas do przemyślenia propozycji. Po tej krótkiej pracy w końcu wyszliśmy ze studia i pojechaliśmy do domu, by wyszykować się na wieczór. Matt zabrał się za ciasta, Jay szykował salon, a mnie dali wolne, gdyż jak to powiedzieli "zasłużyłam sobie za pomoc z piosenką". Przystałam na tym i zaczęłam wybierać ubranie na sylwestra. Stanęłam przed szafą i wypatrywałam czegoś idealnego na tę okazję. Sukienka? Nie, nie lubię być w sukience na takiej imprezie. Koszula bez rękaw. To jest to. Koloru bladej, może bardziej brudnej zieleni, zapinana białymi guzikami. Do tego czerwone leginsy w kratkę. Spojrzałam w lustro. Było dobrze. Włosy spięłam w kok. Makijaż lekki, ale wyrazisty. Było coraz lepiej. Dodatki. Tylko naszyjnik z triadą, która była dla mnie ważna. Założyłam czarne czółenka ze srebrnymi ćwiekami. Idealnie. Ubieranie zajęło mi tylko pół godziny. I tak szybko jak na mnie. Zeszłam na dół i od razu poczułam zapach pieczonego ciasta. Wkroczyłam do salonu, gdzie Jared zawieszał serpentyny. Zauważyłam, że wokół salonu  zawiesił także lampki choinkowe, co mnie trochę zdziwiło.
   - Lampki? - wskazałam na ścianę, na której były.
   - Fajnie to wygląda wieczorem - zszedł z krzesła, na którym stal, po czym obrócił się do mnie - Ładnie wyglądasz.
   - Dzięki - uśmiechnęłam się - Ty też.
   Zaczęło się ściemniać, więc razem wyszliśmy do ogrodu, by zapalić świeczniki, które wisiały na drzewach. Były w różnych kolorach, tworzyły fajny klimat. Stanęłam po środku ogrodu, pod jednym z drzew. Zapalając ostatni lampion, przyglądałam się ostatniemu zachodowi. Normalnie w Polsce nie zobaczyłabym zachodu, gdyż w sylwestra zawsze jest zimno i pochmurno. Tutaj jest inaczej.
   Poczułam obejmujące mnie w pasie ręce, więc lekko odskoczyła. Gdy zobaczyłam, że to Jared, dałam się przytulić. Patrzeliśmy razem na znikające za horyzontem słońce.
   - Ostatni wspólny wieczór w tym roku - szepnął.
   - Ostatnie chwile - dodałam.
   - Ostatnie wspomnienia.
   - Ostatni dzień - zamknęłam oczy, rozkoszując się lekkim wietrzykiem muskającym moja skórę.
   - Więc sprawmy by był tym najlepszym - tulił mnie mocniej.
   Staliśmy tak z kilkanaście minut aż słońce schowało się za horyzontem. Wróciliśmy do środka akurat jak zabrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyliśmy moim przyjaciołom. Steve, Chad, Hayley i oczywiście Artur, który pocałował mnie na powitanie. Wszyscy na razie przebywaliśmy na zewnątrz, siedząc na tarasie przy stole i gadając między sobą. Artur mnie obejmował, co chwila całując to w policzek, to w usta. Ja mało się odzywałam. Po prostu jeszcze się nie rozkręciłam. Była godzina dwudziesta trzydzieści. Trzy i pół godziny do końca roku.
   Przybyli kolejni goście. Annie, która od razu przywitała wszystkich i zapoznała moich przyjaciół. Cała ona. Przybył też Chris i jego dziewczyna, Melanie, blondynka o zielonych oczach. Jako ostatni pojawił się Dominic. Dla mojej dzikiej bandy przebywanie z The Soldiers było czymś ekscytującym. Mogli poznać gwiazdy od drugiej strony, tej nieznanej dla wielu fanów. Ja nie musiałam, już ich znałam.
   Matt poprosił mnie o pomoc, więc poszłam z nim do środka, by przygotować stół z jedzeniem i kieliszki na szampan.
   Godzina dwudziesta pierwsza.
   - Jeszcze trzy godziny - rzekłam, układając kieliszki na stole.
   - Wiele się jeszcze może zdarzyć - stwierdził, niosąc wielki talerz z kawałkami ciasta i kładąc go na środek stołu.
   - Co masz na myśli? - wzięłam na palec trochę kremu czekoladowego z ciasta i zlizałam - Ale dobre.
   - Zobaczycie - puścił mi oczko.
   Co on kombinuje?, pomyślałam.
   Wszyscy weszli do środka i częstowali się, po czym zaczęliśmy imprezę. Głośna muzyka i alkohol, czyli sylwester. Ja tego dnia nie miałam ochoty zbytnio pić. Stałam z kubkiem piwa i przyglądałam się jak inni tańczą. Matt porwał do tańca Annie, Chris był z Melanie, a reszta osobno. Nie chciało mi się jeszcze do nich dołączyć. Zaczynałam być senna.
   - Policja? Zgłaszam przestępstwo - powiedział Artur, podchodząc do mnie - Ktoś tu się nie bawi - objął mnie w pasie - Co jest, misiu?
   - To jest taka godzina, że zaczynam padać ze zmęczenia - wytłumaczyłam.
   - Bo się nie bawisz - pocałował mnie - Chodź potańczyć - pociągnął mnie na środek salonu.
   Jedną rękę położył na mojej talii, drugą trzymał moja prawą dłoń i tańczyliśmy jak umieliśmy. Gdy już się rozkręciłam, zmęczenie zastąpiła zabawa. Dostałam wielką dawkę energii, której nie mogłam nie wykorzystać. Każdy świetnie się bawił.
   Godzina dwudziesta druga.
   Wyszłam z Hayley na zewnątrz. Potrzebowałyśmy chwilę spokoju, gdyż od godziny żyłyśmy w ciągłym hałasie. Skierowaliśmy się do drzewa po środku ogrodu. Był uroczo podświetlony lampionikami.
   - Ale przyjęcie - stwierdziła, zapalając papierosa.
   - Jak tak dalej pójdzie, to będę miała powtórkę z moich urodzin.
   - Ale chyba tym razem będziesz pamiętać co robiłaś - zaśmiała się.
   - Bardzo śmieszne - przewróciłam oczami.
   Usiadłyśmy pod drzewem i patrzyłyśmy na nocne niebo. To niesamowite jak bardzo było ono tego wieczoru gwieździste. Mogłam zaobserwować kilka gwiazdozbiorów. W pewnym momencie zauważyłam spadającą gwiazdkę. Uwielbiam kosmos.
   Usłyszałyśmy donośny krzyk Stevena, co znaczyło, że wypił o jedno piwo za dużo. Zaśmiałyśmy się z tej sytuacji.
   - Czy on kiedykolwiek był trzeźwy na imprezie? - spytałam.
   - Nie - zgasiła papierosa - On nigdy nie jest trzeźwy. Nawet gdy jest, to tak naprawdę nie jest.
   - Skomplikowane - podrapałam się po głowie.
   - Cały on.
   - Dziewczyny - usłyszałam za sobą żeński głos, więc się odwróciłam i ujrzałam Annie - Co wy tu tak plotkujecie beze mnie? - stanęła przed nami.
   - Byłaś zajęta Mattem - pokazałam jej język.
   - No przepraszam - usiadła na trawie - Dziś jest wyjątkowo romantyczny. Zaczyna mnie tym drażnić.
   - Ile ja bym dała, żeby mój facet był tak romantyczny - rzekła Hayley, na co popatrzyłam na nią podejrzliwie.
   Ona przecież nie miała teraz chłopaka, więc dlaczego tak mówi? Trochę się zdziwiłam. Powiedziałaby mi, gdyby z kimś się związała. Może tak po prostu stwierdziła? Nie wiem. Chyba za bardzo wszystko komplikuję.
   - Ale romantykiem mógłby być na kolacji czy w łóżko, a nie na sylwestrze. Ja się chcę bawić - gestykulowała rękoma - Mamo... - jęknęła - Muszę się napić - wstała i poszła do domu.
   - Bardzo roztrzepana dziewczyna - powiedziała Hayley.
   - Jak tak dalej pójdzie, dogoni Stevena - stwierdziłam.
   Annie to taka osoba, której usta się nie zamykają. Ciągle miała coś do powiedzenia.
   Godzina dwudziesta trzecia.
   Wyszliśmy wszyscy na zewnątrz. Zastanawiałam się czemu Matt poprosił nas o zebranie się tutaj. Trudno było zmusić do tego Stevena, który już trochę przesadził ze spożyciem piwa i zaczął tracić z nami kontakt. Mieliśmy z niego ubaw. Myślałam, że nie dotrwa do końca.
   Stanęliśmy w półkolu, ja między Arturem a Jaredem, co było z lekka krępujące dla mnie, ale starałam się zachowywać naturalnie. Popatrzeliśmy na Matta, który miał nam coś do przekazania.
   - Jak wiecie została niecała godzina do końca tego roku. Wiele rzeczy się wydarzyło w ciągu tych dwunastu miesięcy. Dobrych jak i złych. Lepiej wspominać te dobre - zaśmiał się - Takie jak nasza trasa koncertowa, która okazała się wielkim sukcesem i niesamowitą przygodą. Czy też przyjazd naszej Charlie do nas - uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam - Mam też w pamięci wiele dni spędzonych z moja ukochaną - wyciągnął rękę do Annie, a ona ją ścisnęła - Jesteśmy razem cztery lata. Przez tez ostatni rok uświadomiłem sobie, jak trudno byłoby mi bez niej żyć - przyciągnął ją do siebie - Więc teraz chcę by ten wspaniały dla nas rok zakończyć jak najlepiej. Annie - spojrzał na nią - Wiesz jak bardzo cię kocham.
   - Wiem to - uśmiechnęła się, lecz ni wiedziała o co chodzi.
   - Myślałem, że nie wie i będę musiał to udowodnić - podrapał się po głowie, a my wybuchliśmy śmiechem - Dobra - ogarnął się - Annie - uklęknął, a dziewczyna zasłoniła usta dłonią - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - otworzył pudełeczko z pięknym pierścionkiem.
   Zamarliśmy. Nikt się nie spodziewał, że to właśnie dziś postanowi zadać jej to ostateczne pytanie. Dziewczyna była na granicy płaczu i szczęścia. Ja osłupiałam, zresztą jak każdy tu obecny. Czekaliśmy na odpowiedź, zwłaszcza Matt.
   - Tak - szepnęła - Tak, chcę - powiedziała już głośniej, rzucając się na Matta i całując go.
   My za to klaskaliśmy i gratulowaliśmy parze. Zdziwiło mnie to jak Annie była tego pewna w stu procentach. Zazdrościłam jej tej pewności. Pomyślałam, co ja bym odpowiedziała, gdyby to Artur mnie zapytał o to. Czy bym się zgodziła? W sumie gdyby nie moje ostatnie wątpliwości, to pewnie odpowiedziałabym tak. To znaczy, że Jared stałby na przeszkodzie do tej decyzji? W końcu... miesza mi w głowie. Przez niego nie wiem co czuję. Dlaczego?
   Otrząsnęłam się i przestałam o tym myśleć. Był sylwester, miałam się bawić. Zaczęłam się cieszyć ze szczęścia Annie.
   Dwadzieścia minut przed północą.
   Każdy wziął po jednym kieliszku i razem udaliśmy się na taras widokowy, by tam świętować nowy rok i podziwiać fajerwerki. Bracia trzymali dwie butelki szampana, gdyż to oni mieli je otworzyć o północy. Chad pomagał Stevenowi iść we właściwym kierunku. Trzymał się jeszcze na nogach, co znaczyło, że alkohol nie zawładnął jeszcze nad jego ciałem. Ja szłam za rękę z Arturem.
   Dziesięć minut przed północą.
   Staliśmy już na tarasie i czekaliśmy na nowy rok.
   Dziewięć minut.
   Chad zadzwonił do swojej dziewczyny, która już świętowała o północy dwie godziny temu.
   Osiem minut.
   Matt opowiedział jakiś dowcip. Mnie nie rozśmieszył, ale Chrisa i Dominica owszem. Może był śmieszny, gdy się trochę wypiło.
   Siedem minut.
   Steven upadł.
   Sześć minut.
   Artur mnie objął od tyłu i staliśmy razem przy barierkach.
   Pięć minut.
   Hayley pomogła Stevenowi wstać na nogi. Wzięła jego kieliszek i zakazała ponownego picia.
   Cztery minuty.
   Znowu upadł. Zostawiliśmy go w spokoju, a Hayley przy nim uklękła. Patrzyła na niego z troską. O co chodzi?
   Trzy minuty.
   Matt porwał do tańca Annie. Oboje byli szczęśliwi.
   Dwie minuty.
   Reszta ustawiła się przy barierkach. Nawet Steven dał rade wstać.
   Minuta.
   Bracia skierowali korki szampana w stronę nieba. Z ekscytacją oczekiwałam końca. Zaczęliśmy odliczanie.
   - Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć - Artur obrócił mnie do siebie - cztery - popatrzył mi w oczy - trzy, dwa...
   Jeden.
   Pocałował mnie, a w niebo wyleciało pełno fajerwerków. Korki wystrzeliły, szampan się lał, wszędzie okrzyki, szaleństwo. Życzyłam wszystkim szczęśliwego nowego roku, a oni mi. To był mój najlepiej rozpoczęty rok. Moim postanowieniem było by każdy dzień nowego roku był tak zakręcony jak ten. W końcu zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu, będą nowe dni, nowe szanse, nowe wspomnienia, nowy życie.

   Nowe problemy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Strasznie mi się nie podoba ten rozdział...
Jest to ostatni rozdział pierwszej części "Open up your eyes".
Nie wyszedł mi taki jak oczekiwałam. Nie miałam weny, dlatego dodaje go z jednodniowym opóźnieniem.
Postaram się, by następne były idealne.

Jest mi niezmiernie miło za tak wzmożoną aktywność na moim blogu. Przekroczył on bowiem 1000 wyświetleń! JEEEEEJ! Ostatnio coraz częściej odwiedzacie tą stronę i naprawdę jestem wniebowzięta.
Nadal prosiłabym was o komentarze. Żadna z próśb nie skutkuje i nie wiem już jak was do tego zachęcić. Jednak jak widzę jakiś nowy komentarz to aż się chce pisać. Tak więc proszę, zachęcajcie mnie :)

Informuję iż mogę niedługo opóźniać dodawanie rozdziałów o więcej dni, gdyż szkoła itp. itd.
Za tydzień normalnie jeszcze będzie, lecz następny może być dopiero za trzy. 5,6 i 7 września mam cały zajęty (GWARKI KU**A) i nie będę miała czasu na bycie na internecie.

Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej, pytajcie.

See you soon.

Komentarze

  1. Co Ty pieprzysz, że nie wyszedł. Jest świetny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wiem i ty pewnie tez, że stać mnie na więcej xD ale dzięki

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14