Rozdział 7

Następnego dnia

   Obudziłam się gdzieś około szóstej rano. Nie wyspałam się niestety. Leniwie otwarłam oczy i sprawdziłam komórkę. Dostałam smsa, którego zignorowałam i poszłam spać dalej. Lecz po jakiejś godzinie znów wyrwałam się ze snu tym razem w pełni wypoczęta. Przed sobą miałam słodkie oczka Artura, którymi wpatrywał się w moje i lekko się uśmiechał. Położył dłoń na moim policzku i delikatnie gładził kciukiem.
   - Dzień dobry - przywitał się, a ja bez wahania pocałowałam go w usta - Chciałbym się tak witać co ranek - stwierdził, na co się cicho zaśmiałam.
   - Może niedługo tak będzie - puściłam oczko.
   Sięgnęłam znowu po mój telefon i sprawdziłam w końcu wiadomość od... Matta. Wysłana o trzeciej w nocy.
   "Wrócił. Pijany, ale wrócił :)"
   Ulżyło mi tak bardzo, ale wciąż nie mogłam się domyślić czemu taki był. Co mu chodziło po tej głowie? Zazwyczaj mówił mi od razu, gdy coś go gryzło. A teraz? Nie, nie rozumiem tego w ogóle. Czym był tak zdołowany? I co ważniejsze - czy to ma związek ze mną? Przecież ignorował mnie przed moim wyjściem. Nawet nie przyszedł mnie pożegnać. Nie odbierał telefonu, gdy do niego dzwoniłam. Zrobiłam mu coś nieświadomie? Najwyraźniej tak.
   Momentalnie straciłam dobry humor, co zauważył Artur.
   - Co jest, skarbie? - podniósł się i nachylił nade mną.
   - Coś złego dzieje się z Jayem - przetarłam oczy.
   - Ale że co? - dopytywał.
   - Właśnie nie wiadomo co - westchnęłam - Ignorował nas wczoraj.
   - Może miał zły dzień?
   - Nie, to musi być coś więcej - myślałam na głos, odkładając telefon na półkę.
   - Czyli? - był wyraźnie ciekawy.
   Nie wiedziałam, czy mówić mu o moich podejrzeniach. Co mógłby sobie pomyśleć? Nie mogę mu zawracać głowy tym. Artur nawet nie wie co się stało na moich urodzinach. Boję się przyznać do tego. Może to zmienić nasze relację, a teraz bym tego nie zniosła. Wszystko dobrze się układa i chcę utrzymać to jak najdłużej.
   - Nie... nie wiem - zawahałam się.
   - Nie przejmuj się tym na razie - zaczął całować mnie po szyi - To dorosły człowiek - jakbym słyszała siebie.
   - Wiem - szepnęłam.
   Jednak ten temat nie dawał mi spokoju. Czy to możliwe, że mogłabym być powodem jego zmartwień? Dlaczego tak miałoby być? Nie znałam odpowiedzi.
   Nie mogłam się skupić, gdyż Artur nie przerywał pocałunków, które składał mi na szyi. Mile mnie to podniecało, więc rozkoszowałam się tą chwilą. Był tak blisko. Czułam jak masuje mój brzuch dłonią. Znów mnie kusił. Bardzo mi się to podobało, ale jednak mój rozsądek wciąż działał, więc dałam do zrozumienia Arturowi, że nie dzisiaj. Był trochę zawiedziony, ale się z tym pogodził. W końcu wstaliśmy z łóżka i podążyliśmy do kuchni. Tam podeszłam do blatu i chciałam zrobić kawę, lecz Artur chwycił mnie od tyłu i nie dawał mi nic zrobić.
   - Artur - uśmiechnęłam się, gdy ponownie pocałował moją szyję.
   - Wyglądasz seksi w tej koszulce, wiesz? - szepnął prosto do mojego ucha.
   - Domyślam się - zaśmiałam się - Dasz mi zrobić kawę?
   - Nie - odsunął mnie od blatu i postawił obok stołu kuchennego - Jesteś moim gościem, to ja ci zrobię kawę - uniósł mnie i usadowił na stole - A ty w tym czasie masz tu siedzieć - pocałował mnie słodko.
   - No dobra - westchnęłam.
   Zabrał się za przygotowywanie napoju, a ja mu się przyglądałam. Podobał mi się taki poranek. Ja i on. Słońce przebijało się przez firanki i padało do kuchni, oświetlając Artura. Po pomieszczeniu przelatywał zapach świeżo parzonej kawy. Zastanawiało mnie tylko jedno - gdzie jest Steven? W końcu mieszkali razem. Czyżby zabalował całą noc? Jak to on. Na każdej imprezie upija się, ale w jego wykonaniu to komiczne. Gada bezsensowne rzeczy, robi dziwne rzeczy, czasem się przewraca, udaje Terminatora... Jak na trzeźwo, tylko że nie kontaktuje. W sumie... różnicy nie ma.
   Na tą myśl zaśmiałam się cicho. Artur podał mi kubek i oboje wzięliśmy łyk. Poczułam gorzki smak, który delikatnie parzył mój język. Odłożyłam moją kawę na bok, to samo mój chłopak. Niespodziewanie wpił się w moje usta i objął rękoma w pasie. Robił to bardzo przyjemnie. Tym razem nie chciałam tego przerywać, lecz otwierające się drzwi. Oderwaliśmy się i spojrzeliśmy w stronę przedpokoju. To Steve, który w końcu wrócił i powolnym krokiem zmierzał do swojego pokoju.
   - Cześć Steven - zawołał Artur.
   Ten przystanął, odwrócił się i spojrzał swoimi marnymi, niebieskimi oczami na nas. Jego długie blond włosy były rozczochrane. Musiał długo balować. Po jego minie mogłam wnioskować, że był zdziwiony moim widokiem. Pomachałam mu na przywitanie.
   - Mam nadzieję, że nie robiliście tego w moim pokoju - zobaczyłam ten jego cwany uśmieszek.
   - Rozczaruję cię - odezwałam się - Do niczego nie doszło.
   - Oczywiście - powiedział sarkastycznie, po czym otworzył drzwi swojego pokoju - Chcę być chrzestnym jakby co - wszedł i zamknął się u siebie.
   Kręciłam głową z niedowierzania. Steven to naprawdę dziwny człowiek.
   Artur wrócił do całowania mnie, lecz był bardzo rozbawiony, zresztą ja też. Jedna krótka chwila gadki z tym człowiekiem, a dzień staje się lepszy. To jego najlepsza zaleta.
   Musiałam już niestety zbierać się do powrotu do domu, lecz on zatrzymywał mnie wciąż całusami, więc musiałam go obudzić.
   - Misiek - odsunęłam go na kilka centymetrów - Muszę się zbierać.
   - Nie możesz zostać jeszcze na godzinkę? - zasmucił się.
   - Chciałabym - westchnęłam - Ale muszę załatwić sprawę z Jaredem.
   - Rozumiem - przytulił się do mnie - Pierwszy raz spędziłem tak cudowny poranek.
   - Wiem to - szepnęłam - Ja też.
   Wypiłam do końca kawę i poszłam do pokoju Artura zebrać rzeczy. Uwinęłam się z tym szybko. Pożegnałam go i wyszłam z mieszkania. Złapałam pierwszą taksówkę jaka jechała i pojechałam prosto do domu. Moja pierwsza noc u Artura była udana. Nigdy wcześniej tak dobrze mi się nie spało. Spanie z drugą osobą w łóżku nie jest mi obce. Już wcześniej nie raz zasnęłam razem z Jayem w łóżku, gdy oglądaliśmy razem filmy. Nie przeszkadzaliśmy sobie nawzajem, choć zazwyczaj budziłam się obejmowana przez niego. Ale to zupełnie co innego.
   W końcu dotarłam na miejsce. Z uśmiechem na twarzy podążyłam do domu i weszłam, informując głośno, że już jestem. Nikt się nie odezwał. Zaskoczyło mnie to. Ściągnęłam buty i pobiegłam do góry sprawdzić pokój Jaya. Nie było go. Poszłam tez do Matta. Spał jeszcze, więc nie budziłam go. Weszłam do siebie w celu przebrania się w świeże ciuchy. Założyłam czarną koszulkę z nadrukiem i morowe leginsy. Spięłam moje czerwone włosy w warkoczyk, który opadł na moje prawe ramię. Zeszłam do salonu i włączyłam telewizor. W kuchni zrobiłam sobie kakałko. Zauważyłam, że Charlie patrzy przez drzwi na taras i popiskuje cicho. Zastanawiałam się co ta przykuło jego uwagę. Otworzyłam mu drzwi i od razu wybiegł. Sama też wyszłam i zobaczyła Jareda, siedzącego na schodkach. Widać, że nadal był przygnębiony. Stwierdziłam, że to odpowiedni moment, by z nim pogadać. Podeszłam powoli i przysiadłam obok. Nawet nie drgnął. Przez ten moment oboje milczeliśmy. Słyszałam tylko nasze spokojne oddechy.
   Nagle Jared przerwał ciszę.
   -  Czasem sobie myślę, że ten czas zbyt szybko ucieka - zaczął - Poznajemy kogoś, przywiązujemy się do niego, a zanim nacieszymy się jego obecnością, musi odejść, bo życie kończy się szybciej niż się zaczęło.
   Nie wiedziałam co miał na myśli. Widać było, że to po prostu życiowy dołek. Też tak miewam, ale nie od tego stopnia.
   - Chciałbym wrócić do momentu, kiedy się poznaliśmy - kontynuował - Przeżyć od nowa naszą znajomość albo chociaż zatrzymać czas, żeby nigdy Cię nie stracić.
   Czy on powiedział, że nie chce mnie stracić?, pomyślałam. To przeze mnie miał tak zły humor, że aż się upił?
   Od tej chwili miała jeszcze większy mętlik niż wcześniej. Analizowałam każde jego słowo. Dlaczego miałby mnie stracić? Do niedorzeczne. Nie byłabym do tego zdolna.
   - Jared - próbowałam poskładać myśli - Czemu... Co się dzieje?
   - Czuję, że coraz mniej mnie potrzebujesz. Przez to wydaje mi się, że za chwilę cie stracę - wytłumaczył.
   - Wiesz, że to nie prawda - popatrzyłam na niego.
   - Przez cały ten czas czułem się odpowiedzialny za ciebie. W końcu trochę cię wychowywaliśmy z Mattem. Jednak ty już dorosłaś - w końcu spojrzał na mnie - Trudno mi w to uwierzyć.
   - Może i dorosłam - zaczęłam - ale nigdy mnie nie stracisz, bo ja sobie bez ciebie nie poradzę - uśmiechnęłam się - Nigdy nie wiedziałam, że aż tak ci na mnie zależy.
   - Od zawsze tak było.
   - Jared... Nie przejmuj się takimi sprawami, ok? Od kiedy cię to dręczy?
   - Sam nie wiem - myślał - Chyba wtedy jak ogłosiłaś, że jesteś z Arturem.
   No to wszystko wyjaśnia. Po prostu smuci go, że jest w moim życiu nowy mężczyzna, który prawdopodobnie przejmie "opiekę" nade mną. Nie dziwię się. W końcu przez tyle czasu to on i Matt byli dla mnie najważniejsi, no i oczywiście tata. Wciąż mnie chronili.
   Wyjaśniłam z nim wszystko, po czym dałam mu buziaka w policzek. Nie powinien się tym przejmować. Przecież to wiadome, że nigdy mnie nie straci. Jest w moim sercu na zawsze i nigdy go nie wypuszczę stamtąd.

Tydzień później                                                    ***

   Całą noc nie spałam. Każda próba zaśnięcia kończyła się niepowodzeniem. Wierciłam się na łóżku co chwilę. Nawet muzyka nie pomagała. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego. Często tak miewałam w dzieciństwie i zazwyczaj obawy się sprawdzały. Najgorsze były przeczucia złych rzeczy. Przeczułam śmierć mojej świnki morskiej. Byłam zdruzgotana. Cholerny, dziwny dar.
   Rano byłam tak padnięta i chciałam w końcu zasnąć, lecz wciąż nie było mi to dane. Wstałam w celu ubrania się i ogarnięcia twarzy. Stanęłam przed szafą i wybrałam białą koszulkę i czarne leginsy. Spięłam włosy w kucyk i... stało się. Moje złe przeczucie się sprawdziło. Ziemia zaczęła się trząść. Meble w moim pokoju się przesuwały i przewracały. Byłam spanikowana. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie dochodziło to do mnie. Okna potłukły się, więc musiałam wyjść jak najszybciej, by nie dostać odłamkiem w twarz. Wychodząc, trafiłam na Matta, który był w takim samym szoku. Szybko zeszliśmy na dół i opuściliśmy dom. Za nami na szczęście wybiegł Jared i dołączył do nas. Wszędzie słyszałam hałas, krzyki, wycie alarmów aut. Patrzyłam dookoła. W niektórych miejscach był dym, domy niewiele się walały, ludzie wybiegali na ulice i płakali. Ja wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Byłam zbyt przerażona, żeby w tym momencie płakać. Chlopaki byli blisko mnie i ochraniali. Zasłoniłam oczy dłońmi.
   Błagam, żeby to był sen, krzyczałam w myślach. Głupi, pieprzony sen.
   Wstrząsy ustały. Znów popatrzyłam dookoła. Wszędzie zniszczenia, panika, płacz, niedowierzanie. A nasz dom... Małe zniszczenia. Wyglądał jak przedtem, choć zobaczyłam kilka pęknięć. Jednak mimowolnie się rozpłakałam. Jared mnie przytulił i sam nic nie mówił. Wszyscy milczeliśmy, bo to się stało tak nagle. dopiero teraz zorientowałam się, że mam zranioną prawą rękę i policzek. Krew powoli spływała po mojej twarzy i dłoni.
   - Zaraz się tym zajmiemy - zapewnił mnie Jared.
   - Później. Teraz trzeba ocenić szkody - otarłam łzy.
   Ostrożnie weszliśmy do domu i prawie znowu się popłakałam. Totalny chaos. Każde pomieszczenie porozwalane. W niektórych miejscach popękały ściany, wszystkie okna rozbite. Bałam się zobaczyć mój pokój. Początkowo zabronili mi iść tam samej, gdyż schody mogły osłabnąć, ale miałam to gdzieś. Powoli stawiałam kroki i nic się nie stało. Weszłam do siebie. Nie dało się tego ogarnąć. Słyszałam dzwonienie mojego telefonu, więc zaczęłam grzebać w rozwalonych rzeczach. Znalazłam urządzenie pod łóżkiem i odebrałam połączenie.
   - Halo - odezwałam się drżącym głosem.
   - Charlie, nic ci nie jest? - usłyszałam głos Artura.
   - Nie, wszystko ze mną ok - mówiłam niespokojnie, a krew z policzka skapywała na moje walające się po podłodze ubrania - A tobie?
   - Na szczęście w porę wybiegliśmy ze Stevenem - był na domiar spokojny - Jakie zniszczenia?
   - Duże - znowu łamał mi się głos - Choć nie do końca. Pewne jest to, że na razie nie będziemy tu mieszkać. A u ciebie?
   - Kilka ścian popękało, ale nic poważnego. Dobrze, że żyjemy.
   Czułam, że za chwilę znowu się załamię. To mnie przytłaczało. Któreś z nas mogło zginąć. Jak o tym myślałam, to znów zaczynałam panikować, lecz nie mogłam tego pokazać. Nie teraz.
   - Nie wiem co teraz mamy zrobić - przyznałam.
   - Spokojnie, ogarniecie to wszystko - uspokajał mnie - Najważniejsze jest teraz nie załamywanie się.
   - Łatwo mówić - starłam kolejną łzę.
   - Będzie dobrze, ok? - zapewniał - Nie płacz.
   - Dobrze - zacisnęłam oczy.
   - Za niedługo się zobaczymy. Muszę kończyć i pomóc Stevenowi. Do zobaczenia, kotek.
   - Paa - rozłączyłam się, upuściłam telefon i zakryłam twarz w dłoniach, by móc dalej płakać.
   Jay przyszedł do mnie i zaczął powtarzać to samo co Artur. Jednak nie dochodziły do mnie te słowa. Wciąż miałam nadzieję, że to tylko sen. On mnie przytulił i pocałował w skroń. Obejrzał moje rany i szybko wziął mnie do łazienki, która w ogóle nie ucierpiała. Jedynie światła nie było. Zapaliliśmy trzy świece, które na szybko znaleźliśmy. W lustrze zobaczyłam, że pół twarzy mam w krwi. Jared zajął się najpierw moją ręką. Obmył ją wodą utlenioną, potem zwykłą i owinął ranę w bandaż. Następnie sama umyłam twarz. Z rany na policzku leciało coraz mniej krwi. Usiadłam na brzegu wanny, a Jay delikatnie przemywał mokrą chusteczką mój policzek. W świetle świec zauważyłam, że jego oczy posmutniały. Zawsze to wiem po zmianie odcienia koloru tęczówek.
   - Nie ma źle - zmienił chusteczkę i dalej wycierał krew - Powinno szybko się zagoić.
   - Dobrze, że nie trafiło w oko - stwierdziłam po chwili.
   - W chwilach grozy trafiło nam się małe szczęście.
   Przyłożył gazik i zakleił plastrem ranę. Wciąż jednak czułam lekki ból.
   - Jakie dokładnie są zniszczenia? - spytałam przerywając ciszę.
   - U mnie niewielkie, ale u Matta zniknęła ściana, więc trzeba odbudować.
   - To gdzie teraz zamieszkamy?
   - Mamy mały domek na obrzeżach miasta. Spokój, cisza i pełen relaks.
   - Jak daleko?
   - Godzina drogi.
   - Za daleko - westchnęłam - Musze być blisko centrum, żeby jeździć na próby i koncerty zespołu.
   - Mogę cię podwozić...
   - Nie, Jared - przerwałam mu - Masz swoje sprawy. Nie chcę ci zawracać głowy.
   - To co chcesz zrobić? - poddał się.
   Sama nie wiedziałam. Co zrobić, żeby być jak najbliżej centrum? A może Artur by mnie przygarnął? Pomogłabym im w odbudowie mieszkania. W końcu nie stać ich na profesjonalną ekipę, która zrobiłaby to za nich.
   Powiedziałam to Jaredowi, a ten przez chwilę nie był pewny tego planu. Ale dał się przekonać. Zadzwoniłam do Artura i spytałam się o nocleg, na co bez wahania się zgodził. Zaczęłam pakować swoje ubrania do walizki, gdyż już tego dnia miałam do nich jechać. Wygrzebałam cześć rzeczy, które nie były zakrwawione i spakowałam. Zastanawiałam się tylko co z resztą. Było ty wiele innych rzeczy, takie jak moja gitara, która na szczęście była w twardym pokrowcu i nic się jej nie stało. Postanowiłam ja wziąć ze sobą. Ale co z resztą?
   - Zajmę się tym - zapewnil mnie Jay.
   - Dzięki - westchnęłam ciężko.
   Jared zaproponował, że mnie podwiezie. Pojechaliśmy do centrum z marnymi humorami. Najgorszy dzień jaki przeżyłam. Gorszy od depresji. Dotarliśmy pod budynek, którym mieszkali Artur i Steven.
   - Dasz sobie radę? - spytał jeszcze przed moja wysiadką.
   - Jestem już duża - zaśmiałam się smutno.
   - Wiem - uśmiechnął się lekko.
   - Do jutra - pocałowałam go w policzek.
   - Bye.
  Wysiadłam, wzięłam walizkę i popatrzyłam jak odjeżdża. Weszłam do budynku i stanęłam przed drzwiami, do których zapukałam. Otworzył mi Steve i przywitał, wpuszczając do środka. Szybko uwinęli się ze sprzątaniem, tylko zostało im naprawienie kilku ścian. mieli mniejsze szkody niż ja. Poszczęściło im się.
   Zauważyłam, że nie ma w mieszkaniu Artura. Zastanawiałam się gdzie znów wybył.
   - A gdzie Artur? - spytałam, wychodząc z pokoju mojego chłopaka, gdzie zostawiłam swoje rzeczy.
   - Zaraz wróci - usłyszałam z kuchni, więc tam poszłam.
   Nalał do dwóch kubków gorącej herbaty. usiadłam przy stole, a Steve przysunął do mnie jeden i usiadl na przeciwko.
   - Co ci się stało w twarz? - był ciekawy.
   - Szczerze? Nie wiem jak to zrobiłam - mieszałam małą łyżeczką w herbacie - Ratowałam swoje życie.
   - I miałaś w dupie wszystko inne - zaśmiał się - Skąd ja to znam...
   - Tak było - nagle powrócił mi humor - Biegłam, byleby być na zewnątrz. Gdyby było więcej ludzi w domu, zapewne rozpychałabym wszystkich na ściany, żeby zrobić sobie drogę.
   - Ja też - uśmiech nie schodził mu z twarzy - "Pierdolę kulturę! Chcę żyć!" - udawał, że rozpycha ludzi, przez co śmiałam się głośno.
   Steve to taki człowiek, który zawsze znajdzie okazje do żartowania. Pochodzi z Detroit, a tam dzieje się wiele rzeczy. Miasto rocka. Ma tam dwóch młodszych braci. Za pewne za nimi tęskni. Byli wychowywani przez samotna matkę. Mieli trudno w życiu. Może i jest starszy ode mnie, ale zachowuje się jak pięciolatek. Może dlatego, ze jest bardzo wyluzowany i żyje w ideologii Sex, Drugs and Rock&Roll. Tamte czasy sa jego życiem.
   Po jakiś dziesięciu minutach w końcu pojawił się Artur z wielką torbą. Nie ciekawiło mnie co tam jest, ważniejsze było dla mnie, że w końcu przyszedł. Przywitał mnie buziakiem w usta, po czym przysiadł obok.
   - Co masz z policzkiem? - spytał.
   - Nie wiem - miałam już dość tłumaczenia.
   Westchnął tylko i objął ręka w pasie. Wiedział, że nie mam dziś dobrego humoru, dlatego wolał dalej nie pytać.
   W torbie, którą przyniósł, znajdowały się narzędzia potrzebne do naprawy ścian. Postanowiłam im pomóc, gdyż chciałam jakoś odwdzięczyć im się za nockę u nich. Chłopcy najpierw naprawili dziury. Trzeba było trochę odczekać aż cement wyschnie. Potem wszystko zamalowaliśmy białą farbą. Zajęło nam to dużo czasu. Nim się obejrzałam, już był późny wieczór. Steven postanowił wybrać się na miasto, ponieważ potrzebował się odprężyć. Spytał czy pójdziemy, ale ja nie miałam ochoty na balowanie, a Artur nie chciał mnie zostawić samej w tym stanie. Wyszedł sam, a my zostaliśmy sami. Siedzieliśmy, oglądając koncert Kings of Leon. Artur mocno mnie przytulał. Czułam się bezpiecznie w jego objęciach.
   - Fajnie tak spędzać z tobą czas - szepnął mi do ucha - Spokojnie i miło.
   - Tak - westchnęłam - Z tobą też.
   Koncert się zakończył i Artur wyłączył telewizor. Przez chwilę byliśmy cicho, siedząc w swoich ramionach. Nie wiedziałam co robić, ale pasowała mi ta cisza. Jednak po chwili Artur podniósł moją głowę bym mu patrzyła w oczy. Pragnął czegoś. A konkretnie mnie. Widziałam to po jego spojrzeniu. Chciałam tego samego. Zbliżył twarz do mojej, po czym lekko musnął moje usta. Nie musiałam nic mówić, wiedział czego chcę. Przez moment tylko mnie całował, po czym wziął na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył mnie na łóżku. Był tuż nade mną. Obcałowywał moją szyję, dekolt. Zdjął moją koszulkę i rzucił gdzieś na podłogę. Dotykał moje ciało, wprawiając je w dziwny stan ekstazy. Wrócił do moich ust i nie zamierzał tego przerywać. Zresztą ja też.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dla niewtajemniczonych: Tak, w LA występują trzęsienia ziemi. Rzadko, ale są.
Bardzo bym prosiła o komentarze. Nie mam opinii o tym opowiadaniu i potrzebuję waszych komentarzy.

See you soon

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Część II: Upadek - Rozdział 14

Rozdział 13