Rozdział 6

Tydzień później

   Rzuciłam w końcu pracę. Nie było sensu tam pracować. Mogłam teraz skupić się na zespole, do którego oficjalnie dołączyłam. Codziennie spotykaliśmy się na próbach, coś tworzyliśmy, graliśmy ale i normalnie się wygłupialiśmy. Ustaliliśmy też czy chcemy grać kolejne koncerty teraz. Załatwiliśmy dwa występy w klubach. Chyba zaczynają nas lubić. To dobry znak. Najzwyczajniej w świecie zaczęli dostrzegać w nas coś więcej niż zespół na chwilę. Czuliśmy, że nam się uda.
   Wieczorkiem po dwudziestej drugiej siedziałam w ogrodzie i fotografowałam otoczenie. Robienie zdjęć bardzo mnie odpręża, gdy mam zły dzień. Miejsce te było uroczo podświetlone małymi lampionikami, wiszącymi na małych drzewkach i na ramie huśtanej ławki. Kolorowe i słodkie. Siedziałam po środku ogrodu i wyłapywałam najciekawsze miejsca. Zdjęcia wychodziły fantastycznie. Na niebie pojawiły się gwiazdki i księżyc w pełni. One też trafiły pod mój obiektyw. Położyłam się na trawie i wpatrywałam się w nocne niebo. Gwiazdy to coś niesamowitego. Ciekawe jest to, że niektóre z nich już nie istnieją, a światło jeszcze przemierza kosmos. Zajebiste. Albo to, że jesteśmy dziećmi gwiazd. Cząsteczki naszego ciała pochodzą właśnie od nich. Wszechświat to niebezpieczne, a zarazem przepiękne miejsce. A to, że jesteśmy jego częścią jest ekscytujące.
   Zauważyła, że zmierza do mnie Jay. Uśmiechnęłam się do niego pierwszy raz tego dnia. Mój humor był tak zepsuty, że krzyczałam na każdego. Nawet na niego. Nie wiedziałam czym to jest spowodowane. Lecz nie podobało mi się to.
   Położył się obok mnie i westchnął.
   - Nie ma ci zimno? - spytał na wstępie.
   - Nie - uznałam - Jestem tylko zmęczona.
   - To czemu nie pójdziesz spać? Jutro masz kolejną próbę.
   - Nie chce mi się wstać - zaśmiałam się cicho.
   - Ty leniu - także miał ubaw.
   - Weź mnie zanieś - uniosłam ręce - Proszę - zrobiłam smutną minkę.
   Ten tylko się uśmiechnął, wstał i na moją prośbę uniósł mnie i zaprowadził do domu. Podążył do mojego pokoju i położył na łóżku, po czym usiadł obok mnie. Przez moment milczeliśmy nie wiedząc co powiedzieć. Byłam już zbyt zmęczona, żeby gadać. Patrzyłam na Jareda, który myślami był gdzie indziej. Zastanawiałam się czemu, ale uznałam, że nie będę się wtrącała. Sama byłam dziś rozkojarzona, więc wiem jak się mógł w tym momencie czuć.
   Może to przez tą pełnię?, pomyślałam.
   Tak czy inaczej... Widać, że jesteśmy prawie jak rodzeństwo. Gdy ja jestem smutna, on też. Gdy się cieszę, on też. Gdy się przewrócę... On ma ze mnie ubaw. Tak to u nas działa.
   W takie dni jak ten miewałam ochotę uciec gdzieś daleko i odizolować się od reszty świata. Ale nie chciałam też zostawać sama. Obecność Jareda była dla mnie ważna teraz.
   W końcu spojrzał na mnie i tak się wpatrywał jakby chciał odczytać o czym myślę. Zauważył, że nie mam humoru (bo kto by nie zauważył), gdyż spytał się mnie czy ma ze mną zostać. Pokiwałam głową na tak, po czym Jay ułożył się obok i mocno mnie przytulił.
   - Nie chcesz gadać co cię gryzie? - popatrzył mi w oczy.
   - W tym problem, że nie wiem co mnie gryzie - mruknęłam.
   - Czyli masz to samo co ja - westchnął - Dziwny dzień.
   - Przepraszam, że na ciebie krzyczałam.
   - Nie przejmuj się - cmoknął moje czoło - Nie ty jedna na mnie krzyczałaś dzisiaj. Matt także zaczął.
   - Oby jutro był lepszy dzień - wtuliłam się w niego bardziej.
   - Oby - szepnął prawie niesłyszalnie.

Następnego dnia                                                     ***       

   Przebywałam akurat w naszej kochanej spelunce, którą nazywamy salą prób. Testowałam mojego świeżo nastrojonego Telecastera, grając moje wymyślone riffy. Steven stukał pałeczkami o jakąś rurkę w celu rozgrzewki. Hayley i Chad mieli w zwyczaju kłócenie się, więc i tym razem sobie dokuczali. Trudno było zachować powagę, patrząc na tą dwójkę. Każda próba była na luzie, ale i bardzo intensywna. Z dnia na dzień stawaliśmy się coraz lepsi co było widać po naszym zachowaniu, słychać po dźwiękach i czuć między nami. Atmosfera po prostu wymiatała.
   Brakowało w naszym gronie Artura. Zastanawiałam się gdzie się podziewał. Akurat wparował do melinki zdyszany, co oznaczało że bardzo się spieszył.
   - Przepraszam Was - był też trochę mokry - Straszna ulewa, a prowadzenie motoru w taką pogodę jest z lekka niebezpieczne.
   Padało tego dnia od samego rana. Dawno nie widziałam takiej pogody w LA. Nie mogłam przyjechać rowerem na miejsce. Matt mnie podwiózł, za byłam mu wdzięczna.
   - Nie szkodzi - odpowiedziałam, uśmiechając się w jego stronę.
   - Zaczęliście już? - podszedł do mnie z futerałem, po czym pocałował mnie w usta.
   - Nie - wróciłam do grania.
   Artur położył gitarę na ziemi, by móc się lekko osuszyć. Wytarł się jakimś ręcznikiem, po czym wziął gitarę do ręki i podpiął do wzmacniacza.
   - Dobra, możemy zaczynać - stwierdził.
   - Artur! - zawołał go Steve - Idziemy dziś do Rainbow?
   - Jasne, spoko - uśmiechnął się - A ty, Charlie?
   - Pewnie - zgodziłam się.
   - A wy? - skierował do Hayley i Chada, którzy dopiero teraz oderwali się od wzajemnych zaczepek.
   - Zawsze - odpowiedziała czarnowłosa.
   Po ustaleniu dzisiejszego wypadu, rozpoczęliśmy próbę. Za kilka dni mieliśmy grać koncert, więc wyćwiczyliśmy osiem ich piosenek i trzy covery. Przy każdym był niezły ubaw, gdyż wszyscy się wygłupialiśmy. To była niezła frajda. Każdy każdemu dawał część swojej energii, przez co grało się naprawdę przyjemnie. Ta niezbędna chemia istniała między nami i to było genialne.
   Po czterech godzinach próby zaczęliśmy się zbierać. Artur powiedział, że mnie podwiezie, za co się zgodziłam. Zostawiliśmy nasze gitary w sali, gdyż nie mogliśmy obydwoje z nimi jechać. Nie baliśmy się o te instrumenty. Spelunę zawsze dokładnie zamykaliśmy i mogliśmy zostawić tu dosłownie wszystko, więc byłam spokojna. Przestało w końcu padać, ale chmury wciąż zapowiadały burzę. Wsiadłam na jego piękny srebrny motor z Yamahy, uprzednio zakładając kask. Wtuliłam się w plecy Artura mocno i ruszyliśmy do mojego domu. Jazda motorem wywołuje u mnie niesamowitą adrenalinę. Artur jechał dość szybko, ale nie na tyle, żeby to było niebezpieczne. Przez ten kask nawet nie czułam wiatru. W połowie drogi znów zaczęło padać. Chłopak zmniejszył prędkość, by nie spowodować wypadku. Gdy byliśmy na miejscu, zeszłam z motoru i ściągnęłam kask, przez co zaczęłam cała moknąć. Chciałam od razu pobiec do środka, lecz Artur mnie zatrzymał. Zszedł z maszyny i podszedł do mnie, po czym namiętnie pocałował.
   - Przyjadę po ciebie o ósmej - rzekł.
   - Już tęsknię - uśmiechnęłam się i jeszcze dałam mu buziaka, po czym uciekłam do domu cała zmoknięta.
   Weszłam trochę zmarznięta i przemoknięta do środka, ściągnęłam buty i weszłam do salonu by oznajmić chłopakom, że już jestem. Jak mnie Jay zobaczył w tym stanie, okrył mnie kocem, posadził na kanapie i przyniósł ciepłą herbatkę. Ja tylko westchnęłam. Czasem bywał zbyt opiekuńczy. Ale to nawet dobrze.
   Poszłam do góry by się przebrać. Założyłam skórzane rurki i biały, luźny t-shirt z nadrukiem. Ogarnęłam włosy, zostawiając je rozpuszczone. Nie miałam sił na męczenie się z nimi. Zeszłam do kuchni żeby cokolwiek zjeść przed wyjściem. Zrobiłam sobie dwie kanapki i usiadłam w salonie obok Matta, który zwinął mi połowę kolacji.
   - Hej - jęknęłam oburzona.
   - Jestem głodny - stwierdził.
   - Ja też.
   - I tak byś tego nie zjadła - śmiał się.
   - Może to i prawda - powiedziałam - Ale to nie zmienia faktu, iż to moje.
   - Ze mną się nie podzielisz?
   - Jak ładnie poprosisz.
   - Rodzina nie prosi - nie dawał za wygraną.
   - A niech ci już będzie - odpuściłam, na co ten się ucieszył i zajął się kanapką.
   Oglądaliśmy akurat amerykańskiego X Factora. Ci wszyscy ludzie, którzy tam startują albo są cholernie dobrzy albo cholernie do kitu. Nie ma nic pomiędzy. Zdziwiło mnie to, że najczęściej wybierali piosenki starych wykonawców niż tych nowszych. To świadczy o tym, że społeczeństwo jeszcze tak bardzo nie poszło w nowoczesność. Tyle dobrze. Stare, ale jare.
   Dołączył do nas Jared, który chyba nie miał znowu dobrego humoru. Usiadł na fotelu i ciężko westchnął. Ja z Mattem popatrzeliśmy na siebie, a potem znów na niego. Rzadko miewał zły nastrój, więc tym bardziej nas to dziwiło. Odważyłam się spytać co go gryzie.
   - Wszystko w porządku, Jay?
   - Tak. A co? - mówił to tak obojętnym głosem, że aż mnie zatkało.
   - Tak tylko pytam... - wycofałam się, bojąc pytać dalej.
   - Spoko - mruknął - Odwieźć Cię do klubu może? - raczył się na mnie spojrzeć.
   - Nie trzeba - uśmiechnęłam się lekko - Artur po mnie przyjedzie.
   - Okej - powiedział smutno i odwrócił wzrok.
   Było mi go tak żal. Nie lubiłam widzieć go smutnego. Chciałam z nim zostać, ale obiecałam chłopakom, że przyjadę, a obietnic się dotrzymuje. Przez pół godziny siedzieliśmy w totalnej ciszy. Czasem wymieniałam z Mattem jakieś opinie na temat uczestników. Jay natomiast myślami był zupełnie gdzie indziej co mnie martwiło. Tak bardzo nieobecnego jeszcze go nie widziałam. Co było tego powodem?
   Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wstałam i poszłam otworzyć. Artur w końcu się zjawił. Pocałował mnie na przywitanie. Matty też przyszedł i przywitał się z moim chłopakiem.
   - To jak, jedziemy? - spytał się mnie Artur.
   - Pewnie - uśmiechnęłam się - Poczekasz na mnie na zewnątrz? Za chwile będę - poprosiłam, na co ten kiwnął głową i poszedł do motoru.
   - Co jest? - zwrócił się do mnie Matty.
   - Wiesz może co jest przyczyną takiego humoru Jareda?
   - Sam bym chciał wiedzieć - stwierdził załamany - Od rana ma na wszystko wyjebane.
   - Weź go jakoś rozruszaj. W końcu to twój brat - mówiłam cicho, zakładając skórzana kurtkę.
   - Twój też.
   - Matt...
   - Dobra, spróbuję - westchnął - A ty idź już i się baw.
   - Dzięki - cmoknęłam go w policzek.
   - Nie martw się - uśmiechnął się pocieszająco.
   Wyszłam z domu i zmierzałam w stronę Artura stojącego obok swojego motoru. Pojechaliśmy do miejsca, w którym się umówiliśmy. Rainbow to taki stary klub rockowy. Kręcono w nim kiedyś teledysk do "Don't Cry" Gunsów. Bardzo fajne miejsce znajdujące się na Sunset Strip. Cud, że jeszcze działa.
   Weszliśmy do środka, gdzie czekała już reszta, która czekała przy stole pod ścianą. Dołączyliśmy do nich i zaczęliśmy zabawę. Zamówiliśmy po jednym piwie, po czym poszliśmy trochę zatańczyć. Po jakiejś godzinie miałam już dość i musiałam wyjść na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem. Po chwili dołączyła do mnie Hayley.
   - Co jest, Charls? - stanęła obok.
   - Musiałam odpocząć od tego na chwilę.
   - A ok - zapaliła papierosa - Rozumiem.
   - Taa... - westchnęłam.
   - Po twojej minie stwierdzam - dmuchnęła dymem - że chodzi o coś więcej.
   - No może - spojrzałam w jej stronę.
   - Tylko co - przyglądała mi się uważnie z uśmieszkiem jak Sherlock - Jest inny?
   Faktycznie nie umiałam przestać myśleć o Jaredzie, który był teraz w domu i miał zły humor. Cały czas się martwiłam. Mogłam z nim jednak zostać.
   - Nie, a skąd - zaśmiałam się - Po prostu nie mam dziś za dobrego humoru, ale ujdzie w tłumie - wytłumaczyłam swoje zachowanie.
   - Najlepszy na stres jest papieros - oznajmiła - Albo impreza.
   - Nie palę.
   - Słusznie - uśmiechnęła się - To bardzo niezdrowe. Niszczy cię od środka. U mnie już jest za późno.
   - Rozumiem.
   - Próbuję ograniczać... Rzucić nie potrafię, to chociaż zmniejszam ilość.
   - Dobra metoda - stwierdziłam.
   - Ale w chuj trudna - wciągnęła znowu dym.
   Hayley była interesującą osobą w tym zespole. Twarda, stanowcza i zawsze wie czego chce. Każdy w grupie jest na swój sposób wyjątkowy. Steven rozbawiał nas swoimi żartami i głupim zachowaniem. Chad zwykle jest cichy, ale bardzo inteligentny. Czasem zadziwia mnie ciekawostkami ze świata. A Artur mnie po prostu czaruje. Ma niesamowitą wiedzę muzyczną. Nie ważne o jaką rzecz się spytasz z dzieciny rocka, on odpowie ci z dokładnością co do jednego słowa. Nawet ja tyle nie wiem.
   Dołączył do nas akurat Artur i spytał czy chcę się przejść na krótki spacer po mieście, na co się zgodziłam. Złapał moja dłoń i powiedział Hayley, że wrócimy za pół godziny. Spacerowaliśmy po Sunset Strip, które o tej porze było nawet ruchliwe. Przechadzało się nią pełno imprezowiczów, którzy chcieli zabawić się póki mogą. Jak na LA to nie było ciepło. Powiewało lekkim chłodem. Dobrze, że miałam na sobie moją kurtkę. Rozmawialiśmy przez całą drogę. Nigdy nie brakowało nam tematów. Mogliśmy gadać nawet o błahostkach, a i tak nam się to nie nudziło.
   Po trochę przedłużonym spacerze, wróciliśmy do baru, po czym uznaliśmy, że czas wracać do domu.
   - Nie możecie jeszcze zostać? - spytał lekko wstawiony Steve.
   - Jestem już zmęczona, Stevenku - zaśmiałam się na widok jego miny - Chce mi się spać.
   - Nie spać! - krzyknął, unosząc kufel z piwem w górę - To Los Angeles, miasto rock&rolla!! Tu się nie śpi!
   - Dobra, Steve. Koniec picia na dziś - oznajmiła Hayley, zabierając mu piwo i biorąc łyk z kufla. Steven słodko się zasmucił.
   - Spadamy. Do jutra - powiedział Artur i pociągnął mnie za rękę.
   - Paa - odpowiedzieli Hayley i Chad.
   - I niech los zawsze Wam sprzyja! - krzyczał Steve, tracąc równowagę.
   - Wariaci - śmiałam się.
   Ponieważ było już po północy, postanowiłam przespać się u Artura. Było bliżej i w ogóle nie chciałam budzić chłopaków moim przybyciem. Jego mieszkanie mieściło się niedaleko na drugim piętrze w szarym budynku. Dzielił je ze Stevenem. To małe mieszkanko z dwoma sypialniami, małym salonem połączonym z kuchnią no i oczywiście łazienka. Ściany były białe, w niektórych miejscach umieszczono czarne wzory. Porządne, a skromne.
   Już nie raz tu byłam, ale pierwszy raz miałam nocować.
   - Chcesz coś do picia? - usłyszałam za sobą z kuchni.
   - Herbatę - usiadłam na czarnej kanapie po środku salonu.
   Przyglądałam się pomieszczeniu. Na przeciwko mnie był telewizor na drewnianej półce, która wypełniona była płytami z muzyka i filmami. Nad tym na ścianie wisiały jakieś zdjęcia i obrazki. Przed kanapą stał mały, szklany stoliczek z metalową ramą. Leżały na nim jakieś gazety, karteczki i dwie puste szklanki. Poza tym było kilka szafek i innych półek. Do tego skromna lampa na suficie.
   Artur wrócił z dwoma kubkami herbaty i postawił na stoliku, po czym wziął te puste szklanki, jak sądzę, po kawie. Wrócił i przysiadł obok, by po chwili znowu ze sobą rozmawiać. Kilka minut później postanowiliśmy pójść spać. Chciałam wziąć prysznic, lecz niestety nie miałam nic do przebrania, więc Artur pożyczył mi swoje ciuchy. Wyciągnął z szafy w swoim pokoju czarną koszulkę, którą mi rzucił, a ja ją złapałam w locie. Przyjrzałam się ubraniu.
   - Koszulka Iron Maiden? Fajna - przyznałam.
   - Kupiłem ją kiedyś w Hiszpanii. To było jakieś siedem lat temu - opowiadał.
   - Zazdroszczę - uśmiechnęłam się i podążyłam do łazienki.
   Tam rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda delikatnie zmywała ze mnie brud dzisiejszego dnia. Nie wypadało stać tu pół godziny, więc po pięciu minutach zaczęłam się wycierać, po czym założyłam z powrotem majtki (gdyż nie miałam innego wyjścia. Nie planowałam spania u kogoś innego), a na górę koszulę Artura. Była na tyle duża, że zasłaniała mnie do połowy ud. Wyszłam z łazienki i podążyłam do pokoju. Gdy mnie zobaczył Artur, puścił mi oczko, podszedł, pocałował i wyszedł by za pewne zrobić to samo co ja przed chwilą. Wyciągnęłam z kieszeni moich spodni mój telefon i zobaczyłam smsa od Matta.
   "Nie wiem już co robić. Jared gdzieś wyparował" wysłane o 23.37.
   To było półtora godziny temu, pomyślałam. Może już wrócił.
   Po odczytaniu szybko zadzwoniłam do starszego brata, żeby dowiedzieć się więcej.
   - Halo? - spytał zaspanym głosem.
   - Ojej, spałeś? - przejęłam się.
   - Nie, spokojnie - zaśmiał się - Co jest?
   - Chciałam się spytać o to samo.
   - Ach - zrozumiał - No to ten... Gadałem do niego, prosiłem, żeby w końcu coś powiedział, żeby wygadał się co go gryzie, a ten tylko spojrzał na mnie przygnębiony i wyszedł. Dzwoniłem do niego, ale z marnym skutkiem.
   - Ja pierdole. Co się z nim dzieje? - byłam bardziej zmartwiona niż wcześniej.
   - Zachowuje się gorzej niż baba w ciąży - zauważył.
   - Ty i te twoje porównania - jęknęłam.
   - I co teraz? - spytał, a ja myślałam co powiedzieć.
   - Słuchaj, spróbuję do niego zadzwonić. Jak nie odbierze to trudno. W końcu jest dorosłym człowiekiem. Nic mu się nie stanie - uspokoiłam Matta, ale samej siebie już nie.
   Pożegnaliśmy się, po czym od razu zadzwoniłam do Jareda. Za każdym razem włączała się automatyczna sekretarka. Postanowiłam napisać do niego smsa.
   "Jared, proszę! Odezwij się! Martwię się o Ciebie :( Pamiętaj, że masz we mnie wsparcie zawsze i wszędzie. Proszę, porozmawiaj ze mną"
   Nie wiedziałam czy to coś da, ale spróbować zawsze można. Smutne, że nawet ode mnie nie chciał odebrać telefonu. To znaczy, że to może być coś więcej niż zły dzień. Tu mogło chodzić o mnie.
   Odłożyłam komórkę na mała półkę obok łóżka. Artur akurat wszedł odświeżony w samych spodniach dresowych. Może i to dziwne, ale dopiero teraz zauważyłam, że ma bardzo fajne ciało. Pod lewym obojczykiem miał tatuaż w kształcie kilku nut, wydobywających się z serca. Piękne przesłanie, że w nim gra muzyka. A mówią, że tatuaże oszpecają człowieka. Jak dla mnie to wyraz tego co czujemy, kim jesteśmy w głębi duszy, a nie na zewnątrz.
   Podszedł do mnie, objął w pasie i wpił się w moje usta na długo. Za pewne liczył na mały bonus dzisiaj, ale ja nie miałam na to ochoty i ogólnie nie byłam gotowa. Jesteśmy ze sobą krótko, choć czuję jakby to był rok, ale ja muszę mieć pewność, żeby pójść o krok dalej.
   Położyliśmy się na łóżku. Wtuliłam się w niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, a on objął mnie bardziej, całując w czółko. Poczułam się bezpiecznie w jego ramionach. Trochę jak z Jaredem. Czasami byli do siebie podobni zachowaniem. Obydwaj chcieli mnie chronić, pomagali mi, pocieszali, lubili spędzać ze mną czas. Może właśnie dlatego zaufałam Arturowi...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowy rozdział w końcu jest :D Teraz nie mam żadnych planów, więc na pewno rozdziały pojawią się o wiele szybciej.
Podoba się? Komentuj!

See you soon

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13