Rozdział 8

Kilka dni później

   Przez te pięć dni, które spędziłam u Artura były prawie takie same. Pobudka, śniadanie, zakupy, próba, impreza, czasem seks, spanie i od nowa. Nie żebym narzekała. Mnie to pasowało, ale zaczynałam się czuć jak pasożyt w ich mieszkaniu. Mieszkałam tu, używałam ICH prądu, ICH wody i nawet nie dorzucałam się do czynszu. Czekałam na moment aż mój i braci dom w końcu będzie wyremontowany. Chciałam już spać w swoim łóżku. Choć spanie z Arturem jest bardzo przyjemne. Nie było nocy, żeby nie próbował mnie kusić. Tylko dwa razy uległam. Trzeba znać umiar.
   Było po dziesiątej. Siedziałam w kuchni przy stole i czytałam jakąś gazetę. Miałam trochę czasu wolnego i nie wiedziałam co robić. Zazwyczaj nie czytam plotkarskich czasopism, ale to jedyne co przyszło mi do głowy. Brzydziłam się plotkami. Często są krzywdzące, kłamliwe, wyssane z palca. Niedawno natknęłam się z taką, doświadczyłam na własnej skórze. Ktoś ogłosił mnie i Jareda parą. Niedorzeczność! Na szczęście szybko wyjaśniliśmy to na twitterze. Fani uwierzyli.
   Słyszałam dźwięki gitary, wydobywające się z pokoju Artura. Zauważyłam, że bardzo lubił siedzieć sam i tworzyć piosenki. A robił to znakomicie. Gdy miał naprawdę dobrą, wychodziły mu piękne utwory. Zazdrościłam mu tego. Ja tak nie potrafię. Rzadko kiedy stworzę dobrą piosenkę.
   Zadzwoniła moja komórka. Odebrałam i usłyszałam głos Jareda.
   - Cześć, Kicia - przywitał się.
   - Część. Jak tam? - spytałam.
   - Ciekawie. Słuchaj, nie skoczyłabyś ze mną na kawkę?
   - Jakaś sprawa czy tak po prostu?
   - Tak... po prostu - nie brzmiał zbyt przekonująco.
   - No dobrze
   - Za dwadzieścia minut?
   - Ok - rozłączyłam się.
   "Tak po prostu", przeszło mi przez myśl.
   Coś nie wierzyłam w to za bardzo, ale nie wnikałam. Wstałam od stołu i poszłam do przedpokoju, by ubrać swoje buty. Wtedy usłyszałam, że muzyka ucichła. Wróciłam do salonu, a chwilę później z pokoju wyszedł Artur. Popatrzył na mnie i zbliżył się.
   - Wybierasz się gdzieś? - popatrzył mi w oczy.
   - Umówiłam się z Jaredem na kawę. Ma małą sprawę - wytłumaczyłam.
   - Opuszczasz mnie? - zrobił smutną minkę, po czym objął mnie rękoma w pasie.
   - Oj, przecież wiesz - zarzuciłam ręce na jego ramiona - że nigdy cię nie opuszczę. Nigdzie się nie wybieram.
   - Mam nadzieję - pocałował mnie słodko.
   Jeszcze chwilę mnie tak zatrzymywał, aż w końcu wyrwałam mu się, założyłam skórzana kurtkę i wyszłam z mieszkania. Nie było ciepło tego dnia. Znaczy dla mnie było zimno. Już przyzwyczaiłam się do wysokich temperatur, więc spadek o dziesięć stopni był dla mnie szokiem.
   Dotarłam do małej kawiarenki, do której często zaglądałam. Wnętrze jest bardzo urocze, kolory przyjemne dla oka, a w powietrzu unosi się zapach kwiatów i kawy. Zauważyłam Jareda, siedzącego przy stoliku pod oknem. Podeszłam tam i przywitałam przyjaciela. Wyglądał na zmartwionego. Usiadłam na przeciwko niego.
   - Coś nie tak, Jay? - spytałam.
   - A nie ważne - machnął ręką, wzdychając.
   - Jak idą prace?
   - Całkiem sprawnie - opowiadał - Okna powymieniane, wszystko wysprzątane, ale ściana u Matta jeszcze w naprawie. Za trzy dni możemy wracać.
   - Nareszcie - odetchnęłam z ulgą - Marzę o moim łóżku.
   - A źle ci z Arturem? - podniósł brew.
   - Nie no, dobrze. Bardzo dobrze - zaśmiałam się nerwowo, drapiąc się po głowie - Ale... jak to powiedzieć...
   - Nie ma to jak w domu?
   - O to mi chodzi - przyznałam.
   Dostaliśmy nasze kawy i rozmawialiśmy o innych rzeczach. Za każdym razem, gdy wypowiadałam imię Artura, Jay tracił radość w głosie i starał się zmienić temat. Zaskoczyło mnie to. Czyżby go nie lubił? Przecież świetnie się z nim dogadywał. A może chodziło o coś innego? Może był... zazdrosny? Chwila, ale niby o co? I dlaczego? Znam Jareda nie od dziś i wiem, że jest typem zazdrośnika, ale raczej nie mógłby być zazdrosny o mój związek z Arturem. Jednak bardzo mnie to ciekawiło, więc zaczęłam się go pytać o to ponownie.
   - Dobra, Jared. Co się dziś z tobą dzieje? Wydajesz się bardzo przybity.
   - Nic mi nie jest - najwyraźniej nie chciał o tym gadać.
   - Jared - jękłam - Jesteśmy przyjaciółmi?
   - No tak...
   - To powiedz - nie dawałam za wygraną.
   - To nic takiego... - zrobił małą pauzę - Tylko się zakochałem.
   A więc dlatego tak się zachowywał. Był zakochany. Przybijał go widok mnie z Arturem i za pewne marzyło mu się by też być takim szczęśliwcem jak my. Tylko zastanawiałam si w kim tak bardzo się zadurzył.
   - W kim? - ożywiłam się - Od kiedy? Ładna? Długo się znacie? Czy ja ją znam? Mów!
   - Spokojnie - chciał mnie opanować - Nie powiem ci, bo... Nie jestem tego pewny.
   - To chociaż powiedz, czy ja znam - poprosiłam.
   - Chyba najlepiej ze wszystkich.
   Najlepiej? Chwila... Jaką dziewczynę znam najlepiej? Chyba Annie. I byłą Jareda, Suzanne. Dziewczyna była fajna i zabawna, ale wolała innego. Skrzywdziła Jareda. Czyżby to o nią chodziło? Chciała do niego wrócić, a Jared ponownie się w niej zakochał? Nie byłby raczej taki głupi, ale co miłość robi z człowiekiem to każdy wie. Ale cieszyłam się, że znowu był zakochany.
   Wstaliśmy od stołu po zapłaceniu przez Jaya za kawy i wyszliśmy z kawiarenki. Spacerowaliśmy ulicą w stronę mieszkania Artura, gdyż Jay musiał jechać gdzieś w sprawie nowego albumu, więc mnie odprowadzał. Gdy byliśmy już pod budynkiem, zaczęłam się z nim żegnać.
   - To za trzy dni wracamy - uśmiechnęłam się - A na ten czas mówię tobie do widzenia.
   - Do zobaczenia, kicia - przytulił mnie bardzo mocno.
   Puścił mnie, pocałował w czoło, popatrzył przez chwilę w moje oczy i odszedł. Nigdy wcześniej tak mnie nie żegnał. To było co najmniej zaskakujące. Czasem się zastanawiałam co takiego siedziało mu w głowie, że robił takie rzeczy. Tajemniczy człowiek z niego.
   Wróciłam do mieszkania. Zastałam w salonie Artura, gadającego przez skype'a z jakąś dziewczyną. Rozmawiali po polsku, czym się zdziwiłam. Podeszłam powoli do Artura, a ten odwrócił się i uśmiechnął do mnie.
   - No moje miłe, oto moja dziewczyna, Charlie - zwrócił się do ekranu i wskazał mi, bym usiadła obok niego.
   - Cześć - przywitałam się, siadając.
   - A to, Charlie, jest moja kuzynka - wskazał czarnowłosą dziewczynę, która na moje oko miała może z osiemnaście lat - Monika - dziewczyna mi pomachała - A to - tym razem pokazał mała dziewczynkę, która siedziała na kolanach Moniki - jest moja siostra, Marta.
   Opowiadał mi o niej, ale nigdy nie miałam okazji jej zobaczyć. Marta była słodką i uroczą blondyneczką. Już wiem czemu Artur tak dużo o niej mówił. Uczyła się grac na pianinie i lubiła śpiewać. Wciąż była radosna jak z nami rozmawiała. Zauważyłam, że Artur patrzył na nią z tęsknotą. Widać było, że boli go ta odległość między nim a siostrzyczką. Było mi go żal.
   - Przyjedź w końcu nas odwiedzić - mówiła Monika - Marta bardzo tęskni.
   - Obiecuję, że przyjadę jak tylko będę mieć kasę - tłumaczył.
   - Artur - odezwała się dziecięcym głosem jego siostra - Pojedziemy na sanki jak wrócisz?
   - Pewnie. Pójdziemy na ta górkę, gdzie zabierali nas rodzice... - nagle przerwał.
   Mała się ucieszyła, a kuzynka miała lekko przerażona minę. Nie wiedziałam o co chodzi. Nagle się rozluźniła i zaczęła mówić dalej.
   - Mała już tak tego nie przeżywa - rzekła - Chyba już przywykła do braku rodziców.
   - Braku? - zdziwiłam się.
   - No tak, przecież ich rodzice nie żyją...
   - Zmieńmy temat, proszę - przerwał jej Artur.
   Zapadła niezręczna cisza. Nikt nic nie potrafił powiedzieć. Ja za to byłam w szoku, gdy Monika powiedziała, że ich rodzice nie żyją. Artur nigdy nic nie mówił. Ukrywał to przede mną. Nie ufał mi?
   Poczekałam z tym pytaniem, aż pożegna się z dziewczynami.
   - Dobra, Marta musi iść spać, więc musimy się pożegnać - stwierdziła Monika.
   - Rozumiem - zasmucił się.
   - Artur, jak przyjedziesz, poczytasz mi bajkę? - spytała mała.
   - Obiecuję - zaszkliły mu się oczy, choć ukrywał, że jest mu źle.
   - Artur...
   - Dobranoc, Myszko - uśmiechnął się smutno.
   - Paa - powiedziały obie i obraz znikł.
   Artur zamknął laptop i oparł się na kanapie. milczeliśmy. Było mu bardzo ciężko. Nie mógł być przy siostrze. Nie miał już rodziców. Chciałam się go o to spytać, ale złość ustąpiła, gdy zobaczyłam jaki jest przybity.
   Po jakiś pięciu minutach w końcu się odezwał.
   - Przepraszam - szepnął.
   - Dlaczego? Czemu nie powiedziałeś?
   - Nie wiem - mówił cicho, ale go słyszałam - Ten temat jest dla mnie trudny.
   - Jak to się stało? Nie odpowiadaj jeśli nie chcesz - nie chciałam na niego naciskać.
   - Nie, ja... Zasługujesz na odpowiedź - spojrzał na mnie.
   Nie wiedziałam co mogę usłyszeć. Byłam ciekawa, ale jeśli jego to bolało, mogłam to przemilczeć. Jednak on zaczął mi to opowiadać. Odwrócił wzrok i patrzył na jakiś punkt na ścianie.
   - To było cztery lata temu - zaczął - Moi rodzice szykowali się do wyjścia. Uwielbiali chodzić do teatru. Tego wieczoru musiałem zostać z siostrą, w końcu miała sześć lat. Gdy pojechali, byłem pewny, że wrócą. Jak zawsze wracali o północy i byłem spokojny. Tym razem miałem głupie przeczucie, że coś jest nie tak. Mala już spała, ja słuchałem muzyki. Chciałem zasnąć. Nie umiałem. Minęła północ, a ich wciąż nie było. Zaczynałem się martwić. Dzwoniłem do nich, ale nie odbierali. Myślałem, że oszaleję. O pierwszej w nocy zadzwonił telefon. Zobaczyłem, że to numer mojej mamy. Odebrałem, ale nie usłyszałem jej, lecz jakiegoś mężczyznę. Zawiadomił mnie, że rodzice są w szpitalu. Obudziłem Martę, zabrałem ją do rodziny Moniki, która pojechała ze mną do szpitala. Tam dowiedziałem się, że tata nie żyje... - przerwał na chwilę, by opanować emocje - ... a mama jest w stanie ciężkim. Wypadek samochodowy. Ciężarówka wjechała im w drogę i zjechali z drogi.
   Mnie popłynęły łzy. Stracił rodziców, którzy byli dla niego najważniejsi na świecie. Szkoda mi było najbardziej Marty. Tak młodo straciła rodzicieli.
   - Mama żyła jeszcze przez kilka dni. Zmarła tydzień przed moimi urodzinami. Nie wytrzymała obrażeń głowy i żeber. Brakuje mi ich. Byliśmy naprawdę zżyci ze sobą. Wiesz, rodzina idealna, choć nie zawsze normalna - zaśmiał się smutno.
   Przybliżyłam się do niego i przytuliłam dając znak, że jestem z nim w tej trudnej dla niego chwili. Nie wyobrażam sobie, gdyby mój ojciec zmarł właśnie teraz. Byłam z nim w bardzo dobrej relacji. Nasiliło to się, gdy matka oszalała. Musieliśmy razem sobie radzić. Opowiadałam mu o moich zamiarach. Nie zabronił mi tego, ale też nie pochwalał. Jak już mówiłam, dał mi wolną rękę. On chociaż mnie rozumiał.
   Artur zaczął tłumaczyć, że prawdopodobnie nie pojedzie do Marty, gdyż nie ma pieniędzy na podróż. Bardzo chciałby spędzić z nią święta, lecz zapowiadało się, że zostanie w Ameryce. nie mogłam na to pozwolić. Musiałam mu pomóc.

Kilka dni później                                                    ***

   W końcu mogłam wrócić do domu po skończonym remoncie. Tęskniłam za tym miejscem. W pokoju wymienili mi okna, które potłukły się podczas trzęsienia i których odłamek prawdopodobnie zranił mój policzek. Meble poustawiane były tak jak wcześniej. pewnie to zasługa Jareda. Nie miałam już tylko wielkiego lustra. Musiałam załatwić sobie nowe. Rozpakowałam rzeczy z walizki. Chowając kolejną rzecz, usłyszałam głos ze strony drzwi.
   - Powrót do rzeczywistości - odezwał się męski głos.
   Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam uśmiechającego się do mnie Jareda.
   - Tak - westchnęłam, chowając ostatnią rzecz do szafy - To ty się zająłeś moim pokojem?
   - Owszem - wszedł do pokoju.
   - Dzięki - zamknęłam szafę, po czym podeszłam do okna.
   Był już wieczór. LA zaczęło pokazywać swój urok. Jay podszedł do mnie powoli i objął w pasie, przytulając się do moich pleców. Czułam jego ciepły oddech na szyi. Wciąż zastanawiałam się dlaczego tak robił. Rozumiem, jesteśmy przyjaciółmi i takie gesty to nic. Ale czy to normalne, że robił to codziennie? Przytulał mnie czule, całował w czoło, patrzył mi w oczy... To wyglądało bardzo podejrzanie. A to, że w ogóle dopuścił do pocałunku na urodzinach... Coś musiało być na rzeczy. Kiedyś takie gesty to była normalka. Ale teraz, gdy miałam dwadzieścia lat to trochę zbyt... oczywiste? Nie wiem jak to nazwać. To wyglądało jakbyśmy byli parą. A nie sądzę, by to było dla nas dobre. Szczególnie dla Jareda. Od razu pojawiłoby się pełno plotek na nasz temat. Nie o, że nie chciałam nigdy z nim być, bo chciałam kiedyś. Ale on jest jak brat i przyjaciel jednocześnie. Nie chciałam tego niszczyć związkiem. Wciąż odczuwałam jakieś poważne uczucia do niego, lecz to tyle. Miałam Artura... Nie sądziłam, że Jared mógłby się zakochac we mnie. To by było niedorzeczne i tak bardzo nierealne.
   Jared odszedł na chwilę ode mnie, by podejść do radia. Odwróciłam się do niego z zdziwieniem.
   - Pamiętasz jak lubiliśmy tańczyć? - spytał, wybierając coś w odtwarzaczu.
   - Pewnie - zaśmiałam się - Te szalone układy do piosenek The Beatles.
   - Powtórzmy to - uśmiechnął się.
   Popatrzyłam na niego, a ten włączył piosenkę "Twist and Shout". Pokręciłam głową z niedowierzania. Porwał mnie do szalonego tańca. Obracał mną, podnosił, pochylał i śmiał się, zresztą ja też. mieliśmy kupę radochy przy tym. Nasz nie do końca godny nagrody taniec zakończyliśmy w dwuznacznej pozie. Obejmował mnie mocno, nasze twarze były bardzo blisko siebie. Patrzył mi prosto w oczy. Trwało to kilka chwil, po czym piosenka się zmieniła. W głośnikach rozbrzmiały dźwięki "Blackout" zespołu Muse. Uśmiechnął się i wziął moją dłoń, by potańczyć teraz nieco wolniej. Przyciągnął mnie do siebie, a drugą rękę położył na mojej talii. Zaśmiałam się lekko. Bujaliśmy się powoli w rytm utworu, patrząc na siebie. Nie wiedziałam jak to odebrać. Czemu tak się zachowywał?
   "Idiotko, on się w tobie zakochał", powiedział tajemniczy głosik w mojej głowie.
   Chyba sobie kpisz, warknęłam w myślach. Znam go i wiem, że nie zakochałby się we mnie.
   Do czego to doszło, że kłócę się sama ze sobą? Nie wiedziałam czemu w ogóle przeszło mi przez myśl, że mógłby być we mnie zakochany. Miałam już tego dość.
   Spuściłam wzrok i wzięłam głęboki wdech.
   - Dobra, Jared. To jest... to chore - uwolniłam się z jego objęć.
   - Co? - zdziwił się.
   - To wszystko - wyłączyłam muzykę.
   - Ej, o co chodzi? - nagle spoważniał.
   - Możesz mnie zostawić samą? Muszę pomyśleć.
   - Charlie, co się dzieje? - podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach.
   Gdy zobaczyłam jego oczy, miałam ochotę uciec, ale jednocześnie zostać. To co działo się w mojej głowie było tak pogmatwane, że nawet nie umiałam nic powiedzieć. Jedynie mój smutny wzrok dał mu znak, że naprawdę potrzebuję być sama. Jared tylko pogładził mój policzek i wyszedł z pokoju. Ja za to położyłam się na łóżku i czułam, że za chwilę się rozpłaczę z bezsilności.Ale czemu? Czemu mnie to bolało? Serce zakuło mnie, gdy wyszedł z pokoju. Czemu?
   Co się dzieje?, wrzeszczałam w duchu.
   Nagle zabrzmiał dzwonek w telefonie. To... Steve? Rzadko do mnie dzwonił, bo zazwyczaj gadaliśmy na żywo, więc się zdziwiłam. Odebrałam.
   - Co jest? - zaskoczył mnie spokój mojego głosu.
   - Hej, młoda - był radosny jak zawsze - Chcesz się przejść na miasto ze mną i Hayley?
   - Nie mam ochoty wychodzić - westchnęłam.
   - Coś się stało, Charls? - spytał.
   - Nie, jest dobrze... tak jakby.
   - Tak jakby, hę? - wyczuł mnie - Coś ci nie wierzę.
   - Bezsensowny problem, który jest nie ważny - wytłumaczyłam.
   - Charlie, nie pierdol - usłyszałam głos Hayley - Gadaj.
   - To jest skomplikowane...
   - Sprawy sercowe? - przerwała mi.
   - Coś w tm guście - przyznałam.
   - Jeśli pokłóciliście się z Arturem, to wiesz... pomożemy.
   - Nie o to chodzi...
   - Charlie - wrócił Steve - Weź się z nim pogódź albo go wyruchaj i już po sprawie.
   - Steven - załamałam się.
   - Ja słyszałem co robiliście w pokoju.
   - Weź...
   - "Artur! Mocniej" - udawał mój głos.
   - Skończ! - krzyknęłam do telefonu.
   Obydwoje się śmiali, a ja miałam ochotę go udusić. Czasem bardziej wkurzał niż śmieszył. Nie miałam siły na żartowanie tego dnia, więc grzecznie pożegnałam ta wesoła dwójkę i się rozłączyłam. Okropny wieczór. Ogólnie koszmar ostatnio był. A tak dobrze szło. Musiało się coś zepsuć oczywiście.
   Ciężko westchnęłam i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam drapanie dochodzące ze strony drzwi. Podeszłam tam i otworzyłam je. Charlie próbował się do mnie dostać. wpuściłam go. pobiegł od razu na moje łóżko i ułożył się na nim wygodnie. Zajął prawie cale miejsce.
   - Hej, a ja gdzie będę spać? - zwróciłam się do niego.
   Popatrzył na mnie i cicho mruknął. Pokręciłam głowa, po czym położyłam się obok niego. Charlie oparł głowę na moim brzuchu. Wyglądał tak słodko.
   - Ty jedyny o nic nie pytasz. Wiesz co dla mnie dobre - zaczęłam głaskać jego główkę.
   Zmęczona dzisiejszymi doznaniami zasnęłam w mgnieniu oka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli czytacie te opowiadanie, to błagam was, zostawcie komentarz. To nic wielkiego. Chcę waszej opinii.
Następny rozdział pojawi się później, bo jest jeszcze w trakcie pisania. Mała fajna wiadomość - pierwsza część za niedługo się skończy xD

See you soon

Komentarze

  1. Super rozdział. Ciekawa fabuła i rozdział. Czekam na następny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13